Bezrobocie ani drgnie, ale nie wszyscy się cieszą

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2023-05-08 20:00

Produkcja spada, sprzedaż detaliczna spada, PKB pewnie też jest na minusie, a bezrobocie ani drgnie. Firmy redukują liczbę ofert pracy, ale nie redukują liczby pracowników.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Uważam to za bardzo dobre zjawisko, choć wśród ekonomistów są też odmienne opinie. Niektórzy twierdzą, że bardzo niskie bezrobocie stwarza też pewne ryzyko.

Ze wstępnych danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej wynika, że w kwietniu stopa bezrobocia rejestrowanego obniżyła się do 5,3 proc. wobec 5,4 proc. w marcu (rok temu w kwietniu wynosiła 5,6 proc.). Po oczyszczeniu danych z sezonowości widać, że stopa bezrobocia jest bardzo stabilna. Nie zmienia się od wielu miesięcy, a pamiętajmy, że bezrobocie mierzone metodą ankietową — częściej używane w porównaniach międzynarodowych i analizach makroekonomicznych — jest jeszcze niższe i nie przekracza 3 proc., choć szacunków tego wskaźnika za kwiecień jeszcze nie ma.

Jednocześnie widać, że dekoniunktura przekłada się na skłonność do zatrudniania przez redukcję ofert pracy. Liczba nowych ofert w urzędach była w kwietniu o 21 proc. niższa rok do roku. Wiele wskazuje na to, że recesja przekłada się na zmniejszenie niedoborów siły roboczej, ale nie na zwolnienia, choć także tu nie ma dramatu. Liczba ofert najmocniej spadła między kwietniem a listopadem zeszłego roku, a od listopada utrzymuje się na stabilnym poziomie.

Napływające dane wpisują się w optymistyczną interpretację sytuacji na rynku pracy. Kilka miesięcy temu pisałem, że zaskakująca stabilność bezrobocia może wynikać z trzech przyczyn: opóźnionej reakcji na cykl (firmy dopiero zaczynają myśleć o zwolnieniach), spadku realnych wynagrodzeń (koszt pracy maleje, więc nie ma po co zwalniać), nadmiaru wolnych ofert pracy, które stanowią bufor chroniący zatrudnienie. Moje zdanie było takie, że dominującą przyczyną są dwa pierwsze zjawiska i że w końcu zobaczymy wzrost stopy bezrobocia. Możliwe jednak, że dominująca jest ta trzecia przyczyna — gospodarka funkcjonowała długo w warunkach permanentnego niedoboru pracowników i dostosowanie następuje przez redukcję niedoborów, a nie zatrudnienia.

Jeszcze za wcześnie, by wydawać jednoznaczne wyroki — dopiero przed nami jest okres, gdy realne wynagrodzenia przyspieszą w warunkach niskiej dynamiki PKB. Zobaczymy, co zrobią firmy, gdy realne koszty pracy się zwiększą a wydajność pracy będzie w stagnacji. Myślę, że zobaczymy jakieś pogorszenie na rynku pracy, choć dotychczasowe trendy wskazują, że nie musi być duże.

Niektórzy ekonomiści uważają, że brak wzrostu bezrobocia w warunkach recesji może być — paradoksalnie — objawem słabości gospodarki. Może to oznaczać, że firmy akceptują niższą wydajność pracy, nie czują potrzeby jej zwiększania. Realne wynagrodzenia są niższe, wydajność jest niższa, zatrudnienie jest wysokie, rynek pracy jest mocny, ale za tym kryje się mniejszy dynamizm, mniejsza innowacyjność i osłabienie tzw. kreatywnej destrukcji. Rzeczywiście można podać przykłady krajów, gdzie niskie bezrobocie maskowało problem z dynamiką wydajności pracy. Tak było na przykład w ostatniej dekadzie w Wielkiej Brytanii, gdzie po kryzysie finansowym dynamika wydajności pracy praktycznie stanęła w miejscu, co oznaczało też, że popyt na pracowników był dość wysoki (jak pracownicy są mniej wydajni, to trzeba ich więcej do wykonania określonej wielkości produkcji).

Mnie jednak ta argumentacja niezbyt przekonuje. Można w historii znaleźć bardzo wiele przykładów sytuacji odwrotnych, kiedy presja ze strony ciasnego rynku pracy zmuszała firmy do innowacji. Znany ekonomista Robert Gordon uważa na przykład, że to wzmocnienie pozycji przetargowej pracowników w latach 30. w USA uruchomiło największą w historii falę postępu technologicznego. Szukanie wzrostu wydajności przez zwolnienia kończy się najczęściej wykluczaniem najsłabszych, wzrostem nierówności, frustracjami, problemami społecznymi i podważeniem legitymizacji systemu wolnorynkowego. Nie tędy droga.

Dla mnie niska stopa bezrobocia jest jednym z celów polityki gospodarczej. Celem nie jedynym, ale istotnym, traktuję więc obecną sytuację jako optymistyczną.