W pięciogwiazdkowym warszawskim Regent Warsaw Hotelu nocowali w trakcie wizyt w Polsce Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, i Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że działo się to już po złożeniu wniosku o jego upadłość. Została orzeczona niewiele później. Nie przeszkadza to firmie w dalszym funkcjonowaniu i przyjmowaniu gości.

— W powszechnej opinii upadłość to popiół i zgliszcza, które zostawia po sobie syndyk. Upadłe przedsiębiorstwo może jednak dalej funkcjonować — oczywiście dzięki wszystkim członkom zespołu — podkreśla syndyk Marcin Krzemiński.
Obecna sytuacja nie może jednak trwać wiecznie. W końcu sąd orzekł upadłość, która jeszcze na początku 2015 r. (przed zmianą przepisów) nazywała się likwidacyjną. Syndyk nie chce jednak prowadzić wyprzedaży garażowej, w której osobno sprzedawałby wyposażenie i budynek. Szykuje przetarg, w którym do kupienia będzie funkcjonujący luksusowy obiekt z 246 pokojami.
— Hotel generuje zysk operacyjny — mówi Marcin Krzemiński.
Włoska historia
Regent Warsaw Hotel otworzył podwoje w 2002 r. pod szyldem Hyatt. Stał się jednym z ulubionych miejsc pobytu światowych przywódców odwiedzających Polskę. W trakcie jedynej wizyty nad Wisłą mieszkał tam Xi Jinping, prezydent Chin. Nocował tam też Dimitrij Miedwiediew, wtedy prezydent, obecnie premier Rosji.
Można domniemywać, że decydował o tym nie tylko standard obiektu, ale też lokalizacja — nieopodal Belwederu, kancelarii premiera, Ministerstwa Spraw Zagranicznych i wielu ambasad (choć akurat chińska położona jest w innej części Warszawy). Budynek zasłynął też pionierskim ustawieniem pasieki na dachu. Do Łazienek Królewskich i Ogrodu Botanicznego pszczoły mają równie blisko jak politycy do ważnych dla nich miejsc. W niedostępnych dla gości kuluarach niemal od początku tliły się jednak problemy finansowe — nie amerykańskiego Hyatta, ale spółki Cosmar Polska. To z jej inicjatywy powstał hotel i ona jest jego właścicielem. Hyatt — jak często w tej branży bywa — był tylko tzw. operatorem. Użyczał nazwy, która zniknęła w marcu 2014 r. Przedstawiciele Hyatta nie chcieli wtedy ujawnić przyczyn rozwodu. Od tamtego czasu obiekt funkcjonuje niezależnie od jakiejkolwiek sieci jako Regent Warsaw Hotel. Za Cosmarem stali włoscy przedsiębiorcy, którzy na budowę zaciągnęli kredyt w Banku Pekao, kontrolowanym wówczas przez włoski Unicredit.
— Kłopoty z obsługą kredytu zaczęły się tuż po otwarciu. Potem był rozwód z Hyattem i prowadzenie hotelu własnymi siłami jako placówki niezależnej. Dzięki zdobytej renomie udało się kontynuować działalność bez dramatycznych zdarzeń, ale działania podjęte przez zarząd okazały się niewystarczające — wspomina Krzysztof Woliński, dyrektor generalny Regent Warsaw Hotelu.
Po repolonizacji Bank Pekao ewidentnie stracił cierpliwość do Cosmaru, w którego zarządzie od początku zasiadali wyłącznie Włosi. W lutym 2018 r. złożył wniosek o upadłość. Sąd ogłosił ją 22 sierpnia 2018 r. Dług Cosmaru przekraczał 200 mln zł. Z zewnątrz tych problemów nie było widać — hotel działał dalej, jakby nic się nie stało.
— W przypadku hotelu zamknięcie drzwi i zwolnienie 220 osób byłoby najgorszym ze scenariuszy. Wartość tego, co mógłbym sprzedać, żeby zaspokoić wierzycieli, byłaby znikoma. Dlatego zaraz po ogłoszeniu upadłości starałem się szybko zorganizować spotkania z pracownikami, by jasno wytłumaczyć, jakie są konsekwencje upadłości. Największym problemem mógł być bowiem brak komunikacji, to że ludzie nie będą wiedzieli, co ich czeka — mówi Marcin Krzemiński.
— Upadłość nie spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Samo złożenie wniosku o upadłość było jednak zaskoczeniem. Zamiast czytać ustawę o turystyce, przeczytałem prawo upadłościowe, by zrozumieć konsekwencje — uzupełnia Krzysztof Woliński.
Jedną z nich jest wyzerowanie rozliczeń na dzień ogłoszenia upadłości. Od tego dnia firma musi regulować zobowiązania na bieżąco, ale to, czego wcześniej nie zapłaciła, będzie spłacone z uzysku syndyka ze sprzedaży majątku. Choć około 90 proc. długów Cosmaru jest pochodną kredytu na budowę, to na liście wierzycieli znaleźli się też m.in. dostawcy artykułów spożywczych i miasto Warszawa.
— Niektórym niezapłacone 50 tys. zł nie sprawia większego dyskomfortu, ale małym firmom, dla których jesteśmy dużym odbiorcą, nasza sytuacja groziła utratą płynności. Przekonanie ich do dalszej współpracy wymagało więc pracy — mówi Krzysztof Woliński.
Jedną z trudnych decyzji, dzięki której hotel dziś funkcjonuje, musiał też podjąć syndyk.
— Pierwszego dnia po wejściu do spółki musiałem podpisać umowę na dostawę energii elektrycznej w 2019 r. Jej wartość opiewała na około 1,5 mln zł. Dobrze, że ją podpisałem, bo potem ceny poszły w górę. Ale to przecież nie ja negocjowałem umowę, a gdyby coś poszło nie tak, to cała odpowiedzialność spadłaby na mnie — wspomina Marcin Krzemiński.
Powrót do normalności
Pierwsze miesiące po ogłoszeniu upadłości były trudne. Część zakupów hotel musiał realizować w formie przedpłat lub za gotówkę. Dopiero teraz zaczyna wracać do normalnego systemu rozliczeń. Mimo to zdołał przeprowadzić remont klubu fitness, wymienić wykładziny podłogowe i wyposażenie łazienek.
— Nie koncentrujemy się na absolutnym minimum. Chodzi o to, by utrzymać standard, a niektóre rzeczy nawet poprawić — tłumaczy Marcin Krzemiński.
— Goście o naszej sytuacji dowiadują się najczęściej dopiero z faktury. Jeśli jednak otrzymują wysoką jakość obsługi i dobre jedzenie, nie zwracają uwagi na to, że spółka jest w upadłości — podsumowuje Magdalena Jaworska, dyrektor ds. marketingu Regent Warsaw Hotelu.