Pierwszą branżą w Chinach, która ucierpiała z powodu nowych planów rządu Chińskiej Republiki Ludowej, była branża edukacyjna. Nowe prawo, znacznie ograniczające możliwości działania podmiotów takich jak prywatne szkoły, platformy edukacyjne czy firmy udzielające korepetycji doprowadziły do panicznej sprzedaży walorów większości spółek z sektora. Cena akcji gigantów - Koolearn i New Oriental Education & Technology - spadły o - odpowiednio - 50 i 70 proc.
- W przeszłości rynek oczekiwał standardowych regulacji dla niektórych sektorów, ale obecna sytuacja pokazuje nam, że rząd jest w stanie zaakceptować upadek całej branży lub jej największych przedstawicieli, kiedy tylko tego potrzebuje - powiedział Dai Ming, zarządzający szanghajskim Huichen Asset Management.
Kolejnym przegranym nowej polityki rządu chińskiego był rynek nieruchomości. Celem nowych planów jest powstrzymanie spowodowanego popandemicznym optymizmem rozwoju i bogacenia się największych spółek z sektora, korzystających z obecnej koniunktury i popytu na domy oraz mieszkania. Cel został osiągnięty, gdyż wartość indeksu największych deweloperów notowanych w Hongkongu spadł do najniższego poziomu od lutego.
Jak zauważa Tomasz Narkun, doradca firm deweloperskich, próbę ochłodzenia rynku nieruchomości rząd chiński rozpoczął już jakiś czas temu.
- Ceny nowych domów w Pekinie, Szanghaju, Kantonie i Shenzen od marca praktycznie już nie rosną. Rząd chiński daje do zrozumienia, że zrobi wiele, aby schłodzić rynek i doprowadzi do spadku liczby transakcji, aby ceny przestały rosnąć - mówi Tomasz Narkun.
Wyprzedaż dotknęła też branżę technologiczną. Akcje Tencent Holding spadły o 10 proc. po tym, jak spółka zrezygnowała z ekskluzywnych praw do transmisji oraz została ukarana grzywną. Platforma społecznościowa WeChat zamknęła się na nowych użytkowników, gdyż prowadzi prace nad dostosowaniem aplikacji do nowego prawa.
Meituan, jedna z największych chińskich spółek dowożących jedzenie staniała o 18 proc. we wtorek na giełdzie w Hongkongu po tym jak dzień wcześniej jej wartość spadła o 14 proc., również ze względu na nowe regulacje segmentu.
Nowe plany ogłoszone w sobotę przez rząd chiński mogły okazać się wyrokiem śmierci dla niektórych spółek, a większość z nich będzie prowadzić mniej dochodowy interes.
- Wydaje się, że większość ze spółek dotkniętych regulacjami w jakimś stopniu będzie kontynuować działalność, ale będzie ona mniej atrakcyjna z finansowego punktu widzenia. Chińska krucjata bardzo mocno dotknęła nie tylko branżę edukacyjną, ale również spółki internetowe - mówi Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.
Do czego dąży rząd
Na pierwszy rzut oka plany, które zamierza zrealizować Pekin, godzą w ideę otwartej gospodarki i prowdzą do unicestwienia budowanych przez lata prywatnych biznesów. Może się kryć jednak za tym konkretna idea, której głównym celem jest utrzymanie dominującej pozycji władzy państwowej w gospodarce.
- Chiny rządzą twardą ręką. Chcą, żeby spółki się rozwijały, ale nie na tyle, że zaczną rządzić państwem. Idea jest taka, że nie rządzą korporacje, ale rząd - mówi Przemysław Kwiecień.
Istotna jest też zauważalna zmiana priorytetów władz. Poza rozrastającymi się dynamicznie spółkami technologicznymi, celem nowych regulacji była tańsza edukacja i niższe ceny nieruchomości. Zasoby mają zostać przekierowane do innowacyjnych branż, takich jak produkcja półprzewodników.
Europejskie echa
Indeks rynków wschodzących MSCI EM w poniedziałek spadł o 2,4 proc. niwelując jednocześnie całą zwyżkę z 2021 r. Indeksy GPW też były pod kreską, ale przecena nie przekraczała 1 proc. Zdaniem analityków, polski rynek nie powinien odczuć wstrząsów w Chinach.
- Rynek postrzega nowe regulacje jako wewnętrzną sprawę Chin, bez wymiaru globalnego. Chińskie indeksy z reguły zachowują się odmiennie od amerykańskich czy europejskich – mówi Przemysław Kwiecień.
Mimo że polska giełda jest zaliczana do rynków wschodzących, jej sytuacja rzadko wiąże się z wydarzeniami na giełdzie chińskiej.
- Wyprzedaż w Chinach nie musi mieć bezpośredniego przełożenia na pozostałe państwa wschodzące. Tamtejszy rząd atakuje największe krajowe spółki, co w obecnej formie nie zaszkodzi polskim akcjom. Z punktu widzenia inwestorów zagranicznych, indeksowi WIG20 jest bliżej np. do Brazylii, niż do Chin - mówi Piotr Miliński, zarządzający funduszami w Quercus TFI.
Iskra nie wystarczy
Brak reakcji polskiego rynku na spadki w Chinach można tłumaczyć obecną sytuacją na rynkach światowych. Pobudzone gospodarki europejskie i amerykańska ze względu na obfitość w kapitał nie są gotowe na długoterminowe spadki.
- W zeszłym tygodniu poniedziałek był dla giełd bardzo trudny, a dzień później doszło do zwyżki. Mimo że inflacja osiągnęła 5 proc., a wzrost z natury nie może trwać wiecznie, to rynek bardzo szybko pozbywa się obaw i inwestorzy kontynuują zakupy. Ta sytuacja spowodowana jest zbyt dużą ilością pieniądza na rynku - mówi Przemysław Kwiecień.
Unikatowość oraz odległość spółek chińskich od giełd światowych również mogły wpłynąć na osłabienie fali w Azji.
- Spółki z Europy nie są tak eksponowane na kondycję atakowanych sektorów w Chinach. Hermetyczny charakter chińskiego rynku powoduje, że spadki tamtejszych spółek nie powinny zachwiać światowymi giełdami – dodaje Piotr Miliński.