Budimex wróży spadek rentowności budowlanki

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2017-02-26 22:00
zaktualizowano: 2017-02-26 17:08

Zyski będą rosły, bo ruszą inwestycje infrastrukturalne. Marże będą jednak niższe, bo podrożeje robocizna i materiały. Efekt będzie widać po 2017 r.

Pomimo spadku produkcji budowlano-montażowej o 14,4 proc. Budimex w 2016 r. zwiększył sprzedaż o 8,5 proc. Przychody spółki sięgnęły 5,6 mld zł, a zysk netto rekordowych 409,9 mln zł. Wpływ na wynik czwartego kwartału miało rozwiązanie 60 mln zł rezerwy związanej z ryzykiem ekologicznym na jednym z kontraktów drogowych, ale analitycy i tak bardzo dobrze oceniają kondycję Budimeksu.

Dariusz Blocher, prezes Budimeksu
Grzegorz Kawecki

— Wyniki za 2015 r. były bardzo dobre, a za 2016 r. wręcz fenomenalne. Rentowność osiągnięta przez Budimex jest fenomenalna jak na rynek budowlany. Należy oczekiwać, że będzie ją trudno obronić — komentuje Krzysztof Radojewski, szef działu analiz Noble Securities.

— Byłoby nieodpowiedzialne powiedzieć, że marża wzrośnie — przyznaje Dariusz Blocher, prezes Budimeksu. Spółka prowadzi działalność zdywersyfikowaną pomiędzy wszystkie główne segmenty rynku budowlanego — budownictwo drogowe, torowe, energetyczne i kubaturowe. Jak soczewka skupia więc plusy i minusy sektora.

Potrzeba ludzi i materiałów

Na koniec 2016 r. wartość portfela zamówień Budimeksu wynosiła 8,9 mld zł i była wyższa o 6 proc. od tej z końca 2015 r. Obecnie spółka ma jeszcze w zawieszeniu zlecenia za 3,9 mld zł. Na tyle opiewają złożone przez nią przetargowe oferty uznane za najkorzystniejsze.

— Jest wśród nich obwodnica Łodzi za 1,3 mld zł. To oferta powyżej budżetu zakładanego przez zamawiającego, więc realizacja projektu stoi pod znakiem zapytania — przyznaje Dariusz Blocher. Liczy jednak, że zamówień będzie coraz więcej. Co za tym idzie, wzrośnie zatrudnienie, które na koniec 2016 r. wynosiło 5,7 tys. osób.

— W 2016 r. stworzyliśmy 500 nowych etatów. W tym roku chcemy stworzyć ich 400-500, głównie w drogownictwie, kolejnictwie i budownictwie energetycznym — mówi Dariusz Blocher.

Ożywienie w budownictwie infrastrukturalnym ma jednak i drugą stronę. Budimex obserwuje presję na płace i wzrost cen materiałów. Pierwszą neutralizuje importem pracowników z Ukrainy, Białorusi i Mołdawii.

— Na budowach mamy dzisiaj 20-30 proc. pracowników mówiących innym językiem niż polski — informuje Dariusz Blocher. W podobny sposób spółka obniżała koszty używanych materiałów. Import stali z Białorusi zastopowały jednak unijne cła antydumpingowe. Do tego na budownictwie odbijają się światowe trendy na rynku paliw kopalnych.

— Ceny węgla wzrosły, to i stal podrożała. Wzrost cen ropy wpływa generalnie na wszystko — przypomina Dariusz Blocher.

Budimex zabezpiecza ceny asfaltu, ale musi go odebrać, nawet jeśli nie potrzebuje. Próbuje też podpisywać umowy na stałe ceny z podwykonawcami, ale sam za bardzo nie wierzy w skuteczność tej metody.

— Wiarygodność tych dostawców jest relatywnie mała. Jeśli nastąpi jakieś istotne wahnięcie kosztów, to oni nam albo odmówią, albo zbankrutują — przewiduje Dariusz Blocher.

