Budżet na 2002 rok już uderza w giełdę
Mimo braku konkretnych założeń przyszłorocznego budżetu i dość pesymistycznych prognoz dotyczących deficytu, sytuacja nie jest tragiczna. W długim okresie nie powinna ona zagrozić giełdzie, chyba że emisja papierów dłużnych przez Skarb Państwa będzie znacznie większa niż w tym roku.
Zawirowania polityczne, spekulacje i prognozy specjalistów dotyczące budżetu państwa na 2002 rok na razie wywołują tylko niepewność wśród inwestorów na GPW. Z tego też powodu dziś rynek dyskontuje tylko obawy.
Największym zagrożeniem dla giełdy będzie deficyt budżetu przekraczający 40 mld zł, którego nie uda się sfinansować z prywatyzacji. Oznaczać to będzie wówczas zwiększoną emisję obligacji i bonów skarbowych. By sprzedać te papiery, resort finansów będzie musiał się zgodzić na atrakcyjną rentowność, a to z kolei może odciągnąć z giełdy tych inwestorów, którzy pozostali tam mimo bessy.
Inwestorzy, zwłaszcza zagraniczni, już i tak wycofują się z giełdy, wyprzedając akcje nawet największych i najbardziej stabilnych polskich firm. W ciągu ostatniego roku wartość udziałów Skarbu Państwa w TP SA, KGHM i PKN Orlen spadła aż o 9,4 mld zł.
— Brak szczegółów o założeniach do przyszłorocznego budżetu, powoduje, że najważniejszą sprawą dla rynku jest teraz pełne rozpoznanie sytuacji. Dopiero na podstawie konkretnych danych będzie można ocenić stan finansów i dokonywać reform — uważa Artur Szeski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa inwestycyjnego CDM Pekao SA.
W takiej sytuacji trend spadkowy musi być kontynuowany, przynajmniej do czasu pojawienia się przesłanek do jego zmiany.
— Dziś warszawska giełda w ograniczonym stopniu reaguje na opinie dotyczące budżetu wygłaszane przez polityków czy analityków. Dzieje się tak główne dlatego, że obecnie określane są tylko prognozy, które na dodatek nowa ekipa rządząca może całkowicie zmienić i realizować tylko te, które przyjmie po wyborach parlamentarnych — twierdzi Adam Dakowicz, dyrektor ds. klientów indywidualnych Wood & Company.
Wzrost emisji
Obecna sytuacja związana z budżetem i stanem finansów publicznych nie jest jeszcze tragiczna. Najlepiej zdają się o tym świadczyć możliwości finansowania planowanego deficytu.
— Skarb Państwa ma dziś kilka możliwości finansowania dziury budżetowej. Jest to m.in. kwestia rentowności oferowanych instrumentów dłużnych czy określenia odpowiedniej alternatywy dla lokat bankowych — mówi Dawid Wilanowski, kierownik zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego BM BPH.
Jego zdaniem zbyt duży deficyt może spowodować wzrost podaży pieniądza i inflacji. Zwiększonej emisji instrumentów dłużnych mogą też towarzyszyć niekorzystne zjawiska na rynku już notowanych papierów wartościowych. Skarb Państwa, by osiągnąć założone wpływy, będzie musiał zaoferować lepsze oprocentowanie, co z kolei może zaowocować zamykaniem pozycji nie tylko na rynku akcji, ale i wcześniej wyemitowanych obligacji o mniejszej rentowności.
Dziś trudno jednak oszacować, jaki deficyt mógłby być sfinansowany przez emisje papierów skarbowych tak, by nie zniechęcić graczy do inwestowania na GPW.
Konieczne reformy
Wszyscy analitycy mówią o konieczności przeprowadzenia reformy finansów publicznych.
— Z punktu widzenia stabilności polskiej gospodarki i wzrostu PKB, konieczna jest racjonalizacja wydatków budżetowych. Ważne jest również, by wprowadzane reformy spotkały się ze zrozumieniem Rady Polityki Pieniężnej — uważa Artur Szeski.
Do podjęcia trudnych decyzji w zakresie ograniczenia wydatków zachęcają również inni analitycy.
— Obniżka wydatków państwa jest konieczna, podobnie jak zaniechanie podwyżki podatków. Jeszcze trudniejsza politycznie byłaby decyzja o wprowadzeniu obniżek stawek podatkowych. Wprowadzenie zapowiadanego od dawna podatku liniowego mogłoby wręcz przyczynić się do poprawy kondycji krajowej gospodarki — uważa Adam Dakowicz.
W jego ocenie, zmniejszenie strumienia przepływu środków między podmiotami gospodarczymi a budżetem mogłoby zaowocować wzrostem inwestycji, a w konsekwencji spadkiem bezrobocia i poprawą PKB. W efekcie również wpływy do budżetu byłyby większe. Na takie ruchy przed wyborami parlamentarnymi trudno jednak liczyć. Być może również dlatego, że z jednej strony brak szczegółowych danych na temat obecnej sytuacji, a z drugiej — opinie w większości przypadków nie potwierdzają katastroficznych wizji Ministerstwa Finansów.