Znalazł je na wybrzeżu Morza Karaibskiego: laguny, koralowce. A na lądzie tropikalny las i zabytki kultury Majów.
Wybraliśmy się do Belize kilka lat temu z rodziną. Nie ma tam wielkich hoteli. Brak dróg, którymi mogłyby dojechać autokary z turystami. Nie ma portów, do których mogłyby wpłynąć wycieczkowce. Są niewielkie hoteliki, rozsiane wzdłuż całkiem sporego wybrzeża, ale można się do nich dostać jedynie niewielkim samolotem albo łodzią. To małe klimatyczne biznesy, nastawione na osobistą obsługę turystów.
Dzika przyroda. Nie ma sensu jechać do Belize z dziećmi poniżej 10 lat. Na wyspach jest bezpiecznie, ale w dżungli mogą czyhać tysiące niespodzianek — na drodze może się nagle pojawić wielka tarantula albo na stopie olbrzymia mrówka. W tych wiecznie zielonych lasach rośnie około tysiąca gatunków drzew, w tym mahoniowce, cedry, figowce. Do tego — jak na dżunglę przystało — pnącza, liany, cudownie kwitnące rośliny, m.in. orchidee.
Las jest tak zaborczy, że szybko pochłonąłby zagospodarowane tereny, gdyby zostały pozostawione same sobie, tak jak się to stało z miastami Majów, kiedy upadła ich cywilizacja około X w. Od XIX w. trwa „odbieranie” dżungli obiektów kultury Majów — budowli o charakterze sakralnym, administracyjnym czy rezydencjalnym. Wybrzeże Belize jest dość zróżnicowane — lasy mangrowe (fascynujący świat słonolubnych drzew z widocznym w wodzie systemem korzeniowym) przeplatają się z pięknymi plażami. Namorzyny wyglądają niesamowicie, trochę upiornie, chociaż kwitnie tam bogate życie — ryby, ptaki, węże, płazy…
Atrakcją dla turystów są szerokie piaszczyste plaże schodzące łagodnie do ciepłego zielonkawego morza. Właśnie u wybrzeży Belize znajduje się najdłuższa rafa koralowa na półkuli północnej, która jest częścią Środkowoamerykańskiej Rafy Koralowej, drugiej co do wielkości na świecie. W Rezerwacie Rafy Koralowej Belize (na liście dziedzictwa światowego UNESCO) występuje 70 gatunków korali twardych i 36 miękkich oraz 500 gatunków ryb. Żyją tu też zwierzęta zagrożone wymarciem: żółwie morskie, manaty, a nawet krokodyle amerykańskie.
Wzdłuż wybrzeża ciągną się wyspy i atole pochodzenia koralowego, w sumie jest ich około 450.
Lokalnie, tropikalnie. Pierwszą część wakacji spędziliśmy w San Pedro na największej z wysp Belize — Ambergris Caye. Po wylądowaniu na lotnisku w Belize City okazało się, że jedynym sensownym sposobem dostania się na wyspę jest podróż małą Cessną. Po godzinnym locie wylądowaliśmy na łące, która okazała się miejscowym lotniskiem. W San Pedro królują meleksy i ruch rowerowy. Część turystyczna miasteczka przy wybrzeżu to pojedyncze domki i kameralne hotele. Na plaży są bary kryte strzechą z palmowych liści, łączące się z drewnianymi pomostami wychodzącymi w morze. Ludzie w Belize są przyjaźni, otwarci, życzliwi i bardzo wyluzowani.
Dyscyplina czasowa dla nich nie istnieje, nawet gdy dotyczy opłaconych przez turystów atrakcji. Irytuje to nieco przyjeżdżających tam hurtowo Amerykanów. Nas bardzo zdziwiło, jak mało dociera tam Europejczyków — przez dwa tygodnie nie spotkaliśmy żadnego.
