Na wtorkowej sesji rynkowa kapitalizacja CD Projektu przekroczyła 7 mld zł, co oznacza, że w niespełna dwa tygodnie wzrosła o miliard. Producent „Wiedźmina” od dłuższego czasu zjednuje sobie nie tylko coraz szersze grono miłośników gier, ale też inwestorów. Przez ostatnich dwanaście miesięcy akcje spółki zdrożały o ponad 230 proc., od początku tego roku o ponad 40 proc. Oliwy do ognia dolały w tym tygodniu pozytywne rekomendacje analityków DM BOŚ. Tego samego dnia notowania spółki wspięły się na historyczny poziom 74,23 zł. Rafał Dobrowolski, zarządzający funduszem Tar Heel Capital Globalnej Innowacji FIZ, podkreśla, że przewaga CD Projektu nad resztą krajowych producentów gier jest nie tylko ogromna, ale także wieloaspektowa.
— CD Projekt i pozostałe podmioty z branży dzieli tak naprawdę przepaść kapitałowa. Obecna wycena rynkowa producenta „Wiedźmina” jest mniej więcej pięciokrotnie wyższa od łącznej kapitalizacji pozostałych giełdowych spółek tworzących gry. Dzięki temu i płynności akcji CD Projekt wpada też w filtr zagranicznych inwestorów. Większe zainteresowanie firmą wynika także z zupełnie innego etapu rozwoju, a co za tym idzie — mocnej pozycji finansowej oraz możliwości koncentracji na coraz większej liczbie jakościowych produkcji w kolejnych latach. Istotne jest także to, że CD Projekt ma za sobą potężny sukces. W oczach inwestorów to ogromne potwierdzenie zdolności do generowania gotówki z kolejnych projektów, co działa jak magnes na napływający do sektora nowy kapitał — mówi Rafał Dobrowolski.
O następcę niełatwo
Odniesienie sukcesu jest istotne w każdej branży, ale w przypadku producentów gier przyjmuje ono dość specyficzną formę, której można nadać charakter zero-jedynkowy. Gra albo podbije serca użytkowników, albo przejdzie niezauważona. Istnieje oczywiście wariant pośredni — umiarkowane zainteresowanie, ale, jak wskazują eksperci, tylko sukces przez duże „S” mógłby zbliżyć konkurentów do CD Projektu. Zdaniem Bartosza Arenina, zarządzającego AgioFunds TFI, trudno jednak sobie wyobrazić powtórzenie sukcesu na miarę producenta „Wiedźmina” przez któregoś z pozostałych giełdowych konkurentów.
— Polscy giełdowi producenci gier, mimo widocznych ambicji, nie są w stanie dokonać tego, co udało się CD Projektowi. Na jego sukces złożyło się bowiem bardzo wiele czynników. Na przykład flagowy produkt, a więc trzy części „Wiedźmina”, można potraktować jako jedną grę, która ewoluowała przez dekadę, zaczynając jeszcze w czasach [10 lat temu — red.], gdy oczekiwania były znacznie niższe. Przez ten czas spółka dopracowała do perfekcji zarówno produkt, jak też technologię. Zbudowała franczyzę, która z jednej strony fabularnie znajduje się na światowym poziomie, a ponadto wygląda pięknie wizualnie. Wiele firm, które obecnie tworzy gry, posiada dostęp do zaawansowanych technologii własnych lub zewnętrznych, ale głęboka fabuła, bazująca na niezwykle rozbudowanym i kompletnym świecie Sapkowskiego, zapewnia „Wiedźminowi” niekwestionowaną przewagę, nawet w porównaniu z zagranicznymi deweloperami — mówi Bartosz Arenin. Podkreśla także, jak ważny dla sukcesu CD Projektu był czas jego debiutu.
