BIURA TRACĄ NA BRAKU EMITENTÓW
Ochotę na wejście do obrotu publicznego mają już tylko mniejsze i słabsze spółki
O ile pierwszy kwartał tego roku okazał się udany dla giełdowych debiutantów, o tyle po drugim, nie można już mówić o atrakcyjności rynku pierwotnego. Z powodu znikomej liczby nowych emisji niektóre biura maklerskie odnotują znacznie gorsze wyniki.
W ubiegłym roku na giełdzie zadebiutowało 57 nowych spółek i prawa do akcji dwóch kolejnych. W ciągu siedmiu miesięcy tego roku, emisje przeprowadziło 24 emitentów, a na GPW zadebiutowało 17 spółek i trzy prawa do akcji. Ogółem wartość ofert publicznych w 1998 roku przekroczyła 8 mld zł. W tym roku wartość ta drastycznie spadła i na koniec lipca wyniosła ledwie 1,7 mld zł.
Biurom rosną straty
Sytuacja finansowa biur maklerskich jest nie do pozazdroszczenia. Po fali przejęć i fuzji (również w systemie bankowym) część z nich zniknie z rynku. Z kilkunastu bankowych domów i biur maklerskich do końca 1999 roku pozostanie zapewne tylko kilka. Kiepską już i tak atmosferę pogarszają coraz niższe dochody, czerpane głównie z rynku wtórnego. Tylko nielicznym uda się wypracować widoczne zyski.
Głównym źródłem pozyskiwania kapitału przez biura maklerskie są wpływy z operacji papierami wartościowymi. Na drugim miejscu są przychody z prowadzenia usług maklerskich i doradczych, pochodzące głównie z prowizji. Na trzeciej pozycji jest wynagrodzenie za oferowane w publicznym obrocie papiery wartościowe.
Pierwotny w odstawce
Działalność na rynku pierwotnym wiąże się jednak z coraz większym ryzykiem. Trudno się dziwić, że biura niechętnie wykorzystują możliwość czerpania zysków z prowizji pobieranych przy gwarantowaniu nowych emisji.
Zdaniem Krzysztofa Wantoły, prezesa zarządu Izby Domów Maklerskich, sposobem na dodatkowe pozyskiwanie kapitału przez biura miała być subemisja usługowa. W ubiegłym roku w związku z kryzysem rosyjskim i dekoniunkturą na rynku, wiele biur ubezpieczających emisje poniosło jednak dotkliwe straty.
Zastój na rynku pierwotnym dodatkowo może obniżyć wpływy biur maklerskich. Część spółek przesuwa terminy wprowadzenia akcji do obrotu. Inwestorzy nie doczekali się na możliwość kupna na rynku pierwotnym ani Miro-Marku czy Vox Industrie. Z publicznego obrotu ostatecznie zrezygnował Instal Poznań i Mazury.
Biurokracja i ryzyko
Roman Sosnowski, doradca inwestycyjny WBK AiB Asset Management, twierdzi, że przyczyną zastoju na rynku pierwotnym jest przede wszystkim długi cykl przygotowywania prospektów.
— Często się zdarza, że trwa to tak długo, iż przez ten czas zmienia się koniunktura na giełdzie i spółki rezygnują z przeprowadzania emisji i wprowadzania akcji na giełdę. Dodatkowo trzeba pamiętać, że by udanie teraz uplasować emisję, trzeba się wykazać naprawdę dobrymi wynikami finansowymi, a te nie są domeną większości spółek — mówi Roman Sosnowski.
Zdaniem innego doradcy, największą bolączką warszawskiej giełdy jest to, że brakuje na niej dużych spółek, a te czekające na wejście na parkiet można policzyć na palcach jednej ręki.
— Trudno mówić o szybkim rozwoju warszawskiej giełdy, kiedy większość spółek starających się wprowadzić na parkiet swoje akcje cechuje się bardzo niską kapitalizacją. Środki kapitałowe poszukiwane są przede wszystkim przez małe i średnie firmy, co niestety zwiększa ryzyko inwestycji. Tym samym, mimo że wielu emitentom potrzebne są środki na rozwój, nie zapewniają oni gwarancji powodzenia emisji i zarobku na ich walorach, przez co niektóre emisje nie dochodzą do skutku. Tak było choćby w przypadku Mazur czy Libetu — tłumaczy doradca inwestycyjny.