Na rynek crowdfundingu udziałowego w Polsce nastała stagnacja. Jedyna emisja prowadzona w ostatnich tygodniach, VeCube na platformie FindFunds.pl, właśnie się skończyła. Wszystkie zrealizowane w tym roku można policzyć na palcach.
Sytuacja makro nie sprzyja crowdfundingowi
Wartość rynku w najlepszym dla krajowego crowdfundingu 2021 r. wynosiła blisko 121 mln zł (76 emisji). Potem nastąpiło załamanie – w ubiegłym roku w 47 emisjach firmom udało się zebrać zaledwie ponad 22 mln zł, a w bieżącym na razie o połowę mniej (dane Związku Przedsiębiorstw Finansowych - ZPF).
- Długotrwale utrzymująca się wysoka inflacja jest jednym z głównych czynników zniechęcających do crowdinvestingu [zakup akcji spółek na platformach - red.]. Bardziej stabilne i bezpieczne dla indywidualnych inwestorów stały się np. dość wysoko oprocentowane lokaty bankowe - krótkoterminowe formy lokowania kapitału pozwalają inwestorom na utrzymanie płynności. Dodatkowo wszyscy czekają na transformację crowdfundingu udziałowego związaną z nadchodzącymi zmianami prawnymi [ustawa o finansowaniu społecznościowym dla przedsięwzięć gospodarczych i pomocy kredytobiorcom - red.] – mówi dr Artur Trzebiński, doradca ds. ekonomicznych ZPF.
Zmiany prawne pomogą rozruszać rynek
Ekspert wyjaśnia, że inwestorzy czekają m.in. na możliwość tworzenia tabeli ofert przez platformy, co uczyni z nich coś na kształt giełd, bo obecnie są jedynie tablicami ogłoszeń. Dzięki temu będzie można nie tylko kupić akcje w ramach nowej emisji, ale też odkupić je od innych inwestorów oraz sprzedać. Zmiany prawne, zwłaszcza umożliwiające wyjście z inwestycji, mogą w przyszłości rozruszać rynek. Obecnie inwestorzy muszą sami szukać nabywców lub czekać na wejście spółek na giełdę, co niekoniecznie odbywa się w deklarowanym pierwotnie terminie.
- Rynek może rozruszać także zapowiedziana już platforma crowdfundingowa Giełdy Papierów Wartościowych. Aktywizacja GPW w tym segmencie może zwiększyć zaufanie inwestorów do crowdfundingu udziałowego. Krajowy rynek bardzo potrzebuje tego rodzaju uwiarygodnienia – podkreśla doradca ZPF.
Wiarygodność jest istotna zwłaszcza w przypadku większych emisji, a od listopada crowdfundingowy limit wzrośnie do 5 mln EUR (obecnie, od ubiegłego roku, 2,5 mln EUR). Według unijnych przepisów tak duże emisje mogą jednak realizować wyłącznie platformy z licencją, a na razie żadna z działających w kraju jej nie uzyskała (w Polsce przyznaje je Komisja Nadzoru Finansowego - KNF). Dlatego w praktyce limit wynosi u nas 4 mln zł.
- Platformy są w trakcie uzyskiwania licencji. To nowy, niełatwy proces, którego uczy się zarówno rynek, jak i KNF – zaznacza Artur Trzebiński.
Pośpiechu nie ma.
- Mało kto zapowiada nowe kampanie na jesień. Przypuszczam, że stagnacja na rynku utrzyma się do końca roku – mówi ekspert z ZPF.
Nie wszystkie platformy sobie poradzą
– Zakładam, że do 10 listopada KNF wyda już licencje podmiotom, które się o nią ubiegają. Wpłynie to na profesjonalizację sektora, zwiększy przejrzystość emisji, na czym skorzystają i emitenci, i inwestorzy. Platformy zaczną działać według jednolitych zasad, w tym samym reżimie prawnym. Np. emisje w formule crowdfundingu będą mogły być prowadzone wyłącznie dla spółek akcyjnych, a dotychczas niektóre platformy realizowały je również dla spółek z o.o. - wyjaśnia Michał Stanek, wiceprezes Crowdwaya, jednej z platform czekających na decyzję KNF.
Wejście w nowy reżim prawny może wymagać m.in. zwiększenia zasobów kapitałowych, kadrowych i technologicznych. Zdaniem Michała Stanka dla niektórych platform zmiany regulacyjne mogą być barierą nie do pokonania.
Problem licencji na razie wydaje się jednak teoretyczny, bo w praktyce firmom trudno uzyskać od inwestorów nawet dozwolone 4 mln zł.
– Spółki pozyskujące w Polsce kapitał poprzez crowdfunding udziałowy nie są jeszcze gotowe, by na platformach zabiegać o 5 mln EUR. Szanse na takie pule mogą mieć jedynie firmy z sektora nieruchomości, których projekty są kapitałochłonne, ale przynoszą też duży zwrot z inwestycji - uważa Michał Stanek.
Widać pierwsze jaskółki poprawy
Według ekspertów właściciele platform szukają alternatywnych źródeł przychodów – od obsługi rozproszonych inwestorów, którzy wcześniej kupowali akcje spółek w ramach crowdinvestingu, po usługi marketingowe.
– Rynek zatrzymał się wraz z wybuchem wojny w Ukrainie. W crowdinvestingu pojawiły się obawy przed inwestowaniem w regionie, podobnie jak na giełdzie czy w sektorze venture capital. Dopiero teraz zaczynamy dostrzegać pierwsze jaskółki poprawy. Kończy się wojna depozytowa w bankach, więc spada oprocentowanie lokat. Podwyżki stóp procentowych zostały zatrzymane, a wszyscy oczekują obniżek. Wobec wysokiej inflacji inwestorzy zaczną szukać sposobu na korzystne lokowanie kapitału, furtka do crowdfundingu zacznie więc powoli się otwierać - prognozuje Michał Stanek.
Czy nastąpi to jeszcze w tym roku?
- Spodziewam się, że dopiero w 2024 r., o ile sytuacja makroekonomiczna się ustabilizuje i pojawią się licencjonowane platformy – podkreśla dr Artur Trzebiński.
Jego zdaniem, kto przetrwa zmiany i utrzyma się na rynku, to na razie wielka niewiadoma.