W ruchu. Belize to bardzo piękny i zróżnicowany krajobrazowo kraj, a my chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej ciekawych miejsc. Na przykład Thousand Foot Falls, najwyższy wodospad w Ameryce Środkowej, który sięga 1600 stóp, czyli około 490 m. Obowiązkowe były codzienne wyprawy z maską na rafy koralowe. Ze względu na niewielkie oddalenie atoli od brzegu mogliśmy popływać w różnych miejscach, oglądając pod wodą przeróżne gatunki korali, ryb, a także delfiny, żółwie. Niestety nie udało nam się zobaczyć manatów, ukryły się głęboko. Miejscowe firmy organizują także wyprawy dla zwolenników akwalungu. Wymarzone miejsce dla nurków to Blue Hole — podwodna studnia koralowa w atolu Lighthouse Reef.
Granatowa plama Blue Hole, widoczna na zdjęciach z kosmosu, ma szerokość 300 m, ale głębiej rozpadlina rozszerza się, a jej głębokość sięga ponad 120 m. To raj dla nurków i podwodnych fotografów. Organizuje się też popularne łowienie ryb na morzu. Połów oczywiście gwarantowany, a za opłatą można zlecić przyrządzenie złapanych ryb w hotelowej kuchni. Jadłospis Belize to owoce morza, placki kukurydziane pieczone na kamieniu, grillowane kurczaki, dużo dań rybnych właściwych dla kuchni Ameryki Południowej. Koniecznie trzeba spróbować przysmaku wysp, czyli olbrzymiego ślimaka (skrzydelnika wielkiego) skropionego sokiem z limonki z kolendrą. Do tego owoce: kokosy, ananasy, mango, papaje...
Różne skutki różnych zdarzeń. Belize City, dawna stolica państwa, to miasto portowe. Kompletnie zniszczył je w 1961 r. huragan Hattie. Administracyjne centrum przeniesiono w głąb kraju do Belmopan — to najmniejsza stolica na świecie. Łatwo się w Belize porozumieć, bo to państwo anglojęzyczne z wyraźnie brytyjskimi korzeniami. Po uzyskaniu niepodległości Belize (dawny Honduras Brytyjski) pozostało częścią Commonwealthu i wciąż stacjonują tam brytyjscy żołnierze. Zwiedzanie terenów przy granicy z Gwatemalą odbywa się pod ich okiem z powodu pojawiających się w tam uzbrojonych grup, które nie stronią od rabunków, a nawet porwań. Gwatemala nie uznaje Belize i na mapach traktuje jako część własnego terytorium. Tereny przygraniczne to niebezpieczny świat — co krok uzbrojone patrole, poczucie zagrożenia z każdej strony.
Wyprawa z dreszczykiem. Kiedy chcieliśmy zwiedzić kompleks znakomicie zachowanych piramid Majów Tikal w Gwatemali, okazało się, że tylko jedna wypożyczalnia w Belize udostępnia samochody z prawem wjazdu do tego kraju. Wycieczka okazała się wyprawą dla śmiałków — na granicy do auta podchodzi człowiek ze spryskiwaczem i bez słowa polewa koła pianą. Drugi, z karabinem, wyjaśnia, że to obowiązkowe czyszczenie kół, bo wjechaliśmy z zanieczyszczonego kraju (sic!). Kosztuje to 100 dolarów… Wyjeżdżamy na drogę, co do której, ze względu na brak oznaczenia, nie mieliśmy pewności, że prowadzi we właściwym kierunku, i widzimy, że nieliczne samochody przed nami jadą 10-15 km/h. Zagadka rozwikłała się, kiedy kierowca przed nami gwałtownie zahamował. Droga jest poorana wyrwami szerokimi na metr i więcej. Samochodów osobowych w przygranicznym rejonie Gwatemali nie widzieliśmy, tylko wojskowe i sporadycznie turystyczne busy. Jeśli już ktoś zapuści się w głąb kraju, warto wrócić tego samego dnia lub zorganizować bezpieczny nocleg.
