Właściciele Jeronimo Martins narzekają na spowolnienie, wynikające z wolnych niedziel. W Dino ten efekt nie powinien być tak widoczny
Wolne niedziele spowolniły Biedronkę. Tuż przed długim weekendem Jeronimo Martins, portugalski właściciel największej sieci spożywczej w Polsce, opublikowało wyniki kwartalne, po których kurs spółki na giełdzie w Lizbonie spadł o 5 proc. Spółka co prawda nadal zwiększa przychody i zyski, ale kluczowy w handlu wskaźnik LFL — czyli sprzedaż w tych samych sklepach, które działały rok wcześniej, bez uwzględnienia nowych placówek — drugi kwartał z rzędu nie był imponujący. Po tym, jak w pierwszym kwartale tego roku sprzedaż LFL Biedronki skoczyła o 8,6 proc., w drugim kwartale wzrost wyniósł 0,6 proc., a w trzecim — 0,8 proc. Spółka winą za to obarcza przede wszystkim wolne niedziele.

„Zakaz handlu w niedzielę miał szczególnie negatywny wpływ na wyniki w trzecim kwartale, w którym liczba dni handlowych była mniejsza o 8. Zmniejszyło to sprzedaż LFL o około 2 pkt. proc.” — podało Jeronimo Martins w komunikacie.
W liczbach bezwzględnych Biedronka nadal notuje jednak duży wzrost sprzedaży — tylko w trzecim kwartale sieć miała w przeliczeniu 12,5 mld zł przychodów, czyli o 3,7 proc. więcej niż rok wcześniej, a w przekroju trzech kwartałów tego roku zysk na poziomie EBITDA skoczył o 6,6 proc., do około 2,7 mld zł. Sieć chwali się też wzrostem udziałów rynkowych o 1,7 pkt. proc.
— Wyniki Jeronimo Martins są w dużej mierze zbieżne z rynkowymi oczekiwaniami. Dynamika wzrostu sprzedaży LFL w Biedronce jest niska, ale można było się tego spodziewać: po pierwsze ze względu na wysoką bazę z ubiegłego roku, a po drugie ze względu na ograniczenie handlu w niedzielę — ocenia Piotr Bogusz, analityk DM mBanku.
Tymczasem już wkrótce, bo 8 listopada po sesji, wyniki kwartalne opublikuje Dino, które po upadku Almy i zdjęciu z parkietu Emperii jest jedynym spożywczym detalistą na warszawskiej giełdzie. Spółka, której giełdowy kurs od debiutu wiosną ubiegłego roku skoczył o 150 proc., w ostatnich dwóch latach regularnie notowała wzrost sprzedaży LFL o ponad 10 proc. W pierwszym półroczu tego roku na tym poziomie urosła o 14,7 proc. Zdaniem analityków, negatywny wpływ ograniczeń w niedzielnym handlu wynikom Dino nie zaszkodzi.
— Po Dino można spodziewać się znacznie wyższej dynamiki niż po Biedronce, podobnej do tej z drugiego kwartału, czyli zbliżonej do 10 proc. Te sieci są na zupełnie innym etapie rozwoju. W Dino jest bardzo dużo nowych sklepów, które dopiero pracują nad osiągnięciem optymalnej efektywności sprzedaży z metra kwadratowego i proces ten jeszcze potrwa, co daje pole do zwyżki. Oczekiwania co do tempa wzrostu LFL są już zresztą uwzględnione w giełdowym kursie Dino, które wskaźnikowo jest wyceniane znacznie wyżej niż Jeronimo Martins. Tymczasem w Biedronce sieć jest dojrzała, więc o taką dynamikę jest trudno — mówi Piotr Bogusz, analityk DM mBanku. © Ⓟ
Podpis: Marcel Zatoński