Pod względem wartości przeprowadzonych emisji korporacyjnych rok 2025 ma szansę zapisać się jako rekordowy. Znamy już skalę emisji obligacji skierowanych do szerokiego grona inwestorów na podstawie prospektów. Po raz pierwszy przekroczyła ona 2,5 mld zł. Poprzedni rekord z 2017 r. przekraczał 1,8 mld zł, a najwyższa suma wartości emisji przeprowadzonych w czasie 12 miesięcy padła czerwcu 2018 r. (nieco ponad 2 mld zł). Teoretycznie rynek ustanowił więc rekord potwierdzający tempo jego rozwoju.
W praktyce rekord padł, ale głównie za sprawą emisji listów zastawnych PKO Banku Hipotecznego, który jednorazowo zaoferował objęcie papierów wartych 1,2 mld zł. Gdyby nie uwzględniać tej jednej emisji, wartość szeroko dostępnych emisji spadłaby, i to wyraźnie, w porównaniu do poprzedniego roku (1,6 mld zł). Zaś liczba przeprowadzonych ofert (18) jest i bez manipulowania statystyką niższa niż w dwóch wcześniejszych latach (po 33). Niższa jest też różnorodność rynku (dziesięciu emitentów wobec kilkunastu w poprzednich latach). Mniejsza jest także wartość (130 mln zł vs 259 mln zł w 2025 r.) tzw. małych emisji publicznych, czyli dystrybuowanych szeroko, ale przeprowadzanych na podstawie memorandów i z ograniczeniem do równowartości 5 mln EUR rocznie. W tym wypadku można byłoby mówić wręcz o załamaniu, skoro spadek sięgnął 50 proc., ale po pierwsze ubiegły rok stworzył wyjątkowo wysoką bazę porównawczą, po drugie mówimy jednak o relatywnie niskich kwotach jak na rynek kapitałowy, więc wszelkiego rodzaju wahnięcia liczone w procentach zawsze będą sprawiały wrażenie dynamicznych zmian.
Z wartościami emisji dla całego rynku obligacji korporacyjnych wstrzymamy się do końca roku, jednak już teraz można powiedzieć, że liczba emisji spadła, wzrosła natomiast ich wartość. Przede wszystkim coraz częściej trafiają na rynek emisje o wartości przekraczającej 500 mln zł. W dołku koniunktury w 2022 r. na rynku nie zmieściła się ani jedna taka emisja, obecnie zaś popyt wchłania ich po dwie w kwartale. Orlen właśnie uplasował na krajowym rynku emisję na 2 mld zł, co jest największą ofertą korporacyjną w Polsce od niemal dwóch lat (emisji Cyfrowego Polsatu na 3,5 mld zł).
Brokerzy mogą być więc zadowoleni z efektu swojej pracy, bo wartość rynku pierwotnego wzrosła i pogłębiły się też portfele inwestorów. Z drugiej strony sama liczba emisji spadła, zwłaszcza tych o niskiej wartości, a skoro tak, to łatwo wysnuć wniosek, że nie wszystkie domy maklerskie mogły zanotować wzrosty, bo liczba chętnych emitentów jest jednak niższa.
Inwestorzy mają prawo być nieco skonfundowani. Z jednej strony wzrost liczby dużych emisji poprawia bezpieczeństwo portfeli, jeśli przyjąć oczywiście, że duże emisje obligacji są mniej ryzykowne od tych mniejszych (statystyka broni tej tezy). Z drugiej strony wyższy udział dużych emisji oznacza węższą dywersyfikację. To jednak zarządzalny problem. Gorzej, że obniżki stóp procentowych sprowadziły stawkę WIBOR o 1,9 pkt proc. niżej, co odbija się na naliczanych odsetkach. Do tego napływ kapitału na rynek długu i przewaga popytu pozwoliła emitentom na kontynuację kompresji marż. Taka sytuacja nie sprzyja więc inwestorom, ale najwyraźniej im nie przeszkadza, bo napływy do funduszy dłużnych, w tym korporacyjnych, utrzymały się i jesienią.
Z kolei rentowność obligacji skarbowych spadała znacznie wolniej (o 0,8 pkt proc. dla dziesięciolatek), co zapewniło ekstra zyski ze wzrostu notowań, ale jednocześnie zmniejszyło premie za ryzyko kredytowe obligacji korporacyjnych. To dziwne zachowanie, skoro to skarb państwa zadłuża się pod korek, a korporacje odchudzają zobowiązania. Ale to już temat na inny komentarz.
