Ceremonia pogrzebowa to teatr życia i śmierci

Ewa Tyszko
opublikowano: 2024-10-31 16:30

Jej znakiem rozpoznawczym są czerwone szpilki — ozdabiają nawet firmową urnę. Jeśli rodzina tego potrzebuje, założy na głowę sombrero, zorganizuje kapelę meksykańską i tequilę na poczęstunek. Aneta Dobroch, mistrzyni świeckich ceremonii pogrzebowych, prowadzi nawet 40 pożegnań miesięcznie. Zapotrzebowanie na jej usługi jest tak duże, że jednego dnia potrafi być w i Zamościu, i w Stalowej Woli.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Zaczynała siedem lat temu, wcześniej była współwłaścicielką firmy pogrzebowej. Dziś Aneta Dobroch prowadzi ceremonie pogrzebowe w całej Polsce jako jedna z nielicznych kobiet w branży. Nie zawsze są to pochówki świeckie.

Żeby tylko nie było smutno

Doskonale pamięta pierwszy pogrzeb, który prowadziła. To było w Sandomierzu dokładnie siedem lat temu: 11 listopada 2017 r. Wcześniej tylko raz uczestniczyła w ceremonii świeckiej.

— Rodziny bywały zaskoczone widokiem kobiety w roli mistrza ceremonii, dziś coraz częściej zdarzają się prośby, by to właśnie one prowadziły uroczystość, bo ich zdaniem wnoszą ciepło i empatię. Tę pracę traktuję jak misję, pamiętając o tym, że rodzina powierza mi swoje emocje w bardzo trudnym dla siebie czasie — mówi Aneta Dobroch.

Nie ma szkół ani kursów, które przygotowują do wykonywania tego zawodu.

— Wśród wielu osób przez lata pokutowało przekonanie, że pogrzeb świecki, bez księdza, jest nieprawdziwy, byle jaki, że zmarły trafia, jak to się mówiło — pod płot. Tymczasem ja od razu weszłam na rynek przebojem, szybko zmieniłam czarne buty na czerwone szpilki i zaczęłam budzić kontrowersje w środowisku... Postanowiłam przełamywać stereotypy i pokazywałam, że da się inaczej. Na początku była też toga czarno-czerwona, potem i z niej zrezygnowałam — chyba że rodzina sobie życzy takiego stroju. Zwykle występuję w kolorowych garniturach i płaszczach. A gdy odbieram telefony, często słyszę: pani Aneto, tylko bardzo prosimy, żeby pani była nie na czarno, żeby to było wesołe — opowiada Aneta Dobroch.

Mistrzyni do zadań specjalnych

Rodziny wolą pamiętać bliską osobę radosną, pełną pasji, dlatego na uroczystościach pojawiają się akcenty przywołujące życie — ulubiona muzyka żegnanej osoby, zdjęcia, ale nie tylko. Po prostu celebracja życia.

— Zdarzyło się, że żegnaliśmy uczestników kieliszkiem ulubionej nalewki zmarłego. Było też tak, że córka tancerka zatańczyła na Cmentarzu Powązkowskim taniec śmierci dla zmarłej mamy. Był też pogrzeb, który prowadziłam ubrana w sombrero, za mną jechał karawan, mariachi odegrali „Besame mucho” i „Una paloma blanca”, a córka zmarłej była ubrana w meksykańską suknię. Pogrzeb zakończyliśmy kieliszkiem tequili — wspomina mistrzyni ceremonii.

Uważa, że do każdego pogrzebu trzeba się przygotować jak do występu na scenie — zadbać o wygląd, odpowiedni tekst laudacji, dykcję, łącząc to jednocześnie z wyczuciem taktu, smakiem i etyką.

— Ceremonia pogrzebowa to teatr życia i śmierci. Nie mam przygotowania aktorskiego, choć miałam okazję zagrać w filmowym epizodzie — wcieliłam się w postać... mistrzyni ceremonii pogrzebowej Ewy Białej w serialu „Minuta ciszy” z Robertem Więckiewiczem w roli głównej. Po jednej uroczystości miałam okazję rozmawiać z kilkoma dyrektorami teatrów, którzy zwrócili uwagę na moje umiejętności oratorskie. Stwierdzili, że sztukę artykulacji opanowałam do perfekcji, że robię to jak mało który aktor po szkole. To ważne, żeby przyjemnie się słuchało osoby prowadzącej, by nie mówiła monotonnie — mówi Aneta Dobroch.

