O 2,5 proc. spadł kurs PKO BP, a o 3 proc. Pekao po zapowiedzi rychłego wprowadzenia do oferty resortu finansów nowych obligacji skarbowych. Ich oprocentowanie ma być równe stopie referencyjnej NBP (obecnie to 5,25 proc.) i będzie tym samym konkurencyjne wobec dotychczasowej (dwuletnie obligacje oszczędnościowe dają 3 proc. w skali roku) i tego, co do zaproponowania mają banki. W tych największych podstawowe stawki oprocentowania kont oszczędnościowych wynoszą zwykle ułamek procenta, na znacznie więcej (nawet 4 proc.) można liczyć na promocjach, dotyczących nowych klientów lub tzw. nowych środków. Oferty są zazwyczaj ograniczone czasowo lub kwotowo (np. do 20 lub 200 tys. zł).
– Wdrażamy nowe typy obligacji, które będą korzystne dla Polaków i będą wyznaczać benchmark właśnie po to, aby wielkie korporacje finansowe nie były tymi, które skorzystają na trwających obecnie turbulencjach gospodarczych – powiedział w premier Mateusz Morawiecki w środę podczas wystąpienia na kongresie Impact’22.
Premier zapowiedział, że sieć sprzedaży zostanie powiększona do 1,5 tys. placówek i obejmować będzie już nie tylko PKO BP. Obligacje można też kupić przez telefon i internet.
Z prezentacji, jaka pojawiła się podczas wystąpienia premiera, wynika, że zostaną także zaoferowane obligacje dwuletnie z dodatkową marżą ponad stopę referencyjną. Szczegóły zostaną przedstawione pod koniec maja.
Obecnie w ofercie resortu finansów jest siedem rodzajów obligacji o terminie wykupu od trzech miesięcy do dwunastu lat. Oprocentowanie najkrótszych wynosi 1,5 proc. w skali roku. Wysokość odsetek od czterolatek i dziesięciolatek uzależnione jest od wskaźnika inflacji począwszy od drugiego roku oszczędzania. W pierwszym sięga 3,1-3,7 proc.
W I kwartale sprzedaż obligacji oszczędnościowych wyniosła 11,5 mld zł, o 14 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2021 r. Na koniec 2021 r. wartość depozytów bankowych gospodarstw domowych miała natomiast wartość ponad 1 bln zł.
Mateusz Morawiecki po raz kolejny zaapelował do przedstawicieli sektora bankowego.
- Koledzy, przebudźcie się. Nie może być tak, że oprocentowanie depozytów jest na poziomie 1-1,5 proc. To niezdrowy model gospodarczy. Spotkałem się z kierownictwem największych instytucji i wiem, że jest pogłębiona refleksja, żeby oprocentowanie poszło w górę - powiedział premier.

Nowy produkt może okazać się dużym wyzwaniem dla funduszy inwestycyjnych i banków. Wprawdzie inflacji nie pokona, ale pewne pięć, sześć, a może siedem procent rocznie przyciągnie polskiego klienta, który z natury jest dość konserwatywny. W Europie tylko Rumuni tak chętnie lokują w instrumenty dłużne, a magia haseł „bezpieczny”, „stabilny”, „gwarantowany” zysk nad Wisłą zawsze działa. Sieć dystrybucji tego typu produktów też będzie znaczna, a dystrybucja w Polsce jest kluczowa. Spodziewam się dalszego odpływu pieniędzy z funduszy dłużnych, a nawet mieszanych. O pieniądze klientów zaczną też walczyć banki, więc może w końcu ruszy oprocentowanie lokat. Rynek akcji też może dostać rykoszetem, choć on nie jest tak uzależniony od drobnego inwestora. Pamiętam jednak, że gdy np. Finax wchodził na rynek węgierski, olbrzymim wezwaniem była konkurencja z wysoko oprocentowanymi obligacjami skarbowymi, które dominowały w strukturze lokalnych inwestycji.

Nowa oferta resortu finansów może okazać się impulsem, który spowoduje wyraźne podniesienie oprocentowania lokat. Depozyty mogą przepływać w stronę obligacji oszczędnościowych, ponieważ są to papiery wolne od ryzyka (abstrahując od ocen ratingowych), a ponieważ obligacje te nie są wyceniane, stwarzają iluzję odporności na ryzyko stopy procentowej. Zresztą oprocentowanie nowych papierów ma się o stopę referencyjną opierać (nie wiemy tylko, czy będzie ono stałe czy zmienne).
Inwestorzy indywidualni to obecnie jedyna potencjalnie entuzjastycznie nastawiona grupa inwestorów skłonna pożyczać ministerstwu finansów (MF) pieniądze po relatywnie niskim koszcie i nie oglądając się na ryzyko stopy procentowej i ryzyko kredytowe. Jeśli MF zdoła w ten sposób pokazać, że jest w stanie refinansować znaczną część zapadającego zadłużenia, a zatem udowodni rynkom, że jest od nich częściowo niezależne, może to znaleźć odbicie w rentownościach na „dużym” rynku. A przynajmniej zmniejszy obawy najbardziej płochliwych inwestorów. Możliwość poszerzenia grupy nabywców długu nie jest więc działaniem pro bono, ale też (a być może przede wszystkim) próbą rozwiązania problemu narastających kosztów obsługi zadłużenia i zmniejszenia apetytu rynków na dług (dotyczy to nie tylko Polski).
W tym kontekście należy też odbierać złamanie monopolu PKO BP na oferowanie obligacji oszczędnościowych i zaproszenie wszystkich banków do dystrybucji – jest to krok w kierunku poszerzenia odbiorców.
