Buty ruszają w podróż na Zachód

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2017-04-25 22:00
zaktualizowano: 2017-04-25 20:33

Ryłko otwiera sklep na Wyspach. Kazar do krajów arabskich dokłada bliższe rynki. Jednak Europa Zachodnia to dla polskich firm rosyjska ruletka – ostrzega ekspert

Do tej pory znaczącą sieć zagranicznych sklepów z obuwiem, również na zachodzie Europy, udało się zbudować tylko CCC. Teraz za obuwniczą ekspansję biorą się gracze z wyższej półki cenowej. Bo — jak przyznają — muszą. W kraju nie mają już co ugrać.

iStock

Brak miejsca

W tym miesiącu pierwszy sklep w Wielkiej Brytanii uruchomi Ryłko. Do sprawy podszedł ostrożnie. Lokal jest mały i zlokalizowany 53 km od drogiego Londynu, w miejscowości Marlow. Ryłko poza krajem ma na razie 8 salonów: w Wietnamie i na Białorusi.

— Kolejne wytyczone przez nas kierunki to Czechy, Słowacja, Węgry, Ukraina i Mongolia. Rozmowy z lokalnymi partnerami są na różnych etapach zaawansowania. W tym roku pewne jest otwarcie 3-4 sklepów za granicą — mówi Daniel Kordjak, menedżer ds. eksportu w firmie Ryłko. Nad Wisłą sieć liczy 120 sklepów.

— W Polsce nie mamy gdzie się rozwijać. Musielibyśmy wejść albo w inne półki cenowe, albo z innym asortymentem, więc zdecydowaliśmy się skoncentrować na budowie sieci poza krajem — dodaje Daniel Kordjak. Ciasno jest także Kazarowi.

— W ciągu najbliższych lat w Polsce zamkniemy około 10 salonów, sieci już nie rozbudowujemy, ale zmieniamy wygląd sklepów czy miejsca. Większy ruch będzie widać poza granicami. Celujemy w dwa nowe kraje — na południu i zachodzie Europy. Za wcześnie jednak na szczegóły — twierdzi Artur Kazienko, prezes Kazara. Zarządzana przez niego firma zbierała dotychczas doświadczenia znacznie dalej, bo w krajach arabskich.

— Zaczęliśmy od tamtych rynków, bo jest tu miejsce na nowe marki, można je ciekawie wyeksponować, ale ogranicza nas tam brak wolnych powierzchni w najlepszych miejscach. Mamy kilka sklepów w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Bahrajnie i Katarze — mówi Artur Kazienko. W Europie spółka sparzyła się dotychczas w Rumunii, ale negocjuje kolejne lokale na Węgrzech.

— Do tej pory wchodziliśmy na nowe rynki poprzez franczyzę. Ten rok będzie inny — zebraliśmy taką ilość doświadczeń i know- -how, że debiutować będziemy własnymi siłami — dodaje szef Kazara. Gino Rossi ciepło patrzy na najbliższe rynki, na których już działa — Czechy, Słowację i kraje bałtyckie.

— W kraju nie chcemy rozbudować znacząco sieci stacjonarnej, myślimy natomiast o powiększaniu sklepów. Polski rynek obuwniczy w naszym segmencie cenowym jest jednym z najbardziej konkurencyjnych i nasyconych — przyznaje Tomasz Malicki, prezes Gino Rossi. Spółka ma wprawdzie sklepy w Niemczech, ale do planów na Zachodzie podchodzi ostrożnie.

— Niemcy to raczej rynek multibrandowy, więc salony monobrandowe to trudne zadanie, wymagające zbudowania dużej sieci, czyli dużych nakładów finansowych. Do tego po atakach terrorystycznych spadła liczba odwiedzających centra handlowe, podobnie we Francji, co zmniejsza rentowność takiego biznesu. W większym stopniu więc będziemy skupiać się na kanale e-commerce i sprzedaży b2b na tych rynkach — dodaje Tomasz Malicki. Wojas zarządza za granicą ponad 20 sklepami — w Czechach, na Słowacji i Białorusi, pod koniec zeszłego roku pojawił się w Rumunii.

— Ten rok to wciąż testowanie tego rynku. Rozmawiamy o kolejnych wejściach — na Wschodzie i na Zachodzie, ale za wcześnie, by ujawniać konkretne kierunki. Dziś nasze doświadczenia z zachodnimi rynkami to eksport i bycie podwykonawcą. Tak jak kiedyś zapowiadaliśmy, zagraniczną sieć widzimy na poziomie ok. 160 placówek — mówi Wiesław Wojas, prezes Wojasa. Jego zdaniem, duża konkurencja w kraju to tylko jeden z powodów obecnej ekspansji polskich graczy.

— Przede wszystkim jednak nasze firmy po prostu okrzepły, poczuły się pewniej, więc ruszyły za granicę — dodaje Wiesław Wojas.

Właściwy i konieczny kierunek

Agnieszka Górnicka, prezes firmy badawczej Inquiry, przyznaje, że rozwój salonów polskich marek na Zachodzie dopiero się zaczyna.

— Dziś to dla nas wciąż rosyjska ruletka. Komuś się powiedzie, komuś powinie się noga. Na pewno jest to jednak właściwy i konieczny kierunek rozwoju. Musimy zebrać doświadczenia, a to kosztuje. Być może ciekawy jest właśnie pomysł Ryłki — by zacząć z małym salonem, nie w metropolii, a nie startować z lokalizacją premium z nadzieją na potok klientów. Gino Rossi miało kiedyś salon przy czołowej ulicy handlowej Berlina — Kurfürstendamm i go zamknęło — przypomina Agnieszka Górnicka. Jej zdaniem, główne problemy, na jakie napotykają polskie firmy budujące sieć za granicą, są natury finansowej i marketingowej.

— Nie potrafimy sprostać wymaganiom np. pod względem koniecznej wielkości inwestycji. To rynki nieporównywalne z Rosją, gdzie przez lata wiele naszych firm nieźle się rozwijało. Tu potrzebny jest też inny know-how wobec relacji biznesowych, ale też inny wyróżnik konkurencyjny niż ten, do którego przyzwyczajeni są Polacy. Przez lata uczyliśmy się konkurować głównie ceną. Na eksportowe rynki to za mało. Do tego dochodzi wiedza o różnych lokalnych uwarunkowaniach — np. Polki mają szersze stopy niż Włoszki, a włoskie buty nie są przystosowane do polskich warunków klimatycznych — mówi prezes Inquiry.

 

860 mln EUR…a tyle w pierwszych trzech kwartałach 2016 r. (GUS nie podaje jeszcze danych za cały rok)

300 mln EUR Za taką kwotę w pierwszych trzech kwartałach 2016 r. kupili polskie buty Niemcy, największy ich zagraniczny odbiorca.

972 mln EUR Tyle w 2015 r. wyniosła wartość polskiego eksportu obuwia…