To jest ostatnie tchnienie nadmiernej inflacji w Polsce w tym roku. W maju roczna stopa wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych wyniosła 4,1 proc., wobec 4,3 proc. w kwietniu. Do lipca inflacja spadnie prawdopodobnie poniżej 3 proc. z powodu wysokiej bazy odniesienia z zeszłego roku, kiedy to nastąpiło odmrożenie cen prądu, oraz zapowiedzianej obniżki cen gazu.
Ważne jest to, że uważnie obserwowana przez bank centralny inflacja bazowa netto – nie uwzględniająca cen żywności, energii i paliw – spadła według wstępnych danych do ok. 3,2 proc. rok do roku (ostateczny wynik pojawi się w połowie miesiąca), wobec 3,4 proc. w kwietniu. Tym samym ten wskaźnik podąża ścieżką o jeden punkt niższą, niż wskazywała marcowa projekcja NBP. To dlatego bank zdecydował się na redukcję stóp procentowych w maju o 0,5 pkt proc. A że kolejne dane zaskakują pozytywnie, to kolejne cięcie może mieć miejsce w lipcu lub październiku.
Jeszcze ważniejszy jest fakt, że miesięczne zmiany cen są coraz mniejsze. W mediach rzadko raportuje się inflację liczoną miesiąc do miesiąca, bo jest ona bardzo zmienna i zawiera w sobie wiele efektów sezonowych (na przykład latem ceny zwykle spadają, na początku roku rosną itd.). Ale to w miesięcznych zmianach cen można dostrzec najwięcej istotnych sygnałów jeżeli się te dane odpowiednio oczyści z tzw. szumu. I tak inflacja bazowa oczyszczona z efektów sezonowych wyniosła w maju tylko 0,1 proc. miesiąc do miesiąca. A średnia trzymiesięczna tego wskaźnika wynosi tylko 0,15 proc. Co to oznacza? Że gdyby ceny rosły w takim tempie przez cały rok, to ten główny wskaźnik przykuwający uwagę opinii publicznej wynosiłby ok. 2 proc. Pod tym względem dane są najniższe od połowy 2019 r.
Hamowanie cen konsumpcyjnych jest w dużej mierze wywołane spadkiem cen energii na rynkach hurtowych. Głównie chodzi o ropę, ale nie tylko. Od początku roku kurs ropy przeliczona na złote spadł o 25 proc., dokładnie o tyle samo obniżyła się cena gazu w hubie TTF. Przekłada się to bezpośrednio na obniżenie cen paliw i energii dla konsumentów, ale również redukuje koszty firm w wielu branżach i w ten sposób daje im możliwość trzymania cen finalnych w ryzach. Energia jest oczywiście często nabywana w kontraktach długoterminowych i przełożenie wahań rynkowych na koszty jest bardzo opóźnione, ale mimo wszystko stopniowo przenikają one do struktury kosztowej. Historia pokazuje, że ogólna dynamika cen konsumpcyjnych jest w Polsce pod dużym wpływem wahań cen energii.
Jednak nie tylko spadek cen ropy jest odpowiedzialny za obniżenie inflacji. Kilka dni temu pisałem, że firmy handlowe mają niską moc cenową, czyli nie są w stanie przerzucić wszystkich kosztów na klientów. Widać to po relatywnie niskich rentownościach firm w branży, a także po relatywnie wysokim odsetku firm raportujących problemy z popytem. Przewidywania cenowe firm handlowych są najniższe od siedmiu lat, ponieważ klienci są bardzo wrażliwi na podwyżki.
Patrząc z perspektywy dłuższej niż kilka miesięcy obraz inflacji jest mniej jasny. Gospodarka rośnie, a fala inwestycji publicznych dopiero się rozpoczyna. Deficyt fiskalny jest bardzo wysoki. Płace rosną wolniej niż w minionych trzech latach, ale wciąż szybciej niż średnia historyczna. To wszystko może wywoływać presję na wzrost cen. W ocenie trendów inflacyjnych jednak to, co widzimy na bieżąco, ma zawsze większą wagę, niż hipotezy dotyczące przyszłości, szczególnie tej dalszej.
