
Zrobił woltę w stronę rynku produktów i usług dla zwierząt, ponieważ jako opiekun psa, królika i koni jest z nimi związany na co dzień.
– Jeżdżę konno – trochę sportowo, bo biorę udział w zawodach, a trochę amatorsko, dla przyjemności. Zwierzęta zawsze były obok mnie. Obserwowałem branżę produktów dla nich, zastanawiając się, jaki jest jej potencjał. Widziałem, że się rozwija, ale jest jeszcze niezdigitalizowana. Mimo to wszędzie na świecie nieustannie rośnie. Przekonałem się więc, że moja decyzja jest słuszna. Wynikała z połączenia pasji i chłodnej analizy rynku – mówi Karol Zielinski, założyciel Deora.
Przez 11 lat rozwijał fintech płatniczy PayLane, potem m.in. wspomagał consultingowo firmy technologiczne i był związany z polskimi start-upami. W zeszłym roku zmienił front i ogłosił powstanie marketplace’u Deor łączącego właścicieli zwierząt ze specjalistami oferującymi produkty i usługi dla nich. Pomysł jest prosty: chodzi o to, by właściciele zwierząt, szukając dla nich choćby weterynarza czy konkretnej karmy, nie musieli surfować po różnych stronach internetowych i tracić czas, porównując produkty i usługi, lecz znaleźli wszystko w jednym miejscu.
Po co ci te zwierzęta?
Karol Zielinski codziennie jeździ z Gdańska, gdzie mieszka, do podmiejskiej stajni, żeby doglądać swoich koni. Przyznaje, że gdyby nie zwierzęta w jego życiu, pewnie nie doszłoby do opracowania tego biznesowego pomysłu.
– Nie odkryłbym potencjału tej branży. Dużo jeżdżę po Polsce, spotykam się z ludźmi ze świata biznesu i z kimkolwiek rozmawiam, każdy zadaje mi to samo pytanie: po co ci te zwierzęta. Jeśli ktoś nie obcuje z nimi na co dzień, nie widzi problemów związanych z ich posiadaniem. A ja dobrze je znam, bo zwierzęta są obecne w moim życiu od lat. Moi rodzice prowadzą stajnię pod Bydgoszczą, więc z końmi miałem do czynienia od dziecka. Teraz sam mam trzy – jednego, na którym jeżdżę, dwa mniejsze, na których jeździ moja córka, która też złapała bakcyla konnej jazdy, i źrebaka, który niedawno się urodził. Jeszcze nikt na nim nie jeździ, na razie biega sobie wolno. Często było mi trudno znaleźć odpowiednie produkty czy specjalistów dla moich czworonogów: dla koni weterynarza czy kowala, a dla psa groomera. Zawsze zajmowało mi to dużo czasu. Postanowiłem wszystko uprościć – wspomina przedsiębiorca.
Ułatwiający życie algorytm

Nie było momentu przejścia, ten pomysł kiełkował. Na początku biznesmen chciał tylko zdigitalizować umawianie wizyt u specjalisty. Prędko doszedł jednak do wizji marketplace’u. W przyszłości zakupy tam mają być jeszcze łatwiejsze, gdyż pomoże w nich wyspecjalizowany algorytm pozwalający dobrać produkty i usługi do konkretnego zwierzęcia.
– Aby to zrobić, trzeba wejść w tryb życia zwierzęcia, jego choroby. Dowiedzieć się, czy koń jest bardziej zwierzęciem treningowym czy mniej aktywnym, a pies raczej kanapowcem czy ciągłym biegaczem. Dzięki tej wiedzy można tworzyć profile zwierząt i wybierać dla nich dokładnie to, czego potrzebują – tłumaczy Karol Zielinski.
Budował wizję firmy z dwoma wspólnikami – Pawłem Borkiem, który działa w niej do dziś, i Piotrem Maślakiem, który ostatecznie poświęcił się własnemu projektowi i odszedł ze spółki. Zespół liczy dziś 13 osób. Zaczęli bez finansowania z zewnątrz. Dopiero w grudniu 2021 r. pozyskali niewielką rundę finansowania pozwalającą na dokończenie produktu i zdobycie pierwszej transzy. Jak mówi Karol Zielinski, teraz spółka jest w trakcie pozyskiwania drugiej rundy finansowania, żeby odpowiednio zbudować produkt oparty na sztucznej inteligencji i pokusić się o pierwszy eksperyment zagraniczny.
