Bessy oczami klientów TFI

Anna Borys
opublikowano: 2008-08-27 00:00

Krajowe TFI są passe. Już niedługo

Trafić idealnie w dołek — to marzenie każdego kupującego inwestora i klienta TFI. Zwłaszcza teraz, po wielu miesiącach mocnych spadków. Niestety, w praktyce to trudne do zrealizowania. O wiele łatwiej skaleczyć się, próbując złapać spadający nóż. Bezpieczniej więc wydaje się poczekać na mocniejsze ubicie dna na parkiecie i ewentualne dłuższe wzrosty indeksów. Tyle że wtedy trzeba się pogodzić z utratą części możliwych korzyści. Obecnie wielu krajowych zarządzających obstawia, że dołek na giełdzie nastąpi jesienią. Czy warto już zajmować pozycję? Nie jest to proste. Specjaliści przewidują, że klientom TFI z reguły trzeba więcej czasu, aby wrócić na parkiet po gwałtownej przecenie. Tak też było w przeszłości.

Pierwszej bessy klienci TFI doświadczyli w 1994 r. Wtedy sesja na warszawskiej giełdzie odbywała się trzy razy w tygodniu, a notowania śledziło się zwykle w telegazecie. Pod koniec 1993 r. na giełdzie inwestowali prawie wszyscy. Jeśli nie bezpośrednio, to za pomocą funduszy inwestycyjnych. Klienci mieli do wyboru jeden fundusz — Pioneer Zrównoważony. W miesiącach wcześniejszej hossy bił on rekordy popularności. Od początku działalności, czyli od lipca 1992 r. do szczytu hossy jego aktywa urosły do 1,9 mld zł. Produkt zarobił w tym czasie ponad 300 proc. Radość nie trwała długo. W pewnym momencie chętnych do kupowania zaczęło brakować. Przyczyniły się do tego kontrowersje wokół prywatyzacji Banku Śląskiego. Kursy zanurkowały. W kolejnych kilkunastu miesiącach Polacy wypłacili z TFI 1,7 mld zł. Saldo wpłat i umorzeń było ujemne jeszcze przez rok od ustalenia dołka na giełdzie. Klienci TFI potrzebowali trzech lat, aby przeprosić się z giełdą.

Na nowo pieniądze wartkim strumieniem płynęły do krajowych TFI w drugiej połowie 1999 r. Tym razem wyobraźnię inwestorów rozpalały możliwości internetu. W oczach drożały spółki nowych technologii. Euforia klientów funduszy nie trwała długo. Jeszcze spirala wpłat nie zdążyła się na dobre rozkręcić (klienci wpłacili w tym czasie niecały miliard złotych), a za oceanem bańka internetowa pękła. Klienci TFI nie wystraszyli się spadków. Mało tego. Dalej powierzali pie- niądze specjalistom z TFI. W czasie, gdy indeks WIG stracił 49 proc. (między marcem 2000r. a październikiem 2001 r.), do funduszy napłynęło 2,9 mld zł. A wszystko za sprawą wprowadzonego w 2001 r. podatku Belki. Objął on początkowo tylko dochody odsetkowe, co zwiększyło atrakcyjność inwestycji w TFI. Na koniec 2001 r. na rynku dzia-łały 94 fundusze inwestycyjne, a ich aktywa sięgały 12 mld zł.

Trzecia, trwająca do dzisiaj bessa zastała rozgrzany do czerwoności rynek TFI jesienią ubiegłego roku. Pod koniec października Polacy trzymali w funduszach 144 mld zł. Dostępnych było 331 produktów krajowych i co najmniej drugie tyle funduszy oferowanych przez graczy zagranicznych. Moda na fundusze zaczęła się w 2005 r. To mniej więcej półtora roku po rozpoczęciu wzrostów na GPW. Od 2005 r. do funduszy inwestycyjnych Polacy wpłacili 7,75 mld zł więcej, niż wypłacili. WIG w tym czasie urósł o ponad 150 proc. Euforię i okres łatwych zysków zakończyła pęknięta bańka na amerykańskim rynku nieruchomości. Kryzys zza oceanu szybko rozlał się na cały świat finansowy. Do dzisiaj Polacy wycofali z krajowych TFI 25 mld zł.

Porównując sytuację z pierwszą bessą z 1994 r., można się spodziewać, że przed nami kolejna fala odpływów z TFI w wysokości nawet 25 mld zł. To jednak mało prawdopodobne. Po pierwsze, klienci TFI mają dużo wyższą wiedzę o mechanizmach rządzących rynkami finansowymi. Zdają sobie sprawę, że po bessie przyjdzie hossa. Po drugie, mamy szybko bogacące się społeczeństwo. Na razie pałeczkę od TFI przejęły produkty strukturyzowane i atrakcyjniej oprocentowane lokaty bankowe. Ta moda może się skończyć wraz z przeceną na rynku surowcowym i rozpoczęciem obniżania stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. I w końcu optymistami są przedstawiciele krajowych TFI. Wielu z nich przewiduje, że moment przełomu w funduszach tuż-tuż.

