Chiny pędzą na złamanie karku, ale nie wygrają z USA

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2025-11-16 12:00
zaktualizowano: 2025-11-16 11:39

Obsesja inżynierów daje Chinom wielkie sukcesy przemysłowe, ale neuroza kontrolerów uniemożliwi zbudowanie imperium na miarę USA. To teza doskonałej książki „Breakneck” Dana Wanga.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Patrząc z perspektywy 10 tys. kilometrów przez pryzmat suchych danych, często zastanawiam się, dlaczego Chińczycy są tak niezadowoleni. Ich gospodarka przeżywa wiele problemów, to prawda, ale jednocześnie cały czas jest to kraj dający obywatelom poczucie wielkiego postępu w zakresie standardu życia, pozycji kraju, znaczenia technologicznego. A mimo to od początku 2022 r. wskaźniki nastrojów ludności w Chinach są na dramatycznie niskich poziomach i nie wykazują oznak poprawy. My patrzymy na Chiny z coraz większymi obawami, a Chińczycy na siebie z coraz większym smutkiem.

Wiele rozjaśniła mi książka Dana Wanga, kanadyjskiego analityka chińskiego pochodzenia, pt. „Breakneck: China's Quest to Engineer the Future”. Kilka lat temu Wang zasłynął w kręgach finansowych i technologicznych w USA, tworząc interesujący newsletter na temat Chin. Jego książkę mogę śmiało zaliczyć do najlepszych, jakie czytałem w tym roku.

Dang Wang pokazuje, że wielkie sukcesy państwa rządzonego przez inżynierów niosą ze sobą wielkie koszty dla społeczeństwa. Przy czym sukcesów jest w zakresie ekonomicznym coraz mniej, a kosztów coraz więcej. W jednym miejscu książki Wang kreśli obraz Szanghaju, najbardziej przyjaznego do życia i żywego miasta w Chinach, którego witalizm i optymizm został złamany przez brutalną politykę zero covid prowadzoną w 2022 r.

Wszyscy pamiętamy dystopijne obrazy pustych chińskich miast, mieszkań zalepianych taśmami, sporadycznych protestów. Niektórzy nawet u nas patrzyli na to z zazdrością, bo w końcu Chinom udało się przejść przez pandemię z relatywnie niewielką liczbą ofiar. Za tym wszystkim krył się jednak dramat o dużo większej intensywności, niż można było dostrzec w relacjach mediów. Dzieci oddzielano od rodziców, do starszych ludzi nie docierało jedzenie, ludzie powszechnie wpadali w depresję. Wang uważa, że tamten lockdown odcisnął potężne piętno na psychice Chińczyków. Dla wielu z nich niepamiętających wydarzeń z 1989 r. było to pierwsze zetknięcie z bezwzględną brutalnością inżynieryjnego państwa, dla którego cel uświęca środki.

Kraj stachanowców

Państwo rządzone przez inżynierów odnosi gigantyczne sukcesy i jednocześnie zmusza ludzi do ponoszenia wielkich wyrzeczeń. Źródłem niewiarygodnego postępu ekonomicznego Chin jest połączenie kultury inżynieryjnej, nastawionej na budowanie i doskonalenie technik produkcji, z brutalną konkurencją rynkową wprowadzoną od lat 80. Oba elementy doprowadzone są do stanu wręcz obsesyjnego. Stąd tytuł „Breakneck”, który swobodnie można przełożyć na polski jako zwrot na złamanie karku.

Chiny są rządzone przez ludzi wykształconych na uczelniach technicznych, dla których miarą sukcesu nie jest zysk, lecz budowla, produkt czy technologia. Im więcej produkujesz, tym masz lepszą pozycję zarówno na rynku, jak też w systemie władzy. To nie zysk jest najważniejszym celem, lecz wolumen sprzedaży i osiągnięcia technologiczne. Jest to kraj stachanowców. Dlatego firmy są tam w stanie funkcjonować długo na stratach, a banki z dużymi portfelami złych kredytów. Partia pomoże.

