Bitcoin nie stanie się nowym złotem

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2021-02-09 20:00

Jest nikła szansa, aby w ciągu najbliższych lat bitcoin zastąpił złoto w roli uniwersalnego pieniądza. Co jednak nie oznacza, że przed kryptowalutami nie ma przyszłości

Trwa kryptowalutowa gorączka, z całą ideą ich „kopania” (ang. mining) niosącą konotacje z XIX-wiecznymi gorączkami złota. Jednakże koncepcja, iż to właśnie bitcoin lub jego podobni zdetronizują królewski metal wydaje mi się mocno naciągana. Niemniej jednak tak gdzieś od października 2020 r. cała akcja jest w kryptowalutach, podczas gdy ceny złota zasadniczo stoją w miejscu.

Bitcoin narodził się w 2008 r. jako odpowiedź na krach finansowy, jaki o mały włos nie doprowadził do upadku powojennego ładu monetarnego. Przez wiele lat był jedynie ciekawostką dla technologicznych geeków i bardzo specyficznej grupy inwestorów. Dopiero około 2013 r. zyskał szerszą popularność, podczas swej pierwszej hossy (albo manii spekulacyjnej) rosnąc w cenie z kilku dolarów do blisko 20 tys. USD pod koniec 2017 r. Później kurs bitcoina w rok spadł o 84 proc. i wydawało się, że to już koniec tego wynalazku.

Nawet późniejszy wzrost powyżej 10 tys. USD raczej nie przekonał sceptyków. Sytuację zmieniły dopiero wydarzenia z ostatnich 12 miesięcy, gdy kurs BTC wystrzelił w górę z niespełna 4 tys. USD do przeszło 48 tys. USD na początku lutego. Mówimy więc o 12-krotnej przebitce osiągniętej w mniej niż rok na instrumencie, który w ciągu ostatnich kilku lat stał się jak najbardziej „inwestowalną” klasą aktywów. Trudno przejść koło tego fenomenu obojętnie i nie zadać sobie pytanie, czy BTC lub jakaś inna kryptowaluta za jakiś czas nie zastąpi złota.

Trzy podobieństwa

Bitcoin jest wirtualną kryptowalutą bez wartości wewnętrznej. W świecie finansów zadomowiła się raptem kilka lat temu i dopiero niedawno stała się dostępna dla inwestorów instytucjonalnych. Bitcoinowe płatności to wciąż niewielka nisza. Popyt na kryptowaluty ma naturę czysto spekulacyjną – inwestorzy liczą, że znajdą kogoś, komu odsprzedadzą swoje bitcoiny po znacznie wyższej cenie.

Tymczasem złoto jest z nami od tysiącleci i od jakichś 5 tys. lat jest uniwersalnym pieniądzem. Nawet jeśli w ciągu ostatnich stu lat zostało praktycznie wyparte z systemu monetarnego, to jednak wciąż 34 tys. ton kruszcu zalega w bankach centralnych, budując zaufanie do fiducjarnego (czyli opartego o wiarę) pieniądza. To złoto nadal jest oznaką bogactwa, władzy i prestiżu. Wątpliwe jest, aby jakakolwiek wirtualna waluta mogła odegrać taką rolę w dającej się przewidywać przyszłości.

Istnieje jednak kilka cech wspólnych złota i bitcoina. Przede wszystkim podaż obu jest jednoznacznie ograniczona. Szacuje się, że od początku istnienia ludzkiej cywilizacji wydobyto blisko 200 tys. ton złota. I nadal prawie cały ten metal pozostaje „w obiegu”: czy to w formie złotych sztabek i monet w posiadaniu banków centralnych oraz inwestorów prywatnych, czy to noszony jako biżuteria przez 7,6 mld Ziemian. Co roku wydobywa się ok. 3,5 tys. ton złota, co daje roczną stopę inflacji (rozumianej jako zwiększenie podaży) złota rzędu 1,8 proc. To o rząd wielkości mniej od tempa, w jakim przybywa fiducjarnego pieniądza. Ten ostatni może być kreowany przez banki centralne bez jakichkolwiek ograniczeń i w dowolnych ilościach, co zresztą widzimy od dekady. Tymczasem żadna siła na tym świecie nie jest w stanie znacząco zwiększyć podaży złota. Nie da się go dodrukować i tyle.

