Od tygodnia media, głównie internetowe „grzeją” informacją o nadciągającym „sądnym” i „czarnym” dniu dla banków, który nastąpi 3 października, kiedy Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ogłosi wykładnię w sprawie rozstrzygania sporów dotyczących walutowych kredytów indeksowanych zawierających niedozwolone klauzule. Rzeczywiście to będzie ważna data, bo nawet najbardziej zadowolony z kredytu frankowicz nie jest obojętny wobec jutrzejszego wyroku. To samo dotyczy banków.

W stronę Luksemburga spoglądają z niepokojem nawet te z nich, które w bilansach mają znikomą liczbę i wartość kredytów walutowych, a nawet nie mają ich w ogóle. Niekorzystny wyrok może uderzyć w cały sektor, niezależnie od stopnia zaangażowania w rynek frankowych hipotek.
Branża najbardziej boi się nie wielomiliardowych potencjalnych roszczeń i odpisów z tego tytułu, które trzeba będzie zrobić w przyszłości, ale najbliższych dni. Nastroje i oczekiwania są tak mocno nakręcone, że w razie najbardziej niekorzystnego wyroku trudno przewidzieć reakcję rynku. I nie chodzi tylko o inwestorów, mocno zdenerwowanych, czemu trudno się dziwić, ale także deponentów. Zachowali zimną krew, kiedy upadały SKOK-i, banki spółdzielcze, a niektóre komercyjne były na granicy bankructwa, natomiast teraz, jak wynika z naszych rozmów z bankami, są często mocno zaniepokojeni informacjami o zbliżającym się wyroku TSUE i pytają na infoliniach, ile bank, w którym trzymają depozyt, ma kredytów frankowych.
Trzy scenariusze
Z naszych informacji wynika, że banki o największym zaangażowaniu w kredyty frankowe zarysowały trzy możliwe scenariusze w TSUE. Najgorszy zakłada, że TSUE w pełni podzieli stanowisko swojego rzecznika generalnego, wyrażone wiosną tego roku, w którym stwierdził on, że jeśli umowa kredytowa zawiera niedozwoloną klauzulę dotyczącą sposobu ustalania kursu obliczania raty kredytowej, sąd może uznać umowę za nieważną albo przekształcić kredyt z indeksowanego do franka w kredyt złotowy, ale oparty na stopie LIBOR.
To skrajnie niekorzystny dla sektora rozwój wypadków, niemniej dość prawdopodobny, gdyż w przeszłości, w innych sprawach, TSUE zazwyczaj podzielał zadnie swojego rzecznika. Krajowe banki wychodzą jednak z założenia, że tym razem nie będzie prostej kalki, choćby z tego powodu, że opinia „albo, albo” to żadna wskazówka dla sądów krajowych, które rozstrzygają spory frankowiczów z bankami.
Scenariusz umiarkowany zakłada, że TSUE raczej stwierdzi, że obecność klauzuli niedozwolonej nie oznacza nieważności umowy, natomiast wskaże, w jaki sposób ustalać wysokość raty kredytu pozbawionego klauzuli indeksacyjnej. A także, to pobożne życzenie, punktem odniesienia do obliczeń będzie stawka WIBOR, a nie LIBOR. W trzecim, najkorzystniejszym dla banków scenariuszu Trybunał decyzję w sprawie traktowania klauzul abuzywnych przekazuje sądom krajowym, ze względu na złożoność spraw i trudność z przyjęciem jeden wykładni.
Spokojnie, armagedonu nie będzie
Biorąc pod uwagę ostatnie orzecznictwo Sądu Najwyższego i opracowanie dotyczące klauzul abuzywnych, przygotowaną przez departament analiz SN, które korespondują ze stanowiskiem rzecznika TSUE, trzeci scenariusz dla sektora wcale tak pozytywny nie jest. Jeśli TSUE odda sprawy w ręce polskich sędziów, sektor raczej korzystnych wyroków nie ma się co spodziewać.
— Niezależnie od tego jaki obrót sprawy przybiorą przed Trybunałem, to oczekiwania klientów i generalnie rynku idą za daleko. Nawet jeśli jutro zapadnie najmniej korzystne dla banków orzeczenie Trybunału, to wcale nie oznacza, że świat zatrzymał się w miejscu albo że doszło do armagedonu — mówi przedstawiciel jednego z banków frankowych.
Zwraca uwagę, że wpływ wyroku i na sytuację klientów, i banków nie będzie natychmiastowy. Choć według różnych analiz koszt realizacji wyroku w najmniej korzystnym brzmieniu będzie kosztować rynek bankowy od 20 mld do 60 mld zł. Nasi rozmówcy przekonują jednak, że jest to koszt, który będzie rozłożony w czasie.
