We wtorek chiński bank centralny ustalił fixing kursu juan/dolar na najniższym poziomie od września 2023 r. Wyniósł on 7,2038 i po raz pierwszy od wyboru Trumpa w listopadzie ubiegłego roku przekroczył istotny pułap 7,20.
Takie zachowanie Ludowego Banku Chin może być postrzegane jako aktywne zaangażowanie we wsparcie eksportu, który znalazł się na celowniku waszyngtońskiej administracji. Taka bowiem deprecjacja chińskiej waluty zwiększa atrakcyjność eksportu Państwa Środka, który jest kluczowym elementem rozwoju drugiej pod względem wielkości gospodarki świata.
Eksperci ostrzegają jednak, że to miecz obosieczny. Z drugiej bowiem strony, zezwolenie na nadmierne osłabienie juana może zwiększyć niedźwiedzie zakłady na chińską gospodarkę, pogorszyć odpływ kapitału, zantagonizować USA i zniweczyć perspektywy negocjacji handlowych.
Tymczasem w poniedziałek prezydent Donald Trump zagroził nałożeniem na Chiny dodatkowych 50 proc. ceł importowych, jeśli kraj ten nie wycofa się z planów reakcji na ogłoszone przez niego taryfy. Na reakcję Pekinu nie trzeba było tym razem długo czekać. Jak poinformowało dzisiaj chińskie ministerstwo handlu, Państwo Środka będzie „walczyć do końca”, jeśli USA będą nalegać na nowe taryfy.
Specjaliści banku Wells Fargo szacują, że celowa deprecjacja juana w okresie dwóch miesięcy może sięgnąć 15 proc. Z kolei Jefferies Financial Group wyliczyła, że istnieje 75 proc. szans na dewaluację juana przez Pekin, a jeśli PBOC zdecyduje się na taki krok, prawdopodobnie „pójdzie na całość”, na przykład o 20 lub 30 proc.