Nieco podobnie jest w przypadku bitcoina, w którego system wbudowany jest nieprzekraczalny limit 21 mln jednostek. Do tej pory „wydobyto” ok. 18,5 mln i wraz ze wzrostem ilości bitcoina w obiegu coraz trudniej jest pozyskać nowe jednostki. W rezultacie „inflacja bitcoina” wynosi niespełna 0,3 proc. rocznie. Zatem zarówno na rynku złota, jak i BTC mamy do czynienia z szybko rosnącą ilością ficudjarnego pieniądza licytującą o mniej więcej stałą ilość „twardej waluty”. Dobrze rozumie to każdy, kto na własnym portfelu doświadczył hiperinflacji z przełomu lat 80 i 90 XX wieku. Chodzi o zachowanie siły nabywczej oszczędności w obliczu dramatycznego wzrostu podaży ich dotychczasowego nośnika.

Drugim podobieństwem obu aktywów jest niezależność od rządu czy jakiegokolwiek innego podmiotu. Wartość (i dostępność!) naszych pieniędzy ulokowanych w bankach zależy od ich wypłacalności. Podobnie jest w przypadku akcji czy obligacji. A nawet papierowej gotówki, która w teorii jest zobowiązaniem banku centralnego i której siła nabywcza zależy od polityki tego ostatniego. Współczesny pieniądz w każdej swojej postaci jest długiem – czyli zobowiązaniem drugiej strony. Złoto wolne jest od ryzyka kredytowego. Istnieje zawsze i obiektywnie, niezależnie od okoliczności.

W przypadku kryptowalut sprawa jest nieco bardziej złożona, ponieważ nie mają one formy materialnej. Owszem, zdecentralizowany i niezależny od państwa system BTC w teorii jest niemożliwy do zhakowania. Transakcje odbywają się peer-to-peer, teoretycznie bez pośrednika i z zachowaniem anonimowości. Nie ma jakiejś globalnej izby rozliczeniowej czy rady strzegącej „czystości” bitcoina. Wszystko wymaga zgody większości użytkowników, co z jednej strony zapewnia systemowi bezpieczeństwo, a z drugiej utrudnia szybkie i tanie przeprowadzanie transakcji. Zarówno BTC, jak i złoto są „pieniądzem na okaziciela”, transferowalnym bezpośrednio i w miarę anonimowo, co odróżnia je od płatności kartami czy przelew bankowym.

Trzecią cechą wspólną jest permanentność. Złoto jest wieczne. Ze względu na specyficzne własności fizyczne i chemiczne praktycznie się nie zużywa. Zakopane pod ziemią na tysiąc lat nic nie traci na swej wartości (a z reguły wręcz mocno zyskuje). Teoretycznie to samo dotyczy bitcoina. Raz „wydobyty” BTC pozostaje w systemie na zawsze. Nie zużyje się, nie wyparuje, co najwyżej zmieni właściciela (lub pozostanie poza obiegiem, jeśli jego posiadacz zgubi/zapomni swój klucz prywatny). Ale nikt nie da gwarancji, że za jakiś czas technologia stojąca za bitcoinem okaże się przestarzała. Jeśli (gdy?) pojawią się komputery o znacznie większych niż obecne mocach obliczeniowych, to konstrukcja systemu BTC okaże się tak samo przestarzała jak żaglowce w epoce statków parowych.

Uncja to uncja

W wieku XIX dla mieszkańców Zachodu było oczywiste, że złoto jest pieniądzem. W stuleciu XX zostało ono okrzyknięte „barbarzyńskim reliktem” i wyparte z systemu monetarnego. Wiek XXI przyniósł dominację pieniądza elektronicznego i pojawienie się kryptowalut. Niemniej jednak za dziesięć, sto czy nawet tysiąc lat uncja złota nadal będzie tą samą uncją złota. Zapewne o innej sile nabywczej, ale wciąż będzie tym samym kawałkiem materii pożądanym przez ludzi. Jest też niemal pewne, że za sto lat nie będzie istniała większość funkcjonujących obecnie walut. Te, które ocaleją, będą się cechowały siłą nabywczą mniejszą niż 1 proc. obecnej. A co w tym czasie stanie się z bitcoinem? Kto może dać jakąkolwiek gwarancję, że będzie on istniał za lat 10, o 100 nawet nie wspominając? Nikt tego nie jest w stanie przewidzieć, ponieważ za bitcoinem stoi raptem 12 lat doświadczenia. Złoto jest z nami od jakichś 5 tys. jako środek przechowywania wartości i środek wymiany.

