W mijającym tygodniu zarówno Fed, już pod przewodnictwem nowej szefowej, jak i Bank Anglii musiały zmierzyć się z wyzwaniem kształtowania oczekiwań inwestorów po tym, jak dotychczasowe narzędzia zawiodły. Oczekiwania były duże, ale konkretów mało.
Bank Anglii i Fed prowadzą od kilku lat dość podobną politykę, co po części wynika z anglosaskiej struktury rynku finansowego (większa rola rynków kapitałowych i relatywnie mniejsza banków), po części z podobnej genezy kryzysu w obydwu krajach. Bank Anglii jako pierwszy rozpoczął kupowanie obligacji, zaś Fed jako pierwszy wprowadził tzw. forward guidance, czyli cele mające służyć kształtowaniu oczekiwań rynku co do przyszłych ruchów banku centralnego. Wkrótce takie narzędzie wprowadził też Bank Anglii. Obydwa banki wybrały stopę bezrobocia jako parametr kluczowy dla przyszłej polityki, wychodząc z założenia, że najlepiej odwzorowuje on stan nierównowagi wewnętrznej gospodarki. Cel dla Fedu wynosił 6,5 proc., zaś dla Banku Anglii 7 proc. i zostało zapowiedziane, że stopy nie zostaną podniesione tak długo, jak stopa bezrobocia jest powyżej tych poziomów, co rodziło przekonanie rynku, że podwyżka nastąpi relatywnie niedługo po osiągnięciu tych celów.
Należy mieć świadomość, jaka była intencja wprowadzenia tego rodzaju celów. Banki miały nadzieję, że przekonają rynki, że pomimo ożywienia gospodarczego nie należy spodziewać się podwyżek stóp. W chwili wprowadzenia celów Fed oczekiwał, że zostanie on spełniony w 2015, zaś Bank Anglii w 2016 r.! Ben Bernanke i Mark Carney mieli zatem nadzieję, że będą mieć wygodne narzędzie, które wyręczy ich w trudnej komunikacji z rynkami. Tymczasem rzeczywistość okazała się inna, w obydwu przypadkach stopa bezrobocia jest o zaledwie 0,1 punktu procentowego powyżej celu. Sytuacja na rynku pracy w USA i Wielkiej Brytanii poprawiła się, ale stadium ożywienia jest dalekie od tego, w którym banki chciałyby podnosić stopy. Co więc robić? Obniżać cel dla stopy bezrobocia? Wprowadzać nowe cele? Ta dyskusja toczy się od kilku miesięcy i w tym tygodniu poznaliśmy odpowiedź przy okazji wystąpienia Janet Yellen w Kongresie i publikacji raportu o inflacji przez Bank Anglii.
Nie wchodząc w zbędne szczegóły — zarówno Janet Yellen, jak i Mark Carney dali rynkom następujący przekaz: cel za chwilę zostanie osiągnięty, ale my i tak zrobimy to, co uznamy za słuszne oraz kiedy uznamy za słuszne. Żadnych nowych celów, banki zdały sobie sprawę z tego, że tak naprawdę zastawiły na siebie pułapki. Wracamy do polityki dyskrecjonalnej.
Co to oznacza dla dolara i funta? Teoretycznie to dobre informacje dla tych walut. Gdyby wprowadzone zostały nowe, bardziej rygorystyczne cele, podwyżki przez pewien czas byłyby wykluczone. Z drugiej strony brak celów, które znów mogłyby być szybciej osiągnięte, pokazuje determinację Fedu i Banku Anglii do utrzymania niskich stóp. Oczekiwania zależeć będą w większym stopniu od bieżących danych. Może to i lepiej, tak w końcu powinien wyglądać rynek.