„PB”: Stare giełdowe porzekadło głosi „sell in may and go away”. Czy w maju warto było sprzedać i kiedy warto wrócić?
Sebastian Buczek: Bogatsi o doświadczenia ostatnich dwóch miesięcy i wiedzę o tym, co się wydarzyło, wiemy już, że trzeba było sprzedawać w maju. A poważnie — cały bieżący rok jest trudny dla inwestorów. Nasza prognoza z grudnia zakładała, że będzie to rok dużych wahań na rynku akcji. Nie spodziewaliśmy się jednak rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a ona zmieniła bardzo dużo. Oczekiwano silnych wahań, a tuż po półmetku można powiedzieć, że 2022 zapisze się w historii rynków finansowych jako rok z bessą. Trudno oczekiwać, żeby w jakimś znaczącym stopniu sytuacja miała się poprawić, chyba że doszłoby do cudownego rozwiązania konfliktu w Ukrainie. Oczywiście bardzo chcemy, żeby taki scenariusz się zrealizował, ale musimy patrzeć bardziej realistycznie. To rok spadku cen akcji, zresztą wszystkie aktywa tracą na wartości. Zaczęło się w drugiej połowie ubiegłego roku od obligacji, na początku roku doszły do tego akcje, a w ostatnich tygodniach surowce, może poza surowcami energetycznymi, gdzie trudno mówić o jednoznacznym trendzie spadkowym — są na wysokich poziomach. Jeśli spojrzymy jednak na surowiec nazywany często „doktorem ekonomii", czyli na miedź, to tutaj od kwietnia-maja mamy do czynienia z dużym spadkiem cen, który zwiastuje, że prawdopodobnie w pierwszej połowie przyszłego roku będziemy mieli recesję w globalnej gospodarce. Ten rok to czas, gdy trzeba uważać na pieniądze i raczej chronić kapitał. Czy należało sprzedać w maju? Tak, należało, a pewnie nawet kilka miesięcy wcześniej, by uniknąć tego, co działo się na rynkach i jeszcze będzie się działo.
Akcje tanieją, inflacja rośnie, wojna trwa, a za kilka miesięcy można spodziewać się kryzysu energetycznego. Będziemy mieli recesję — co robić w takiej sytuacji?
W sytuacji, gdy inflacja wynosi — jak w Polsce — wysokie kilkanaście procent, szukanie rozwiązań, które mają przynosić wyższą stopę zwrotu, może prowadzić tylko do większych strat. W takich latach, jak bieżący rok, należy raczej szukać pomysłów na ochronę kapitału, na to, żeby ten rok przeżyć z jak najmniejszymi stratami realnymi czy nominalnymi. My w tym roku stawialiśmy przede wszystkim na dwa fundusze dłużne, najbardziej bezpieczne z naszej palety. One mniej więcej ochroniły kapitał: są na lekkich minusach, ale na tle tego wszystkiego, co się wydarzyło z obligacjami, to wyniki są przyzwoite. Jeśli mielibyśmy szukać pomysłów, gdzie można uchronić kapitał, to na pewno są to waluty. Dolar i frank szwajcarski mocno się wyróżniają, dolar w stosunku do złotego od początku roku jest plus 20 proc. Mamy do czynienia z niebywałą sytuacją — w warunkach wysokiej inflacji ktoś, kto zainwestował na początku roku w dolary, ochronił kapitał. Nie tylko nominalnie, ale również realnie. Tylko niewielka grupa aktywów dała w tym roku takie powody do satysfakcji. Można było oczywiście zarobić, inwestując w strategie grające na spadki. My mamy fundusz Quercus Short, który jest w tym roku plus 28 proc., ale on nie robi nic innego, tylko zajmuje krótkie pozycje, więc jeśli akcje tanieją, to fundusz przynosi zyski.
A co dalej?