Nie tylko wariant świecki

Wśród miejsc, w których prowadziła pogrzeby, zaskoczeniem może być tradycyjne i konserwatywne Podhale.

— Na Podhalu bywam na uroczystościach świeckich, ale prowadziłam tam również pogrzeb z udziałem księdza. Był to pogrzeb ojca góralki, mojej koleżanki. Jej tata, Józef Rysula, był trzykrotnym olimpijczykiem w biegach narciarskich, na Podhalu bardzo znaną osobą. Dlatego w uroczystości brali udział sportowcy, taternicy, urzędnicy, PZN, były poczty sztandarowe. Ceremonia odbyła się w Kościelisku w listopadzie. Gdy wychodziliśmy z kościoła, na pierwszy śnieg padły promienie słońca. Ten pogrzeb pod Giewontem też pamiętam do dziś. ale bywam też w innych miejscach na Podhalu — w Nowym Targu czy w Limanowej — mówi mistrzyni ceremonii.

Przez siedem lat zmieniła się branża, społeczeństwo, ewoluował też sposób prowadzenia uroczystości. Aneta Dobroch obserwuje, że społeczeństwo się laicyzuje, młodzi ludzie odchodzą od Kościoła, a nawet bardzo konserwatywne i wierzące rodziny szanują to i organizują pogrzeby świeckie zgodnie z wolą zmarłego.

— Przez te lata na pewno zyskałam pewność siebie, to doświadczenie kilkuset ceremonii rocznie. Niedawno w Białymstoku podczas pogrzebu prowadzonego wspólnie z księdzem puszczaliśmy w niebo balony i wysłuchaliśmy wspólnie „My way” Franka Sinatry. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, ale przyznaję, że pozwoliła na to otwartość księdza, któremu za nią kilkakrotnie dziękowałam. To była trudna historia, bo zmarły był młodym człowiekiem, który popełnił samobójstwo. Miał włoskie korzenie, dlatego pogrzeb zakończyły oklaski — tak we Włoszech żegna się osobę zmarłą. Rodzina mnie o to poprosiła, obawiając się, że będę zaszokowana, ale dla mnie to jest norma. Jeśli prowadzę pogrzeb artysty, sama proponuję oklaski, mówię wtedy, że artysta jest szczęśliwy, gdy słyszy na koniec swojego występu owację, więc w pełni na nie zasłużył na koniec życia. Często rodziny potrzebują na uroczystościach zarówno osoby duchownej, jak też świeckiej, nie oczekują od księdza, że puści w niebo balony, ale chcą mieć osobę, która sprawi, że te balony polecą — opowiada Aneta Dobroch.

Ważne odreagowanie

Pogrzeb jest spotkaniem z trudnymi emocjami, bo choć przygotowuje barwne widowisko, po którym pozostaje ciepło, radość i dobre wspomnienia, trudno zapomnieć o śmierci.

— Pracując nad morzem czy w górach, staram się wykorzystać czas, by odrobinę odetchnąć. Trzy, cztery razy w roku uciekam na tydzień czy to na safari w Kenii, czy na narty, czy na rejs po Morzu Egejskim. Żyję aktywnie — taniec, tenis, snowboard, skoki ze spadochronem. W tym roku nie spróbuję już lotów paralotnią i motolotnią, bo jest za zimno, ale w ten sposób właśnie odreagowuję. Jestem osobą żywiołową, określaną jako wulkan energii. Osoby, które mnie znają, ale nie wiedzą, czym się zajmuję, nie są w stanie uwierzyć, że mogę prowadzić ceremonie pogrzebowe. A ja zawsze powtarzam: carpe diem, łap dzień, bo nigdy nie wiemy, kiedy będzie ta ostatnia chwila, więc nie traćmy czasu, kochajmy, a każdą minutę wykorzystujmy na rozmowę i spotkanie z bliskimi, bo jutra może już nie być — podsumowuje Aneta Dobroch.