Coraz mniej miejsca na podwyżki wynagrodzeń

Marek ChądzyńskiMarek Chądzyński
opublikowano: 2025-02-20 20:00

Stagnacja w przemyśle, coraz niższe marże w dużych firmach, niepewność związana z eksportem – to argumenty za tym, by coraz ostrożniej prognozować wzrost płac.

Z tego tekstu dowiesz się:

  • ile wyniosła średnia płaca w firmach w styczniu
  • jakie są powody hamowania tempa wzrostu płac
  • czy presja płacowa jest jeszcze istotna dla kształtowania się inflacji
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Średnia płaca w firmach w styczniu wyniosła 8482,47 zł i była o 9,2 proc. wyższa niż rok wcześniej. Tempo podwyżek już hamuje: jeszcze w grudniu pensje rosły o 9,8 proc., a przez większość roku 2024 wzrost był dwucyfrowy. Teraz rośnie grono ekonomistów, którzy są zdania, że z czasem podwyżki będą coraz skromniejsze.

Przemysł nie może wyjść z dołka

Pierwszy argument na potwierdzenie tezy o hamowaniu podwyżek: przemysł praktycznie tkwi w stagnacji i na razie nie widać sygnałów, by miał się z niej szybko wyrwać. Główny problem to słabość popytu zewnętrznego, co widać było w wynikach eksportu za ubiegły rok. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w ubiegłym roku wartość eksportu spadła o 6,3 proc., licząc w cenach bieżących. Za dużą część tego spadku odpowiada załamanie sprzedaży do Niemiec.

- To właśnie sektory eksportowe zawsze przodowały w inwestycjach, w tempie podwyżek płac czy innowacyjności. Teraz trudno na to liczyć przy takiej stagnacji. Problemy w branżach eksportowych to kolejne ograniczenie dla tempa wzrostu płac – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista Banku ING.

Przemysł nie może się podnieść, co widać też w najnowszych danych o produkcji przemysłowej. W styczniu spadła ona o 1 proc. w porównaniu do stycznia 2024 r. Według ekonomistów Banku ING jest szansa na odbicie w drugiej połowie roku, o ile odpali drugi silnik, czyli popyt wewnętrzny. To może się zdarzyć, jeśli rzeczywiście zaczną rosnąć inwestycje, a tego spodziewa się większość ekonomistów.

Drugi argument: dotychczas płace w Polsce rosły naprawdę szybko i nie sposób utrzymać będzie tego tempa w kolejnych kwartałach i latach.

- W ciągu ostatnich lat wzrost płac mocno przekraczał tempo wzrostu wydajności, co widzimy dzisiaj w inflacji bazowej. Nie jest już tak, że wszystkie działy polskiego przemysłu są jeszcze tanie względem zagranicznej konkurencji i mogą sobie swobodnie podnosić płace tak jak to było parę lat temu – mówi ekonomista Banku ING.

Sektor publiczny nie pomoże

O tym, że wzrost płac będzie hamował, przekonany jest również Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej. Jego zdaniem będzie to dotyczyło nie tylko firm, ale całej gospodarki. Jak mówił ostatnio w czasie konferencji „Co nas czeka” zorganizowanej przez „Puls Biznesu”, tempo wzrostu płac będzie spowalniać, bo nie będzie powtórki z dużych podwyżek w sektorze publicznym (w tym roku nie przewidziano na przykład 20-procentowego wzrostu wynagrodzeń dla nauczycieli).

W firmach zaś jest coraz mniej pieniędzy na podnoszenie budżetu na wynagrodzenia.

- Wskaźnik rentowności kapitału własnego jest poniżej średniej. Podobnie jest z wykorzystaniem wartości dodanej brutto - koszty związane z zatrudnieniem pochłaniają jej znaczną część – mówił Ludwik Kotecki.

Rzeczywiście, według ostatnich dostępnych danych GUS firmy zatrudniające powyżej 49 osób uzyskały w ciągu trzech kwartałów ubiegłego roku niższe przychody niż rok wcześniej: 3,8 bln zł wobec 3,9 bln. Na dodatek wyraźnie pogorszyła się ich rentowność. Wskaźnik rentowności obrotu netto pokazujący relację wyniku finansowego netto do przychodów wyniósł 3,5 proc. wobec 4,7 proc. w tym samym okresie 2023 r.

Nadal jest presja

Czy to oznacza jednak, że można już przestać się obawiać o skutki presji płacowej w gospodarce? Nie do końca. Ludwik Kotecki zwraca uwagę, że firmy będą zmuszone przeprowadzać podwyżki choćby ze względu na sytuację demograficzną na rynku pracy.

- Problemy z pozyskaniem pracowników będą się utrzymywać, co będzie wymuszało odpowiednie wynagrodzenia. Nie należy oczekiwać, że płace będą rosły poniżej inflacji, jak to bywało w przeszłości - sytuacja demograficzna na to nie pozwoli. Jednak wzrost powyżej 10 proc. prawdopodobnie przejdzie do historii – ocenia członek RPP.

Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, zwraca uwagę, że rynek pracy obecnie się segmentuje. Owszem, z jednej strony jest przemysł ze swoimi problemami wynikającymi ze słabego popytu z zagranicy i wzrostu globalnej niepewności. Ale są również usługi, gdzie popyt jest na tyle stabilny, że pozwala przedsiębiorcom systematycznie podnosić ceny. Dzięki temu są w stanie przerzucać na konsumentów również podwyżki płac. To jest jedna z przyczyn utrzymywania się wysokiej inflacji bazowej, w tym jednej z jej miar, która pomija ceny paliw i żywności. Dzięki temu lepiej pokazuje procesy cenowe w gospodarce, na które można mieć wpływ na przykład przez odpowiednie kształtowanie stóp procentowych.

- W ostatnim roku Rada Polityki Pieniężnej nie podjęła żadnej błędnej decyzji w sprawie stóp. Mamy wiele czynników mogących zwiększać inflację — wysokość wynagrodzeń, która przekłada się na inflację bazową, to jeden z nich. To sprawia, że RPP na razie będzie się trzymać wyższych stóp – uważa Piotr Arak.