Złota jesień dla TFI

Przedstawicielom krajowych TFI powoli wraca optymizm. Niektórzy z nich przewidują, że od jesieni będzie już tylko lepiej.

Mariusz Staniszewski

prezes Noble Funds TFI

Dodatnie saldo wpłat i umorzeń krajowych TFI zobaczymy najwcześniej na początku przyszłego roku. Chociaż silny, bardziej masowy napływ jest prawdopodobny dopiero w 2010 r. Oczywiście zachowanie klientów TFI w dużej mierze zależy od sytuacji na GPW.

Polacy mają coraz większą świadomość inwestycyjną. Dlatego w pierwszej kolejności wrócą pewnie do produktów zrównoważonych, czyli bezpieczniejszych. Również duża część inwestorów zechce się odegrać, więc fundusze akcyjne także będą cieszyły się powodzeniem.

Tomasz Publicewicz

analityk Analizy Online

W 1994 r. fundusze inwestycyjne nie stanowiły popularnej formy oszczędzania. Podobnie było jeszcze w 2001 r. Zmieniło się to po wprowadzeniu podatku Belki. Kiedy zobaczymy dodatnie saldo wpłat i umorzeń? Gdy fundusze zaczną zarabiać. I jeszcze jedno. Tak długo, jak banki będą promowały depozyty, a nie jednostki funduszy, trudno będzie o dobre przepływy dla TFI. Trzeba poczekać na poprawę sytuacji na rynku i na zielone światło ze strony instytucji finansowych.

Piotr Kuba

wiceprezes Skarbiec TFI

Raczej nie powinno już być dużych odpływów z TFI. Osoby, które zostały w funduszach, są bardziej przygotowane na długoterminowe oszczędzanie. Duża grupa klientów TFI działa z pewnym opóźnieniem. Oni wrócą do funduszy, jak te zaczną pokazywać wyniki wyższe niż lokaty. Dużych napływów można się spodziewać dopiero w okolicach maja przyszłego roku, czyli pół roku po tym, jak giełda zakończy bessę, czego spodziewam się na jesieni. Najlepiej inwestować wtedy, gdy giełda osiąga dno bessy, ale uchwycenie dołka jest niezwykle trudne i to nie tylko dla klientów TFI — dla zarządzających również. Niestety, w tym zakresie dane makroekonomiczne nam nie pomogą. Giełda wyprzedza gospodarkę, więc dołek na niej powinien być znacznie wcześniej niż dołek w gospodarce. Gdy dane makroekonomiczne są najsłabsze, indeksy na parkiecie z reguły już znajdują się w trendzie wzrostowym. Gdy dane makro zaczynają się poprawiać, trend wzrostowy na giełdzie trwa już od paru miesięcy. Oczywiście znajdą się sprytni inwestorzy śledzący wydarzenia giełdowe, którzy wykorzystają niskie wartości jednostek uczestnictwa. Dlatego dodatniego salda wpłat i umorzeń będzie można się spodziewać już miesiąc po tym, jak giełda rozpocznie nowy trend wzrostowy.

Cezary Burzynski

prezes PKO TFI

Nie mogę zgodzić się z tezą, że klienci odsunęli się od TFI. Kiedy analizujemy liczbę transakcji, to liczba nabyć jest u nas od początku roku niemal dwukrotnie wyższa niż liczba umorzeń. Pokazuje to, że nasi klienci intensywnie dokupują jednostki, ale wpłacają mniejsze kwoty niż w ubiegłym roku i są bardziej ostrożni z inwestowaniem dużych sum. Aby ta sytuacja się zmieniła, musi wrócić zaufanie ogółu klientów do rynku kapitałowego. Do tego potrzeba dłuższej stabilizacji na giełdzie i zarysowania się bardziej wyraźnego trendu na rynku. Nie ma dziś powszechnie dostępnego i taniego sposobu inwestowania, który w odpowiedniej perspektywie czasowej przynosiłby takie stopy zwrotu jak fundusze. Tradycyjnie inwestycjami o wyższym poziomie ryzyka pierwsi zaczynają się interesować klienci lepiej wyedukowani i zamożniejsi, poszukujący okazji do atrakcyjnej inwestycji. Stałych wpłat dokonują też uczestnicy programów systematycznego oszczę- dzania.

Anna Borys