Kondycję branży doraźnie poprawiłaby obniżka cen gazu. Ale tak naprawdę pomogłaby rzeczywista liberalizacja rynku.
Dziś przedstawiciele branży chemicznej spotykają się z PGNiG, jedynym jej dostawcą gazu, czyli podstawowego surowca do produkcji. Cel chemików nie zmienił się od ostatniego, wiosennego spotkania: ułatwienie im przetrwania dekoniunktury. Jego okoliczności są jednak znacznie gorsze —Policom (ze względu na niewywiązywanie się z płatności 126 mln zł za gaz) za miesiąc grozi rozwiązanie umowy z PGNiG.
Konkurencyjność polskiej chemii poprawiłaby redukcja cen gazu, ale o niej ostatecznie decyduje Urząd Regulacji Energetyki, który zatwierdza taryfę PGNiG. Spółka kolejny wniosek taryfowy złoży dopiero w lutym.
— Chcemy omówić z PGNiG perspektywy kształtowania taryfy gazowej krótkoterminowo, czyli do kwietnia, kiedy w życie wejdzie nowa, i średnioterminowo. Interesują nas argumenty drugiej strony, które wyjaśniłyby nam, dlaczego surowiec jest tak drogi — mówi Paweł Jarczewski, prezes Puław, największego odbiorcy gazu w Polsce.
Teraz, kiedy koszty importu gazu maleją, chemia zyskała atut w rozmowach o ewentualnych obniżkach cen.
— Część spraw, które zgłaszały spółki, rozwiązywaliśmy podchodząc indywidualnie do każdej z nich. Zgadzaliśmy się na przykład na przesunięcie płatności przez Police — mówi Artur Bieliński, dyrektor departamentu obrotu gazem PGNiG.
Postawienie ultimatum Policom oznacza jednak, że cierpliwość PGNiG się wyczerpała, a z grona największych zakładów chemicznych nie tylko one zalegają z płatnościami.
— Chemii pomogłoby powstanie wolnego rynku obrotu gazem. Musi więc zaistnieć na nim realna konkurencja — mówi Paweł Jarczewski.
Wtedy możliwe byłoby zniesienie regulowanego rynku gazu bez ryzyka wywołania gwałtownego wzrostu cen. To wymaga zmiany prawa, więc szybko nie nastąpi. Podobnie jak postulowany przez chemię rozdział umów przesyłu gazu od umów obrotu samym surowcem.