CORAZ WIĘCEJ FIRM OTWIERA CENTRA ZABAW
Amerykanie pokazali, jak można zabawić dzieci, a przy tym dobrze zarobić
LICZY SIĘ PRACA
I CIERPLIWOŚĆ: To biznes, który tylko z pozoru wymaga niewielkich kapitałów. Taka działalność angażuje spore środki finansowe. Ale jeszcze więcej trzeba zainwestować własnej pracy i cierpliwości — twierdzi Mariola Prandecka z Centrum Zabaw Kolorado. fot. autor
Jeszcze do niedawna jedyną atrakcją, którą można było zaoferować własnemu dziecku, była huśtawka lub karuzela na osiedlowym podwórku. Od wielkiego dzwonu przyjeżdżało wesołe miasteczko. Teraz oferta zabaw i hulanek jest nieporównalnie większa. Wszystko zależy od grubości rodzicielskiego portfela.
Dopiero od kilku lat rozkręca się biznes, zajmujący się organizowaniem zabaw dla dzieci. Oferta jeszcze może nie jest zbyt obszerna, ale wszystko wskazuje, że ci, którzy wybrali tę formę działalności, znaleźli się w pustej niszy rynkowej. Teoretycznie w tej branży liczy się oryginalność, ale i tak większość pomysłów najczęściej została ściągnięta z Zachodu.
Jak coca-cola
— Pomysł na działalność, jaką dziś prowadzimy, pochodzi ze Stanów Zjednoczonych — twierdzi Mariola Prandecka z Centrum Zabaw Kolorado.
Sposobem na biznes mają być wypełnione piłeczkami baseny, w których dzieciaki mogą się pławić, jak w wodzie. Do tego dochodzą jeszcze zjeżdżalnie, trapezy, huśtawki, materace.
— Sukces tej inicjatywy polega na daniu dzieciom możliwości niczym nie ograniczonego, bezpiecznego wyżycia się — dodaje Janusz Williński z Centrum Zdrowia i Zabawy Orlando.
Amerykanie z początku budowali takie ośrodki zabaw dla dzieci przy dużych centrach handlowych. Miały one być „przechowalnią” dla dzieciaków na czas robienia zakupów przez rodziców. Dość szybko okazało się jednak, że są one atrakcją samą w sobie. Centra handlowe przestały być im potrzebne.
— Pod koniec lat osiemdziesiątych w USA była to nowa forma rozrywki. Mieliśmy szczęście, że widzieliśmy początki tego typu centrów za oceanem. Powstawały jak grzyby po deszczu, a dzieci szalały na punkcie nowej zabawy. Czemu więc w Polsce miałoby być inaczej? To chyba kolejny fenomen amerykańskiej pomysłowości. Zupełnie jak coca-cola — mówi Mariola Prandecka.
Centra zabaw zaczęły obrastać dodatkowymi funkcjami. Powstała przy nich mała gastronomia, sklepiki z gadżetami oraz „przechowalnie” dla rodziców, w których można wypić kawę oraz przeczytać gazetę. Niektórzy jednak przedsiębiorcy skarżą się, że ta poboczna działalność jest zbyt uciążliwa w stosunku do dochodów, jakie przynosi. Klienci jednak potrzebują tego, więc do centrum zabaw bez takiego zaplecza nikt nie przyjdzie.
Nie tak prosto
Branża zabaw dla dzieci nie jest jednak łatwa, a przynajmniej tak twierdzą wszyscy przedsiębiorcy. Do uruchomienia centrum zabaw na ogół potrzeba dużych pomieszczeń. Nie mogą one przy tym być obciążone zbyt wysokim czynszem.
— Rodziny z małymi dziećmi na ogół są na dorobku. Nasi klienci więc bardziej zwracają uwagę na wysokość cen biletów — zauważa Janusz Williński.
Nie jest to też biznes, który każdemu przypadnie do gustu.
— Nie osiągnie sukcesu w tej branży osoba, która nie lubi dzieci i nie zna ich potrzeb. Po prostu wiele działań powstawało tutaj w intuicyjny sposób — uważa Małgorzata Chmielewska, właścicielka Salonu Zabaw Zwierciadełko.
Wiąże się z tym również potrzeba odpowiedniego doboru pracowników. Muszą to być osoby nawiązujące doskonały kontakt z dziećmi, jak i wzbudzające zaufanie rodziców.
— Niezmiernie ważna w takiej działalności jest odpowiednia reklama. Z początku mieliśmy duże problemy z przekonaniem rodziców do naszej propozycji. Dzięki dobremu marketingowi rocznie ściągamy do nas ponad 100 tys. dzieci — deklaruje Mariola Prandecka.
Jak McDonaldŐs
Jedną z najlepiej sprzedających się usług, oferowanych przez centra zabaw, jest organizacja indywidualnych imprez urodzinowych lub imieninowych. Pomysł został wypromowany przez sieć McDonaldŐsa. Uroczystości takie spodobały się dzieciom, a jeszcze bardziej rodzicom, zwolnionym od uciążliwości organizowania domowej imprezy.
— Jesteśmy bardzo elastyczni, organizując takie zamknięte imprezy. Możemy serwować poczęstunek, zatrudnić dodatkowe hostessy, stworzyć specjalny program czy wystrój. To dla nas bardzo ważna działalność, bo sprzedajemy naszą ofertę „hurtowo” — mówi Mariola Prandecka.
Świetlana wizja
Przedsiębiorcy z branży na ogół uważają, że usługi organizowania zabaw dla dzieci to nadal nie wykorzystane pole do robienia dobrych interesów.
— Zapotrzebowanie na takie usługi jest bardzo duże. Praktycznie na każdym większym osiedlu nie ma żadnej takiej propozycji. Nieliczne centra zabaw ściągają klientów z odległych punktów Warszawy. Na Zachodzie dzieci takie obiekty mają pod drugiej stronie ulicy — uważa Małgorzata Chmielewska.
— Rozwój naszej działalności przerósł pierwotne oczekiwania. Mamy dwa punkty w Warszawie, ale planujemy uruchomienie jeszcze jednego, znacznie większego centrum. Gdzie to będzie, niech na razie pozostanie tajemnicą handlową. Pomagamy również organizować takie centra zabaw w innych miastach. Zainteresowanie jest bardzo duże — zapewnia Mariola Prandecka.
Pewien pesymizm, co do rozwoju tej branży, wiąże się z obawą przed zachodnią konkurencją.
— Jeśli wejdzie tutaj ktoś z Zachodu z dużym kapitałem i ciekawą propozycją, to z pewnością zmiecie polskie firmy. Jednak jak widać, nikt na razie nie kwapi się do tego. Nic nie wyszło z rodzinnego parku rozrywki na Bemowie — dodaje Janusz Williński.