— Zgodnie z zasadami rachunkowości jesteśmy zobowiązani zawiązać rezerwy po przegranym procesie. W przypadku ryzyka portfelowego też nie ma żadnego automatyzmu w rozpoznawaniu potencjalnych odpisów — mówi przedstawiciel sektora, który uważa, że pierwsze odpisy zaczną pojawić się najwcześniej w przyszłym roku.
A i to przy założeniu, że klienci faktycznie będą zakładać bankom sprawy. Nikt natomiast nie wie, jak duża będzie fala roszczeń.
Lanie oliwy na fale
Całe to tłumaczenie nie jest obliczone na uspokojenie własnych skołatanych nerwów, ale ma na celu stonowanie nastrojów na rozgrzanym rynku. Rzutem na taśmę, pięć minut przed dwunastą branża bankowa próbuje lać oliwę na wzburzone fale, żeby przekonać rynek, że jutro żadnego armagedonu nie będzie, że nawet w skrajnym scenariuszu nie należy popadać w panikę. Sektor poważnie obawia się negatywnego wpływu czwartkowego wyroku na cenę złotego, której nagłe wahnięcie w dół przysporzy bankom dodatkowych kłopotów związanych z zabezpieczeniami portfeli frankowych. W tym samym kierunku ruszą kursy akcji banków frankowych, i nie tylko, gdyż negatywny sentyment obejmie całą branżę.
Ile jest w cenach
Joanna Bachert i Jarosław Kosaty, analitycy PKO BP, uważają, że rynek nie zdyskontował jeszcze w pełni spodziewanego wyroku TSUE, a w przypadku wyroku korzystnego dla klientów spodziewają się, że do końca tygodnia notowania euro wzrosną do 4,45 zł — poziomu, który nie był obserwowany od 2016 r. Zdaniem ekspertów czarny scenariusz nie został jeszcze w pełni zdyskontowany. Jednocześnie analitycy przewidują, że reakcja rynku będzie tylko chwilowa, a kiedy kurz opadnie, kurs EUR/PLN zawróci do 4,35 zł do końca roku. Specjaliści nie wykluczają, że interwencję w celu zapewnienia stabilności systemu podejmą rząd i organy regulacyjne. Michał Stajniak z XTB DM uważa natomiast, że w cenach akcji banków jest już większość złych wieści.
— Indeks WIG-Banki jest o około 10 proc. poniżej szczytu z maja, a największe wyprzedanie sięgnęło 15 proc. Najmocniej zaangażowane banki w kredyty frankowe, takie jak Millenium (-40 proc.) czy Getin (-50 proc.), również wydają się mieć wycenione ryzyko. Co ciekawe, mocno zaangażowany w kredyty walutowe PKO BP znajduje się zaledwie około 3 proc. poniżej ceny sprzed wydania opinii rzecznika TSUE. Czy wobec tego nie doświadczymy na polskim rynku realizacji zysków z krótkich pozycji na polskim sektorze bankowym? Oczywiście jest takie prawdopodobieństwo, choć oczywiście diabeł może tkwić w szczegółach wyroku TSUE — mówi Michał Stajniak.
Więcej w portfelu
Jeśli wyrok będzie korzystny dla frankowiczów, w ich portfelach może zostać sporo pieniędzy. Jarosław Sadowski, ekonomista z Expandera, wyliczył, że w niektórych przypadkach wysokość raty i zadłużenie spadnie mniej więcej o połowę. Z wyliczeń Expandera wynika, że przypadku kredytu zaciągniętego w najgorszym możliwym momencie (sierpień 2008) rata spadłaby z 1974 zł do 929 zł. Tak duża zmiana wynikałaby nie tylko z przewalutowania po kursie początkowym, ale również z pozostawienia bardzo niskiego oprocentowania opartego na LIBOR.
— Usunięcie z umowy kredytowej klauzuli mówiącej o sposobie przeliczenia długu na franki zamieniłby go w kredyt złotowy, a przeliczenie odbyłoby się po kursie początkowym. Kolejna korzyść polegałaby na tym, że oprocentowanie nie zostałoby podniesione do poziomu, jaki obowiązuje dla kredytów w złotych. W wyniku tej zmiany powstałby kredyt w złotych, ale z oprocentowaniem opartym na szwajcarskim poziomie stóp procentowych. Byłby to więc kredyt z oprocentowaniem wynoszącym obecnie około 0,5 proc. — mówi Jarosław Sadowski.
Taka zmiana spowodowałoby drastyczny spadek raty i poziomu zadłużenia. Korzyść byłaby tym większa, im niższy był kurs dniu uruchomienia kredytu.