Cena ropy naftowej dodała gazu

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2020-05-19 22:00

Ledwie miesiąc temu obserwowaliśmy ujemne ceny kontraktów na ropę naftową. Od końca kwietnia trwa hossa, okupiona ciężkimi stratami amerykańskich nafciarzy

Z artykułu dowiesz się:

  • jak to się stało, że w miesiąc cena kontraktów na ropę tak mocno odbiła 
  • co napędza sytuację na rynku 
  • kto na tym zyskuje, a kto traci 

„Dantejskie sceny na nowojorskim rynku kontraktów terminowych na ropę naftową rozegrały się w poniedziałek, 20 kwietnia. (…) Handlujący z rosnącym zdumieniem patrzyli, jak kurs tego instrumentu stopniowo spadał z 15 do 10 USD, by potem w kilka minut runąć do 1 centa. A gdy kierownictwo nowojorskiej giełdy towarowej zmieniło zasady i zezwoliło na spadek cen poniżej zera, (…) przy śladowym obrocie ceny tego »papieru« spadły do minus 40 USD” — pisaliśmy raptem miesiąc temu.

Dwa dni później notowania ropy naftowej prawdopodobnie wyznaczyły dno bessy. W przypadku ropy brent wypadło ono na poziomie 15,99 USD za baryłkę — czyli najniżej od 1999 r. Najpłynniejszy kontrakt na amerykańską ropę WTI był kwotowany po kursie zaledwie 6,59 USD/bbl — tak niskich cen nie widziano na nowojorskiej giełdzie od czasów pierwszego kryzysu naftowego 46 lat temu. Z tych poziomów już tydzień później rozpoczęło się dynamiczne odbicie. W chwili pisania tego artykułu ropa brent kosztowałaprawie 35 USD za baryłkę, a ropa WTI ponad 31 USD. W przypadku surowca z Teksasu oznacza to niemal 5-krotny wzrost ceny najaktywniejszego kontraktu.

Hossa wymaga ofiar

Co takiego się stało, że na rynku „czarnego złota” doszło do tak gwałtownej reakcji? W skrócie można powiedzieć, że zadziałało prawo popytu i podaży równoważące rynek przy wsparciu naftowego kartelu OPEC. Kontrolowani przez państwa producenci ropy w połowie kwietnia uzgodnili zmniejszenie produkcji o 9,7 mln baryłek dziennie (bpd), czyli z grubsza licząc o jedną trzecią. Nowe limity produkcyjne weszły w życie 1 maja. Jakby tego było mało, 12 maja dodatkowe cięcie o 1,0 mln bpd w czerwcu zapowiedziały Arabia Saudyjska, ZEA i Kuwejt. Przypomnijmy, że w kwietniu na skutek saudyjsko-rosyjskiej wojny naftowej wydobycie w krajach OPEC było o 1,8 mln bpd wyższe niż w marcu i sięgnęło 30,4 mln bpd. Znacznie szybciej zareagował sektor prywatny. Spadek cen o 50-70 proc. względem stanu z początku 2020 r. dla wielu amerykańskich nafciarzy oznaczał gigantyczne kłopoty. Setki szybów zaczęły generować tak duże straty, że bardziej opłacało się je zamknąć. Od połowy marca do połowy maja liczba czynnych wiertni naftowych w USA spadła z 683 do zaledwie 258 — wynika zdanych firmy Baker Hughes.

Liczba czynnych szybów naftowych i gazowych w USA spadła do najniższego poziomu od przynajmniej 1940 r., od kiedy dostępne są porównywalne dane. Rzeź amerykańskich szybów naftowych już w kwietniu zaczęła być widoczna w statystykach produkcji. W drugim tygodniu maja wydobycie ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych wynosiło 11,6 mln bpd, czyli o 1,5 mln bpd mniej niż w połowie marca. Warto odnotować, że dostawy od amerykańskich nafciarzy zaczęły spadać dopiero w kwietniu — przez cały marzec produkcja szła pełną parą, przyczyniając się do zatkania magazynów niepotrzebnym surowcem.

