W przemówieniu na terenie amerykańskiej bazy w Fort Bragg w Północnej Karolinie, prezydent George W.Bush zapowiedział, że ani nie wyśle więcej wojska do Iraku ani nie określi harmonogramu wycofania amerykańskich żołnierzy z tego kraju. To z Fort Bragg pochodzi 9,300 amerykańskich żołnierzy pełniących służbę w Iraku.
Bush wystąpił w rok po przekazaniu przez USA władzy w Bagdadzie Irakijczykom. Przyznał, że ma wątpliwości związane z wyborem strategii dla Iraku. Jednocześnie jednak zapewnił, że gra jest warta świeczki.
"Mamy więcej pracy do wykonania. Nastąpią jeszcze ciężkie momenty testujące zdecydowanie Ameryki. Walczymy przeciwko ludziom zaślepionym nienawiścią, uzbrojonym w śmiercionośną broń, zdolnym do wszelkiego okrucieństwa" - stwierdził Bush.
Prezydent zaapelował o cierpliwość, a także nalegał na pozostawienie sił amerykańskich w tym bliskowschodnim państwie do czasu wyszkolenia wystarczającej liczby żołnierzy irackich.
"W związku z tą przemocą, wiem, że Amerykanie zadają sobie pytanie, czy ta ofiara jest czegoś warta? Tak, gra jest warta świeczki, jest ważna dla przyszłego bezpieczeństwa naszego państwa" - ocenił gospodarz Białego Domu.
Opowiedział się wszakże przeciwko wysłaniu więcej wojska do Iraku, które wzmocniłoby liczący dziś 138 tysięcy amerykański kontyngent. W opinii Busha, "podważyłoby to naszą strategię zakładającą zachęcanie Irakijczyków do przejęcia inicjatywy w walce".
W ostatnim czasie wskaźniki popularności prezydenta spadły do nienotowanego wcześniej poziomu, najniższego w czasie drugiej kadencji. Dzieje się tak głównie z uwagi na niepewność towarzyszącą dalszemu rozwojowi wypadków w Iraku.
Przed wygłoszeniem przemówienia w Fort Bragg, Bush spotkał się z członkami rodzin 33 żołnierzy poległych w Iraku i Afganistanie.
Ponad 1700 Amerykanów poniosło dotąd śmierć w Iraku.