Drogie materiały budowlane i surowce energetyczne – to tylko część wyzwań, z którymi w najbliższych miesiącach będzie się mierzyć branża budowlana. Podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu o perspektywach dla branży debatowali najwięksi uczestnicy rynku inwestycji infrastrukturalnych w Polsce.
Ważna waloryzacja
Konsekwencje wojny w Ukrainie i ogólna sytuacja gospodarcza wpłynęły już na sektor komercyjny, który widocznie wyhamował. Zdaniem p.o. generalnego dyrektora dróg krajowych i autostrad Tomasza Żuchowskiego nakręcająca się fala wzrostów nie zagraża jednak realizacji planów w obszarze infrastruktury drogowej, a inwestycje publiczne, zwłaszcza teraz, powinny być kołem zamachowym dla gospodarki. Rząd już ma plan budowy dróg szybkiego ruchu do 2030 r., który ma pochłonąć 300 mld zł. Aby zbilansować negatywne skutki gospodarcze wojny, w ostatnich miesiącach GDDKiA osiągnęła porozumienie z wykonawcami trwających kontraktów, w efekcie czego ich wartość została zwaloryzowana z 5 do 10 proc. Koszt tej operacji wyniósł 2,7 mld zł.

- Nauczyliśmy się współpracować z biznesem w trudnych czasach pandemii COVID-19. Pesymistycznych scenariuszy nie widzę, choć będzie sporo wyzwań. Polski rynek jest dojrzały, zarówno firmy polskie, jak i zagraniczne, a także podwykonawcy, to doświadczeni partnerzy. Jeśli będziemy szybko i elastycznie reagować, zejścia z placu budowy nie będą koniecznie – mówił dyrektor GDDKiA.
Na znaczenie aneksów waloryzacyjnych zwracał uwagę Artur Popko, prezes Budimeksu. Szef największego wykonawcy infrastruktury potwierdził, że środki z waloryzacji w znacznym stopniu pozwoliły na realizację podpisanych umów i uchroniły od upadłości podwykonawców.
- Najbliższe 2 lata będą stabilne. Większe firmy mają zabezpieczone portfolio zamówień. Aneksy waloryzacyjne na kontrakty drogowe zostały podpisane, ceny materiałów się ustabilizowały. Jeśli w tym ostatnim obszarze nic gwałtowanie się nie zmieni, budowy nie powinny być zagrożone – przekonywał Artur Popko.
Kolejowa niepewność
Inaczej wygląda sytuacja na kolei. Szef Budimeksu apelował do rządu o wsparcie finansowe dla państwowych kolei, które w przeciwieństwie do publicznego administratora dróg, jeszcze nie wprowadziły systemowej waloryzacji kontraktów z wykonawcami swoich inwestycji. Niepewna jest też przyszłość nowych inwestycji kolejowych, których finansowanie jest mocno uzależnione od środków unijnych.
- Środki z KPO to jeden z trzech filarów planowanego dofinansowania z UE. Na infrastrukturę drogową w kolejnej perspektywie unijnej - FEnIKS dostępnych jest 44 mld zł, a na kolej 23 mld zł. W najbliższym czasie powinny być rozpisywane przetargi z nowej puli środków unijnych a niestety widzimy duże spowolnienie w ich ogłaszaniu. Jesteśmy zaniepokojeni gdy patrzymy na przyszłe plany inwestycyjne na lata 2025 i 2026, dlatego wnioskujemy do strony rządowej o refinansowanie projektów PKP zanim nie zostaną uruchomione środki z KPO. Potrzebujemy płynnego, pewnego portfela zamówień, żeby zapewnić ciągłość prac naszym zespołom. Spółki budowlane wydały też duże środki na sprzęt kolejowy do szybszej modernizacji szlaków kolejowych. Należy podkreślić, że sprzęt ten, jest na tyle specjalistyczny, że nie można go wykorzystywać do innych prac budowlanych. Tak trudnej sytuacji w przetargach na modernizację kolei nie było od siedmiu lat. Problemy z pozyskaniem finansowania przez stronę publiczną mają negatywny wpływ na tempo realizacji kolejnych prac na torach w perspektywie 2023 - 2027 mówił podczas dyskusji Artur Popko.
