Co z euro na Wyspach?

Mira Wszelaka
opublikowano: 2003-06-06 00:00

Wszystko wskazuje na to, że poniedziałkowa decyzja Wielkiej Brytanii o przyjęciu euro zamknie się konkluzją o odłożeniu referendum w tej sprawie.

Ministrowie w rządzie Tony’ego Blaira zapoznali się z wynikami pięciu testów ekonomicznych, na których podstawie zapadnie decyzja w sprawie euro. W poniedziałek cała Wielka Brytania wstrzyma oddech, bowiem to właśnie wtedy ogłosi je Gordon Brown, wicepremier i minister skarbu. Z przecieków wynika, że przygotowane przez niego opracowanie nie wróży nic dobrego dla zwolenników wspólnej waluty.

Negatywna opinia co do korzyści z przyjęcia euro, wydana przez ministra skarbu, będzie oznaczać odsunięcie w czasie referendum. Teraz gra toczy się o to, do kiedy. Kluczowe pytanie brzmi: na ile końcowa decyzja otworzy szansę na zorganizowanie referendum jeszcze za rządów Partii Pracy? W tej kwestii panuje głęboki podział w rządzie. Tony Blair prowadzi ostatnie rokowania z Gordonem Brownem i stara się go przekonać, by referendum odbyło się przed kolejnymi wyborami. Gotów jest nawet odłożyć ich termin do 2006 r., byle tylko wcześniej dać szansę zwolennikom euro.

Tymczasem sondaże są bezlitosne. Niemal połowa obywateli Wielkiej Brytanii jest przeciwna przyjęciu euro. Zdecydowanych przeciwników zastąpienia funta euro jest aż 45 proc., a kolejne 14 proc. raczej nie zdecyduje się na poparcie nowej waluty, choć nie wyklucza zmiany zdania. Jedynie 19 proc. zamierza poprzeć wejście kraju do Eurolandu. Około 9 proc. też się na to zdecyduje, ale może w ostatniej chwili się rozmyślić, a 13 proc. jeszcze nie wie, co zrobi. Na uwagę zasługuje fakt, że 54 proc. badanych ma świadomość nieuchronności wejścia kraju do strefy euro w ciągu 10 lat.