Za rok albo później

Analitycy uważają, że nie należy przesadzać z wpływem czynników, które mogą źle wpłynąć na poprawę koniunktury na rynku budowlanym.

— Element kosztowy jest tylko jednym z wielu. Po drugiej stronie są przychody. W tej kwestii sytuacja wygląda coraz lepiej. Nie wydaje mi się, żeby presja kosztowa była tak duża, byśmy w najbliższych kwartałach zobaczyli pogorszenie się marż. To, co mówi prezes Budimeksu, to ostrzeżenie na przyszłość. Obecnie dopiero wychodzimy z dołka w budownictwie. Problem z marżami może być większy w 2018 r. i kolejnych, ale diagnoza na rok w przód — a tym bardziej lata kolejne — jest obarczona dużym ryzykiem — komentuje Piotr Zybała.

— Jeszcze w 2016 r. Trakcja i Skanska zwalniały ludzi. Jeśli są zwolnienia, to trudno, by była presja na wzrost płac. Ale gdy sytuacja zacznie się wyraźniepoprawiać, może się ona pojawić. Dane GUS za styczeń 2017 r. pokazały zaś, że sytuacja w budownictwie zaczyna się poprawiać — zaznacza Adrian Kyrcz, analityk Banku Zachodniego WBK. Adrian Kyrcz uważa, że dobre wyniki Budimeksu za 2016 r. to efekt dobrego zarządzania kontraktami i niskich cen materiałów oraz podwykonawstwa.

— Struktura kosztowa spółek budowlanych nie jest przejrzysta. Wiele prac realizują podwykonawcami — podkreśla analityk BZ WBK.

— Perspektywa na 2017 r. i 2018 r. jest taka, że koszty w budownictwie będą rosnąć. W najgorszej sytuacji są ci, którzy podpisują kontrakty długoterminowe, czyli infrastrukturalne. W budownictwie kubaturowym, w jakim specjalizują się Erbud czy Unibep, wzrost cen można szybciej przenieść na klientów. Budimex będzie to musiał jakoś przełknąć. Zwłaszcza w segmencie drogowym. W kolejnictwie konkurencja jest mniejsza, a do tego potencjalnikonkurenci potrafią startować jako konsorcja. Przykładem jest współpraca Torpolu z Budimeksem — uważa Krzysztof Radojewski. Dariusz Blocher twierdzi jednak, że w budownictwie kubaturowym jest obecnie mało zamówień.

— Nie widzimy dużej liczby przetargów na centra handlowe, biurowce, zakłady przemysłowe. A przede wszystkim nie widzimy przetargów samorządowych. Na koniec 2016 r. duża część województw nie miała podpisanych umów z Ministerstwem Rozwoju, a one są kluczowe dla zgłaszania projektów do dofinansowania unijnego. Z drugiej strony, większość oper, stadionów itp. została już wybudowana. A do tego samorządy już wiedzą, że łatwo budować za ułamek kosztów, a trudno potem utrzymać to, co się wybudowało — zaznacza Dariusz Blocher.

Analitycy są tą opinią nieco skonsternowani. Tym bardziej że sam Budimex w 2016 r. zwiększył wartość pozyskanych kontraktów o 34 proc. — do 2,8 mld zł. — Jeśli chodzi o samorządy, tok rozumowania jest jak najbardziej słuszny. Z drugiej strony wiele budynków użyteczności publicznej, biurowców oraz inwestycji mieszkaniowych wciąż powstaje, a Budimex, Erbud i Unibep weszły w 2017 r. z rekordowo wysokimi portfelami zamówień w tym segmencie, co m.in. wynika ze wzrostu udziału tych spółek w rynku — zastanawia się Piotr Zybała.

— W 2018 r. są wybory samorządowe. Zakładam więc, że sytuacja w tym segmencie rynku będzie się poprawiać, bo lokalni włodarze będą chcieli mieć inwestycje, jeśli nie skończone, to przynajmniej rozpoczęte — komentuje Adrian Kyrcz.