Nie zaryzykowałbym tezy, że trzeba zmienić w istotny sposób podejście do inwestowania. Nadal trzeba wykorzystywać ten rok do chronienia kapitału, unikania ryzykownych inwestycji i do tego, by przetrwać ten okres jak najlepiej. Na bardziej odważne inwestycje przyjdzie czas w 2023 r., gdy będzie można zdecydować się na większe ryzyko i np. produkty z udziałem akcji w portfelu. Żeby jednak nie wszystko brzmiało negatywnie — jedna rzecz zmieniła się mocno in plus. Mam na myśli przede wszystkim polskie obligacje skarbowe, które w ciągu ostatnich 12 miesięcy zanotowały olbrzymią bessę. W tej chwili polskie obligacje 10-letnie o stałym oprocentowaniu oferują 6,7 proc., a był nawet taki moment w czerwcu, gdy było to 8 proc. Naszym zdaniem to poziom bardzo atrakcyjny, patrząc w perspektywie roku czy dwóch w przód. Jeśli ktoś chce wypatrywać pierwszych sygnałów nowej hossy, to w pierwszej kolejności warto myśleć o obligacjach. Druga połowa tego roku to powinien być czas akumulacji tych instrumentów. Będziemy mieli wówczas apogeum odczytów inflacyjnych i zakończenie procesu podnoszenia stóp procentowych w Polsce. Zakładamy, że jeśli nic nowego się nie wydarzy, wzrosną one jeszcze o 0,5 pkt proc. Później widzimy możliwość osiągania na funduszach dłużnych nawet dwucyfrowej stopy zwrotu w perspektywie kilkunastu miesięcy. Bessa zaczęła się na obligacjach i na nich się skończy. Początku trendu wzrostowego oczekujemy w drugiej połowie tego roku. Jeśli chodzi o akcje, to trzeba jeszcze uzbroić się w cierpliwość i poczekać do końca roku.
Aktywa polskich TFI od miesięcy wyraźnie spadają, większość funduszy jest na minusie, zaufaniu do rynku kapitałowego nie pomagają też kolejne polityczne zapowiedzi np. nowych podatków dla dobrze zarabiających w tym otoczeniu branż. Czy przy rosnącym oprocentowaniu lokat fundusze powinny przygotować się na chudsze lata?
To fakt, że w tym roku inwestorzy wycofują pieniądze z funduszy. Ta tendencja powinna się wygaszać w drugiej połowie roku. Banki zbliżają się do szczytowych możliwości pod względem oprocentowania depozytów. Zakładamy, że dojdą z tym oprocentowaniem do 7 proc. I to tyle. Na tym poziomie RPP powinna zakończyć proces podnoszenia stóp, a w drugiej połowie przyszłego roku powinny pojawić się oczekiwania wobec ich obniżania. Te 7 proc. to jest szczyt możliwości, jeśli chodzi o depozyty. Natomiast jeśli chodzi o fundusze inwestycyjne, to w perspektywie kilkunastu miesięcy dobre fundusze dłużne, w szczególności fundusze obligacji skarbowych, będą w stanie osiągać dwucyfrową stopę zwrotu. Naszym zdaniem inwestorzy wychwycą ten element w drugiej połowie roku, pewnie w czwartym kwartale. Wstępnie zakładamy, że w przyszłym roku będzie też możliwa dwucyfrowa stopa zwrotu w funduszach akcyjnych. Inwestorzy mają teraz bogaty wybór tego, na czym będą mogli zarabiać w perspektywie roku, dwóch.
Szukaj Pulsu Biznesu do słuchania w Spotify, Apple Podcast, Podcast Addict lub Twojej ulubionej aplikacji
dziś: „Jak inwestować w bessie"
goście: Jerzy Nikorowski — BM BNP Paribas, Sebastian Buczek — Quercus TFI, Olaf Pietrzak — Esaliens TFI, Krzysztof Cesarz — Skarbiec TFI, Katarzyna Szwarc — pełnomocniczka ministra finansów ds. strategii rozwoju rynku kapitałowego