Jednocześnie aktorzy tej gry rynkowej konkurują ze sobą w sposób, dla którego trudno znaleźć odniesienie w świecie zachodnim. Oto na przykład pewien burmistrz postanowił — w ramach konkurencji z innymi miastami — uczynić ze swojego miasta centrum turystyki narciarskiej mimo niedogodnych warunków klimatycznych. Budował stoki i infrastrukturę, kupował armatki śnieżne. Niestet,y turyści tego nie docenili, sprzedaż usług kulała, a miasto zostało z długiem rzędu 20 mld USD. Partia komunistyczna wszczęła kontrolę i oskarżyła burmistrza o przepalenie pieniędzy. Koniec historii jest taki, że człowiek dostał karę śmierci. Trudno powiedzieć, czy jest to historia reprezentatywna, ale bez wątpienia Chiny są krajem, w którym konkurencja w polityce i biznesie toczy się o wyższą stawkę niż w typowych zachodnich krajach rozwiniętych.

Jest jeszcze jedno źródło chińskiego sukcesu — Ameryka i oursourcing jej produkcji do Chin. Wielkie amerykańskie korporacje, np. Apple, urosły na tym, że rozdzieliły innowacje — utrzymując je w kraju — i fizyczną produkcję, przenosząc ją do Azji. Wang powtarza narrację dominującą dziś w amerykańskiej debacie politycznej, że Stany Zjednoczone popełniły błąd. Pozwoliły korporacjom zadbać o interes akcjonariuszy ze szkodą dla gospodarki i społeczeństwa jako całości.

Według tego nurtu myślenia innowacji nie da oddzielić się od fizycznej produkcji. Są one wytworem procesu uczenia się przez produkcję, metodą prób i błędów, a nie tylko owocem laboratoryjnej pracy geniuszy. Liczy się całe środowisko, a nie jeden moment: „eureka”. Shenzen w Chinach urosło na współpracy z Apple'em i mogło przejść od centrum produkcji prostej elektroniki do wytwarzania zaawansowanych komponentów i maszyn. Wang uważa, że Amerykanie i cały świat zachodni muszą zmienić myślenie o innowacjach, przestać koncentrować się na jednostkowych wynalazkach i docenić środowisko przemysłowe. Kilka miesięcy przed ukazaniem się książki Wanga słynny amerykański publicysta Thomas Friedman napisał artykuł o znamiennym tytule: „Właśnie zobaczyłem przyszłość. I nie były nią Stany Zjednoczone”. Była to relacja z jego wizyty w Chinach, w której pisał bardzo podobne tezy jak te w książce „Breakneck”.

Niedostatki kultury inżynieryjnej

Mimo wszystko Dan Wang nie wierzy w wielką przyszłość Chin. Nie wierzy w „Chiński sen” — hasło prezydenta Xi Jinpinga. Kultura inżynieryjna może przynieść wielkie sukcesy w produkcji i wytwarzaniu technologii, ale słabo radzi sobie z budowaniem miękkiej siły państwa i społeczeństwa. Chiny nie tworzą kultury, która byłaby atrakcyjna dla kogokolwiek poza obywatelami tego kraju (w przeciwieństwie do Korei czy Japonii). Nie przyciągają najwybitniejszych umysłów. Nie są krajem wzbudzającym zazdrość. Nie mają nawet wielu laureatów naukowych Nagród Nobla. Ostatecznie ich sukces wciąż polega na tym, że doskonale robią coś, co u podstaw wymyślili Amerykanie.

Czy zdradziłem państwu już całą narrację książki? Na szczęście nie. Największą jej zaletą jest to, że jest to książka żywa, pełna historii konkretnych ludzi, napisana przez człowieka, który jeździł po miastach dużych i małych po to, być blisko środowiska, o którym opowiada. Zna dobrze Chiny i zna Amerykę.

Bardzo przejmujące są fragmenty opowiadające o polityce jednego dziecka. Intrygujące opisy różnych niewidocznych dla zewnętrznych obserwatorów zjawisk, takich jak istnienie tzw. partii przemysłowej w Chinach. Przemawiają do wyobraźni porównania między Chinami a Stanami Zjednoczonymi, w tym ciekawe nawiązania do historii Nowego Jorku.

„Breakneck” jest momentami książką przegadaną, ale ma w sobie coś, co jest rzadkie, a bardzo pożądane — łączy opis wielkich procesów z obrazami konkretnych ludzi nimi dotkniętych.