— Kilka lat temu, będąc nawet niewielką firmą, można było stworzyć produkt, który dawał szansę aspirowania do miana rynkowego lidera. Obecnie konkurencja na świecie wyśrubowała tak wysokie standardy, że trzeba poczynić naprawdę duże nakłady czasowe, finansowe i osobowe, żeby stworzyć grę AAA pokroju „Wiedźmina”. Żaden z pozostałych polskich giełdowych deweloperów nawet w dużym przybliżeniu nie spełnia takich wymagań i nie posiada wymaganych zasobów — twierdzi zarządzający AgioFunds TFI. Nieco więcej wiary w polskich producentów ma Kacper Żak, zarządzający BPS TFI. Jego zdaniem, pojawienie się sobowtóra CD Projektu na krajowym rynku byłoby nie lada osiągnięciem, ale nie niemożliwym.
— Powtórzenie sukcesu producenta „Wiedźmina” przez któregoś z rodzimych konkurentów to wyzwanie, ale, moim zdaniem, możliwe do zrealizowania. Oczywiście musiałby najpierw wypuścić przynajmniej jedną grę wysokiej jakości. Warunkiem rozwoju jest jednak powtarzalność zysków w kolejnych produkcjach, a do tego jest potrzebny kapitał. Sukces pierwszej gry pomaga to osiągnąć, buduje wiarygodność na arenie międzynarodowej, tworzy grupę lojalnych graczy. Jednak w tej branży nic nie jest pewne, bo każda gra rządzi się własnymi prawami. Na przykład niedługo pojawi się trzecia część „Snipera”, flagowego produktu CI Games. Niektórzy analitycy liczą na sowite zyski, ale dopóki gra o nie trafi do sprzedaży, jej sukces jest niewiadomą — mówi Kacper Żak.
Rozgrzane oczekiwania
Zachowanie inwestorów świadczy o tym, że większość z nich pokłada spore nadzieje w rodzimych produkcjach. W rok notowania 11bit Studios urosły o ponad 150 proc., CI Games o prawie 35 proc., Vivid Games o 9 proc. W inwestycyjnym entuzjazmie niektórzy dopatrują się nawet znamion bańki spekulacyjnej. Kacper Żak tak nie uważa, przynajmniej biorąc pod uwagę cały sektor producentów gier.
— Są spółki, które prawdopodobnie okażą się bańką, ponieważ koniec końców nie spełnią oczekiwań inwestorów. Statystycznie tylko część gier odnosi sukces. Kilka spotyka się z umiarkowanie dobrym odbiorem. Jednocześnie wiele z nich kończy się fiaskiem. Przy odpowiedniej dywersyfikacji portfela zwiększamy jednak prawdopodobieństwo trafienia na prawdziwe hity. Co ważne — często wystarczy, że mamy w portfelu jedną dobrą spółkę, aby pokryła z nawiązką straty wygenerowane przez resztę — mówi Kacper Żak. Zdaniem zarządzającego BPS TFI, wyceny spółek z sektora nie odbiegają mocno od zachodnich konkurentów.
— W przypadku takich spółek, jak CD Projekt, CI Games, 11bit Studios czy Artifex Mundi, a więc podmiotów o nieco dłuższej historii rynkowej, na podstawie nakładów planowanych na nowe gry można estymować prawdopodobieństwo sukcesu, a tym samym potencjalnego zarobku. W porównaniu z producentami zagranicznymi wskaźniki oczekiwanych zysków nie są wcale wyśrubowane — uważa Kacper Żak. Nieco inne zdanie ma Bartosz Arenin — uważa, że z perspektywy wycen sytuacja na krajowym rynku giełdowych producentów gier jest już bardzo wymagająca.
— W ostatnim czasie powstało wiele funduszy, które za cel przyjmują inwestowanie m.in. w przeważającej części w producentów gier komputerowych, co winduje ich ceny do astronomicznych poziomów. Jeżeli hossa się utrzyma, bardzo możliwe, że wyceny nawet się podwoją. Nie będzie to miało jednak nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem — mówi Bartosz Arenin.
1141 proc. O tyle wzrósł kurs akcji CD Projektu w ciągu ostatnich pięciu lat.