BIZNES ZDOBYWA OŚMIOTYSIĘCZNIKI
Polskie agencje górskie zarabiają na obcokrajowcach
BEZ PROBLEMÓW: Od południowej strony można wejść na Mont Everest prawie z rękami w kieszeniach — śmieje się Ryszard Pawłowski, z agencji górskiej Patagonia.
Wyprawa na ośmiotysięcznik to wydatek rzędu 40 tys zł. Na taką przygodę decyduje się coraz więcej polskich biznesmenów. Krajowi organizatorzy wypraw wysokogórskich nadal zarabiają jednak głównie na zagranicznych klientach.
Na ośmiotysięczniki nie wspinają się amatorzy. Osoby, które zgłaszają się do agencji, mają już doświadczenie górskie zdobyte w Alpach lub Tatrach. Wyprawa taka trwa średnio miesiąc czasu i kosztuje od 28 tys zł wzwyż. Z uwagi na wysoką cenę, jaką trzeba zapłacić za taką eskapadę, komercyjnymi uczestnikami wypraw na ośmiotysięczniki są z reguły ludzie biznesu. Należy do nich min. Witold Szylderowicz, prezes Zielonogórskiej Telewizji Przewodowej.
Trzeba jednak podkreslić, że żadna z firm organizujących takie wyprawy — nawet za najwyższą opłatę — nie zdecyduje się zabrać na ośmiotysięcznik kogoś, kto nigdy nie miał kontaktu z górami.
— Każdego chętnego pytam o jego przygotowanie techniczne. Taka osoba musi także pokazać mi udokumentowany wykaz swoich wysokogórskich dokonań — mówi Ryszard Pawłowski z agencji górskiej Patagonia.
Warunki, jakie musi spełniać osoba, która chciałaby wziąć udział w takiej wyprawie, są bardzo surowe. Należy bowiem pamiętać, że jedną z najważniejszych rzeczy podczas wspinaczki jest bezpieczeństwo wszystkich uczestników wyprawy.
— Każdemu zapewniam awaryjne butle z tlenem. Wynajmuję również wykwalifikowanych Szerpów, którym jak powiem, że muszą się danym człowiekiem opiekować to wiem, że to zrobią — opowiada Ryszard Pawłowski.
Uczestnicy wyprawy
Wyprawa na szczyt ośmiotysięczny to skomplikowane przedsięwzięcie. Nierozłącznym elementem każdej wyprawy są towarzyszący wspinaczom tragarze. W Nepalu zajmują się tym zamieszkujący tereny górskie Szerpowie. Tworzą oni dwie grupy. Pierwsza z nich to tragarze pracujący na niskich wysokościach i donoszący ładunki do bazy, a druga to tragarze wysokościowi.
— Koszt wynajęcia Szerpa, który pracuje na niskich wysokościach, wynosi około czterech dolarów dziennie. Zabiera on bagaż dwóch osób. Drugą, elitarną grupę stanowią tragarze wysokościowi. Są oni z reguły współuczestnikami wypraw i zarabiają około 8-12 tys złotych miesięcznie. Niektórzy z nich są przeszkoleni na specjalnych kursach we Francji i Szwajcarii — opowiada Barbara Batko, alpinistka.
Szerpów najczęściej wynajmuje się za pośrednictwem agencji. Jest to najbezpieczniejsze rozwiązanie, ponieważ wszystkie ewentualne nieporozumienia załatwiane są między tragarzem a agencją. Do każdej grupy alpinistów przydzielony jest także tzw. oficer łącznikowy. Jego zadaniem jest pilnowanie, kto wchodzi na szczyt. Pilotuje on również uczestników wypraw.
Bezpieczniej od południa
Przed wejściem na każdy szczyt trzeba wykupić specjalne pozwolenie. Ta procedura dotyczy wszystkich ośmio- i siedmiotysięczników w Himalajach. Jego cena uzależniona jest od członków wyprawy, wysokości góry oraz strony, od której zamierzają się wspinać. Przykładowo, cena wejścia na Mont Everest od strony nepalskiej wynosi 240 tys zł, podczas gdy od strony chińskiej 40 tys zł. Trzeba pamiętać, że pozwolenie wykupuje się na grupę, a nie na pojedynczego wspinacza.
— Wejście od północnej strony często jest tańsze. Rozbieżność cenowa związana jest głównie z faktem, iż od strony północnej panują gorsze warunki klimatyczne. Szczególnie niebezpieczne dla każdego wspinacza są silne wiatry — tłumaczy Barbara Batko
W przypadku najwyższego szczytu — Mont Everestu — wejście od strony południowej może być nawet pięć razy droższe niż od północnej.
Ceny wypraw na ośmiotysięczniki wahają się od siedmiu do około dziesięciu tysięcy dolarów. Takie ceny oferują Polakom jedynie polskie agencje. Koszt wejścia na Mont Everest za pośrednictwem agencji zagranicznej może dochodzić nawet do 60 tys dolarów. Trzeba przy tym zaznaczyć, że niższe ceny nie oznaczają w tym wypadku mniejszego bezpieczeństwa.
Liczba Polaków, którzy decydują się na komercyjny udział w takich wyprawach, wciąż jest mała. Dlatego właśnie polskie agencje zmuszone są do zarabiania głównie na zagranicznych turystach, którym — jak otwarcie mówią — oferują o wiele wyższe ceny.