Sektor publiczny w Polsce, rozumiany jako ogół osób zatrudnionych na państwowych posadach, się kurczy. Na koniec 2011 r. polskie państwo dawało pracę prawie 3,5 mln osób. To około 80 tys. mniej niż na koniec 2010 r. i 150 tys. mniej niż pięć lat temu — szacuje Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).

— Przechodzenie pracowników z sektora publicznego do prywatnego to pozytywne zjawisko, bo uwalnia gospodarkę od instytucji państwowych i zwiększa jej produktywność. Ten proces z roku na rok postępuje, choć jego tempo nie jest satysfakcjonujące — twierdzi Aleksander Łaszek, ekonomista FOR.
Państwowe plecenie
Kurczenie się sektora publicznego to przede wszystkim skutek prywatyzacji i restrukturyzacji państwowych przedsiębiorstw. Dane za 2011 r. nie są jeszcze dostępne, ale między 2004 a 2010 r. liczba osób zatrudnionych w przemyśle spadła o 132 tys. osób. Kurczyło się też zatrudnienie w państwowych firmach świadczących usługi finansowe, transportowe czy handlowe.
— Dobrze, że prywatyzacja w ostatnich latach przyspieszyła. Rezerwy nadal są jednak ogromne. Niemal w każdej branży ciągle są firmy, których właścicielem jest państwo — mówi Aleksander Łaszek.
Na przykład państwowe firmy z sekcji „produkcja wyrobów z drewna, korka, słomy i wikliny” zatrudniały na koniec 2010 r. ponad 2 tys. ludzi. — Te resztówki trzeba jak najszybciej sprzedać. Nie ma powodu, żeby polski rząd zajmował się pleceniem wiklinowych koszy — ironizuje Aleksander Łaszek.
Socjalizm po duńsku
Trudno mówić natomiast o kurczeniu się pozostałych działów sektora publicznego, a więc przede wszystkim administracji publicznej, edukacji czy ochrony zdrowia. Tu liczba pracowników konsekwentnie rośnie. W dziale „administracja publiczna i obrona narodowa” przybyło w latach 2004-10 ponad 140 tys. pracowników, a w 2011 r. ta tendencja prawdopodobnie się utrzymała. W edukacji i ochronie zdrowia zatrudnienie pozostaje od lat na stałym poziomie.
— Szczególnie niepokojąca jest sytuacja w edukacji. Liczba nauczycieli nie zmienia się, mimo że uczniów z roku na rok ubywa, czyli wydajność stale się zmniejsza — mówi ekonomista FOR.
Jak Polska wypada na tle innych krajów? Na koniec 2011 r. w sektorze publicznym zatrudnionych było 21,6 proc. ogółu pracujących. W porównaniu z państwami, które przeanalizowała Międzynarodowa Organizacja Pracy, jesteśmy średniakiem. W Danii i Estonii sektor publiczny jest jeszcze większy niż w Polsce (odpowiednio 34,8 i 27,9 proc. — dane za 2010 r.), ale znacznie mniejszy mają Niemcy czy Hiszpania (14,8 i 16,7 proc.).
— Trudno mówić, że nasz sektor publiczny jest wyjątkowo duży. Problem w tym, że usługi publiczne nie tylko w Danii, ale też w Niemczech są znacznie wyższej jakości niż u nas — mówi Aleksander Łaszek.
Według Mariana Nogi, byłego członka Rady Polityki Pieniężnej, proces redukowania sektora publicznego jest pożądany. Jeśli jednak jest zbyt gwałtowny,może spowodować więcej szkód niż pożytku.
— Przy prywatyzacji sprawa jest prosta — ludzie przechodzą z sektora do sektora, nie tracąc pracy. Gorzej jest ze zwolnieniami w administracji czy edukacji. Wiele osób mogłoby trafić na bezrobocie, czyli ich potencjał pracy byłby marnowany — mówi Marian Noga.