Lepiej unikać podróżowania po zmroku. Wszystkie niedogodności i nerwową atmosferę zrekompensowało nam niezwykłe piękno Tikalu w środku tropikalnego lasu. Tikal National Park wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1979 r. Miasto Tikal było przypuszczalnie stolicą Majów w okresie przedkolumbijskim, ale przez stulecia się wyludniało, by ostatecznie opustoszeć w X wieku. Do dziś nie wyjaśniono do końca, czemu Majowie opuścili te tereny. Są tam pozostałości około 3 tys. budowli, m.in. piramid schodkowych. Wieże Świątyni Wielkiego Jaguara i Świątyni Dwugłowego Węża widać z oddali ponad zieloną połacią drzew parku narodowego. Zwiedzanie zajmuje kilka godzin.
Ukryte w dżungli. W samym Belize, około 50 km na południe od San Ignacio, znajduje się znacznie starsze miasto Majów — Caracol. Według badaczy zajmowało 200 km kw. i miało 100 tys. mieszkańców. Powstało w VI-V w. p.n.e. i rozwijało się co najmniej do IX w. n.e. Są tam słynne schodkowe piramidy, czyli w istocie świątynie, oraz m.in. ponadczterdziestometrowej wysokości kompleks pałacowo-świątynny Caana (Dom Nieba). Znaleziono tam też grobowce i inne ślady cywilizacji. Ukryte w dżungli miasto odkryto przypadkiem w XX w. Wielkie wrażenie robią święte drzewa Majów ceiba (puchowce). Majowie wierzyli, że te pięknie kwitnące olbrzymy łączą trzy światy — podziemny, ziemski i niebiański. Na południe od San Ignacio w Maya Mountains (około 1000 m n.p.m.) nad rzeką Macal znajduje się Black Rock Logde — tam spędziliśmy trochę czasu niemal bez kontaktu z ludźmi. Przepiękne miejsce: kilkanaście domków zatopionych w dżungli, a z wysokiego drewnianego tarasu widok na kanion, wartką rzekę i zielone połacie lasu.
Fantastyczny punkt do obserwacji ptaków. Jest ich tam mnóstwo, w niesamowitych kolorach — papugi, kolibry, zimorodki, tukany (i pozwalają się fotografować). Są także egzotyczne ssaki — małpy i tapiry. Spotkaliśmy idącą wzdłuż drogi prawie dwumetrową iguanę, ale kiedy próbowaliśmy zrobić jej zdjęcie, okazała się dla nas zbyt szybka. Z drapieżników występują te najpiękniejsze: jaguary i pumy. Zwierzęta, których raczej nie chciałoby się spotkać, to wiele jadowitych gatunków węży, a także wielki boa dusiciel. Roślinność niemal wchodzi w drzwi. A kiedy robi się ciemno, las zaczyna mówić swoim głosem. Krzyki papug, odgłosy nocnych zwierząt brzmią niczym jakaś surrealistyczna awantura.
Święta jaskinia. Fascynujące miejsce to Actun Tunichil Muknal Cave (zwane w skrócie ATM). w górskim rezerwacie tapirów. Dla Majów było obiektem sakralnym. Na wyprawę trzeba ruszyć wcześnie rano, bo pieszy szlak trzeba przebyć, zanim temperatura stanie się nieznośna. Do ATM można wpłynąć wpław, a dalej miejscami trzeba chodzić w skarpetkach, by nie zniszczyć skamieniałych skarbów. Jaskinia ma głębokość kilku kilometrów. Zwiedzają ją kilkuosobowe grupy pod opieką licencjonowanych przewodników. Można zobaczyć niesamowite formacje skalne i skamieniałe szkielety ludzkie, naczynia sprzed tysiąca lat.
Marek Szczepański
Prezes Oki Systems Polska. Z produkującą drukarki firmą Oki związany od 2004 r. Wcześniej pracował m.in. dla International Computers Limited oraz CompFort Meridian. Absolwent Politechniki Krakowskiej, dyplom MBA uzyskał na Uniwersytecie Warszawskim. Miłośnik kolarstwa górskiego i wspinaczki.