Prezes Deora jest pewien sukcesu, bo wierzy, że znalazł niszę godną eksploracji. Tłumaczy, że pettech to bardzo różnorodny obszar, który będzie rósł w siłę.
– Dziś rozwija się innowacyjne urządzenia, które mierzą nam kroki, kiedy ćwiczymy, czy sprawdzają jakość snu. Podobne powstają dla zwierząt. Badają ich puls czy sen, żeby móc reagować lub postawić diagnozę w razie problemów… Pomagają koniom wychodzić z różnych chorób, a psom bawić się, gdy zostają same w domu. Rozpoznają twarz psa lub kota i pomagają im wejść do domu, kiedy właścicieli nie ma w środku. Istnieją też rozwiązania czysto software’owe, które starają się digitalizować procesy czy usługi realizowane dotąd w tradycyjny sposób, np. pomagają umówić się do jakiegoś specjalisty, oferując kalendarz, czy ułatwiają zarządzanie stajnią – wymienia Karol Zielinski.
Pettech rośnie w siłę
Twórca Deora tłumaczy, że na dynamiczny rozwój branży zwierzęcej nakłada się teraz kilka czynników. Po pierwsze, dotychczas nie było aż takiego zainteresowania tym segmentem. Był traktowany mniej poważnie niż branża „ludzka”. Ale wszystko nieustannie się zmienia. Pandemia spowodowała wzrost adopcji zwierząt, więc mamy ich więcej w domach. Karol Zielinski dodaje, że młodzi właściciele zwierząt są dziś bardziej wymagający, potrzebują dla nich nowych usług i produktów, rośnie więc koszyk zakupowy. No i jeszcze, a może przede wszystkim – wciąż zmienia się nastawienie do czworonogów.
– Nasi rodzice mieli inne podejście: „to tylko pies, może mieszkać w budzie, nic wielkiego mu się nie należy”. Teraz zwierzę jest częścią rodziny. Badania pokazują, że postrzegamy się jako pet parents, czyli rodzice zwierząt, a nie ich właściciele. Traktujemy je coraz bardziej humanitarnie, rozumiemy, że są nam bliskie. To wpływa na całą branżę – tłumaczy przedsiębiorca.
Bez zwierząt ani rusz
Jakie są więc cele spółki Deor? Według Karola Zielinskiego najważniejsze jest tworzenie coraz lepszych technologii, czyli wytworzenie wspomnianych mechanizmów i narzędzi rekomendacyjnych, które uczą się zwierząt i ich opiekunów, by na tej podstawie dobierać dla nich coraz lepsze produkty i usługi. Deor ma ambitne plany: do końca roku chce wejść na pierwsze rynki zagraniczne.
– Planujemy zacząć od tych nieodległych, z Europy Środkowej i Wschodniej, gdzie jest podobna kultura i liczba zwierząt domowych, dość zresztą wysoka. Ma je około 40 proc. gospodarstw. Jesienią chcemy zamknąć rundę finansowania – zapowiada prezes spółki.
Podkreśla, że bez zwierząt jego życie byłoby uboższe.
– Fundują mnóstwo nieprzewidzianych sytuacji – zdarzają się gonitwy za królikiem po całym mieszkaniu albo zaskakujące spacery z psem, podczas których odkrywam wiele ciekawych rzeczy. Bywa, że próbuję pracować, rozmawiam przez telefon z inwestorem, klikam w klawiaturę, a pod nogami biega mi królik albo pies próbuje wejść na kolana. Niejedną wideokonferencję z zespołem, klientem czy partnerem przeprowadziłem, siedząc na koniu czy biegając po hali treningowej. Już nawet w PayLane, gdy ktoś wchodził do mnie do pokoju, czasem musiał uważać, by mój czworonóg nie wskoczył mu na ramiona, chcąc się przywitać. Ale co robić, zawsze byłem zwolennikiem zasady: weź zwierzaka do pracy – kończy Karol Zielinski.