Po drugie, mimo swego zdecentralizowania i zaawansowanej kryptografii system bitcoina wymaga rozbudowanej infrastruktury technicznej i pochłania ogromne ilości energii elektrycznej. Kryptowaluty to połączenie kilku wynalazków: szyfrowania asymetrycznego, powszechności komputerów oraz internetu i stojącej za nią społecznością. W mojej ocenie główna słabość systemu tkwi na styku wymiany fiducjarnego pieniądza na kryptowalutę. Światowe giełdy kryptowalut polegają na systemie bankowym i są na ogół kontrolowane przez rządy. Anonimowość wymiany USD czy PLN na BTC jest więc co najmniej dyskusyjna. A to oznacza, że państwowe aparaty skarbowe raczej prędzej niż później zainteresują się ogromnymi „zyskami kapitałowymi”, jakie zainkasowali bitcoinowi inwestorzy. To pewnie pretekst podatkowy za niedługo posłuży do „uregulowania” i inwigilacji systemów krypto. Nawet jeśli sprytne jednostki znajdą luki, to masy inwestujące w kryptowaluty zostaną odarte z jakiejkolwiek anonimowości i wolności od opodatkowania. Dla kontrastu złoto inwestycyjne jest w Polsce (przynajmniej na razie) co do zasady zwolnione od opodatkowania. Zarówno od VAT-u, jak i podatku Belki, a w większości przypadków także od PIT-u.

Po trzecie, zasadnicza różnica między złotem a bitcoinem zasadza się w „stanie skupienia”. Złoto jest dobrze znanym metalem, którego właściciel może dotknąć, pooglądać, zmierzyć, zważyć etc. BTC istnieje tylko jako zapis w pamięci komputera. Owszem, może i nie da się go sfałszować, ale też nie da się poczuć, że się go posiada. Można w niego tylko uwierzyć wykorzystując zdolności poznawcze i wiedzę własnego umysłu. Stąd też operacje kryptowalutami nie są intuicyjne i stawiają przed użytkownikiem nieznane wcześniej pułapki. O ile każde dziecko potrafiłoby przeprowadzić transakcję zamiany złota na banknoty Narodowego Banku Polskiego, o tyle już zamiana tych ostatnich na prawdziwego bitcoina nie należy do takich prostych. I raczej nie zmieni się to w perspektywie życia jednego pokolenia.

I wreszcie po czwarte, trudno uznać za środek tezauryzacji coś, czego cena potrafi się zmienić o kilkadziesiąt procent w ciągu doby. Lub co może potanieć o 80 proc. w ciągu roku lub potroić się w cenie w ciągu kwartału. Powiedzmy sobie wprost: „bezpieczna przystań” nie może się cechować zmiennością na poziomie obecnych kryptowalut. Ona uniemożliwia przeprowadzenia jakiegokolwiek procesu planowania finansowego nawet na poziomie codziennych transakcji. Skąd mogę wiedzieć, ile bitcoinów będę musiał jutro zapłacić np. za bochenek chleba. Nawet w przypadku permanentnie tracących na wartości walut fiducjarnych ta przewidywalność jest wielokrotnie większa.

A może „i” zamiast „czy”?

W mojej ocenie alternatywa bitcoin czy złoto jest z gruntu fałszywa. Ten pierwszy prawdopodobnie nigdy nie zastąpi tego drugiego w roli instrumentu bezpiecznego przechowania siły nabywczej w długim okresie czasu. Z kolei technologia blockchain dopiero szuka dla siebie zastosowań i sama w sobie zawiera niemały potencjał inwestycyjny. BTC i jemu podobni oferują zupełnie inną charakterystykę, przy pewnych podobieństwach do metali szlachetnych. Ale te podobieństwa według mnie nie czynią ich substytutami. Bitcoin w krótkim terminie konkuruje ze złotem o gotówkę inwestorów, ale na dłuższą metę oferuje inną charakterystykę i generuje zupełnie inne ryzyka z nią związane. Nie dostrzegam więc alternatywy złoto albo bitcoin. Raczej jest to próba znalezienia odpowiedzi na pytanie: jak ulokować oszczędności w epoce zmierzchu pieniądza fiducjarnego?