Bilansowanie rynku

Równocześnie od końcówki kwietnia w różnych częściach świata władze zaczęły znosić zakazy przemieszczania się. Choć nie można jeszcze mówić o pełnym powrocie do normalności, to jednak zapotrzebowanie na paliwa zaczęło wzrastać. W Ameryce w drugim tygodniu maja zużywanośrednio 16,8 mln baryłek ropy dziennie. To o pół miliona więcej niż tydzień wcześniej oraz o prawie 3 mln bpd więcej niż miesiąc wcześniej.

Lecz wciąż są to wartości znacznie poniżej przedwirusowego załamania, gdy Amerykanie zużywali ok. 20-21 mln bpd dziennie. Mamy więc do czynienia z sytuacją, gdy dostawy surowca wyraźnie zmalały (prawdopodobnie o kilkanaście milionów baryłek dziennie) i równocześnie zaczął się odradzać popyt. W rezultacie rynek ma prawo oczekiwać, że nadwyżka szacowana jeszcze niedawno na 20-30 mln bpd lada moment zniknie lub ulegnie daleko idącej redukcji.

— Jeśli posługiwać się modelem chińskim, to już latem ubytek popytu zmniejszy się do 5 mln baryłek, czyli około 5 proc., jednak powrót do pułapu sprzed kryzysu zajmie kolejne dwa lata — przewiduje Jeffrey Currie, szef analiz rynków surowcowych w banku Goldman Sachs.

Amerykański bank prognozuje, że do lata cena ropy naftowej urośnie do 50 dolarów za baryłkę. Nie oznacza to, że notowania „czarnego złota” gładko pójdą w górę o kolejne 15 dolarów na baryłce. Raczej mało kto spodziewa się, że światowa gospodarka szybko wróci do stanu sprzed koronawirusowego kryzysu. Ruch lotniczy przez wiele miesięcy pozostanie na poziomach znacznie niższych od zeszłorocznych. Branża lotnicza może potrzebować wielu lat, aby powrócić do prosperity sprzed 2020 r., a podróże służbowe mogą już nigdy nie być tak popularne jak kiedyś. W najbliższych kwartałach świat będzie potrzebował znacznie mniej niż prawie 100 mln baryłek dziennie, które konsumował w roku 2019.

Równocześnie źródła ropy masowo wyłączane w kwietniu i maju mogą szybko powrócić do pracy, przywracając na rynek nadwyżkę surowca. Warto też wziąć poprawkę na fakt, że od lipca OPEC znacząco zwiększy wydobycie. Najpierw o 2 mln bpd względem limitów zadeklarowanych na maj i czerwiec, a od początku 2021 r. na rynek ma trafiać dodatkowe 1,9 mln bpd. Należy też zwrócić uwagę na to, że z rynku ropy znikło tzw. super contango. Czyli sytuacja, gdy notowania kontraktów o dłuższym terminie wygaśnięcia są znacznie wyższe od kontraktów wygasających szybciej. Miesiąc temu kontrakty wygasające w maju były notowane po niespełna 15 USD za baryłkę, wygasające w czerwcu po około 23 USD, ale już lipcowe po przeszło 28 USD za baryłkę. Różnica w ciągu zaledwie trzech miesięcy wynosiła więc aż 13 USD na baryłce. Do 19 maja sytuacja powróciła do normy: czerwcowa seria kontraktów na ropę WTI notowana była po 32,69 USD, lipcowa po 32,24 USD, sierpniowa po 33,33 USD, a grudniowa po 34,45 USD.

W tym ujęciu możemy więc mówić o stabilizacji cen na historycznie wciąż niskich poziomach. Zatem prawdopodobnie ropę po 50 lub więcej dolarów zobaczymy dopiero wtedy, gdy światowa gospodarka powróci do normalnego funkcjonowania. Chyba że do tego czasu Rezerwa Federalna do spółki z Departamentem Skarbu zniszczą wartość dolara, finansując wielobilionowe deficyty budżetowe świeżo „wydrukowanymi” dolarami. Ale to już temat na osobny artykuł.