Na zagrożenia dla obecnych i planowanych inwestycji kolejowych podczas panelu zwracał uwagę Arnold Bresch, członek zarządu PKP PLK. Spółka za 1,5 roku ma skończyć wart 77 mld Krajowy Program Kolejowy i rozpocząć kolejne działania, których finansowanie ma zapewnić nowa perspektywa finansowa UE. Już dziś PKP PLK boryka się natomiast ze skutkami podwyżek cen materiałów budowlanych. Część z wykonawców spółki chce przedłużenia terminów zakończenia prac. To gigantyczny problem ze względu na specyfikę prac na kolei. Roboty budowlane muszą odbywać się przy zachowanym ruchu pociągów.
- Niepokoimy się, czy inwestycje zakończą się w terminie. Przygotowujemy się też na nową perspektywę, mamy gotowe projekty, pozwolenia na budowę, wiemy, co chcemy zrobić, ale do tej pory, ani środki z programu FEnIKS, ani KPO, nie zostały uruchomione. Czujemy, że tracimy szansę. Nie ma zapaści na rynku, są jedynie znaki zapytania odnośnie kolejnych 2 lat – przekonywał Arnold Bresch.
Kolejarze z luką inwestycyjną spowodowaną problemami z finansowaniem borykają się już od miesięcy. W oczekiwaniu na program FEnIKS, czyli fundusze europejskie na infrastrukturę, klimat i środowisko, następcę Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko (POIiŚ), a także wstrzymane środki z KPO, kolejarze już zwrócili się w tym roku po finansowanie do Ministerstwa Infrastruktury. W ciągu najbliższego roku rozstrzygnięte mają zostać przetargi o wartości kilkunastu miliardów złotych. Jeśli do tego czasu Unia Europejska nie zapewni Polsce finansowania, rynkowi grożą turbulencje.
Kłopoty z kadrami
Wszyscy uczestnicy dyskusji borykają się z problemem braku rąk do pracy. Inwestycje infrastrukturalne stanowią 7 proc. PKB Polski. Branża liczy obecnie 400 tys. pracowników. Mimo bardzo atrakcyjnych zarobków, na polskich budowach ciągle mamy do czynienia z niedoborem ludzi.
- W Polsce budujemy szybko, w trudnych warunkach, na kolei pracujemy 24 godziny na dobę. Tam, gdzie pociągi podczas prac jeżdżą z pełną prędkością, jest niebezpiecznie i od pracowników wymagamy zachowania dodatkowych środków bezpieczeństwa. Ciężko jest namówić pracownika na pracę w takich warunkach, nie mówiąc już o pracy w sobotę czy niedzielę, a niekiedy taki harmonogram prac jest konieczny by zakończyć kontrakty w terminach zleconych przez zamawiających– wyjaśniał prezes Budimeksu.
Szef GDDKiA wskazywał też, że praca na budowie wymaga dziś wyższych kompetencji niż dotychczas. Gros z personelu budowlanego to osoby obsługujące zaawansowane maszyny.
- Mamy w budowie 15 tys. km dróg, kontrakty na ponad 50 mld złotych. Czasem naliczamy już kary, a firmy dalej się spóźniają z oddaniem prac, bo nie mają ludzi. Tych osób nie da się przekwalifikować na szybko z gastronomii – mówił Tomasz Żuchowski.
Szef Budimeksu zauważał, że coraz częściej nieświadome realiów rynku pracy zagraniczne podmioty i małe firmy wygrywają przetargi w Polsce z założeniem, że w bardzo krótkim czasie zatrudnią kilkuset pracowników. To się ostatecznie nie udaje, co skutkuje przedłużeniem procesu przygotowania wielu inwestycji. Podobnie wiele podmiotów nie dysponuje niezbędnym sprzętem do zrealizowania zlecenia. Zdaniem Artura Popko niezbędna jest szczegółowa weryfikacja takich podmiotów.