Czarna wizja prezesa Puław

Anna Bytniewska
opublikowano: 2011-03-22 13:15

Chleb po 20 zł? To możliwe, jeśli UE uprze się w sprawie limitów CO2, uważa Paweł Jarczewski.

Czy kraje Unii Europejskiej, także Polska, są samowystarczalne pod względem zaopatrzenia w żywność? Ostatnie problemy z cukrem, którego Bruksela produkcję ograniczyła, powinny wzbudzić niepokój i czujność włodarzy Europy. Paweł Jarczewski, prezes giełdowych Puław, uważa, że nie możemy czuć się bezpieczni. Cukier jak papierek lakmusowy ukazał symptomy zjawiska, z jakim państwa UE w niedalekiej perspektywie mogą mieć do czynienia, jeśli nie zadbają o samowystarczalność. Chodzi o deficyt żywności.

Stajemy się bezbronni

Przedstawiciele przemysłu nawozowego zwracają uwagę, że Unia sama sobie podstawia nogę, nakładając na przemysł coraz większe obciążenia finansowe wynikające z konieczności ograniczania emisji gazów cieplarnianych i dwutlenku węgla. Producenci nawozów alarmują, że produkcja nawozów w UE może przestać się opłacać. Ostrzegają, że uderzy to i w rolnictwo, i w zwykłych obywateli.

- Globalizacja daje złudne przeświadczenie, że w każdej chwili można sprowadzić z drugiego końca świata produkty, bo są tańsze, niż wytwarzane w UE. Ograniczając jednak własne zaplecze produkcyjne, Bruksela skazana będzie na kaprysy światowych rynków. One, widząc jej uzależnienie od dostaw zewnętrznych, będą dyktowały coraz wyższe ceny, także żywności. Jeżeli Unia nie zmieni podejścia do tej kwestii, chleb będzie kosztował 20 zł. Zasoby światowe żywności są bardzo niskie. Zapasy na poziomie około 55-65 dni konsumpcji są jednymi z najniższych w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat - mówi Paweł Jarczewski.

Zdaniem prezesa Puław, coraz bardziej realny staję się następujący scenariusz wydarzeń: Europa wprowadza drakońskie limity w emisjach. Firmom nawozowym rosną koszty, bo ponoszą opłaty na dodatkowe limity. Duża część sektora zostaje w konsekwencji wyeliminowana. Jednocześnie zostają zniesione cła ochronne. Początkowo rolnicy mają dostęp do tańszych nawozów z Rosji, Bliskiego Wschodu czy Afryki. Jednak po zniszczeniu konkurencji nowi gracze zaczynają podnosić ceny. Rolnictwo w Unii traci trwale konkurencyjność względem plantatorów z Brazylii, Chin, Rosji. Te kraje, w różny sposób dotując produkcję rolną, zaczynają skutecznie konkurować ze Starym Kontynentem. Po kilku latach zmniejsza się produkcja we Francji, Niemczech, Polsce o około 20 proc. Europa zaczyna importować żywność. Zmiany demograficzne na wsi dodatkowo zamykają możliwość produkcji. Europa musi konkurować o żywność, której ceny rosną.

- Oczywiście europejski przemysł nawozowy, jak każdy inny, powinien dążyć do ograniczenia emisji. Te działania powinny być jednak uzasadnione możliwościami technicznymi, kosztami i efektem końcowym. Nikt z decydentów w Unii tak naprawdę nie wyjaśnił jej obywatelom, jakie skutki będą miały dla nich ograniczenia nakładane na przemysł. Stanowisko europejskiej branży nawozowej w czasie prac legislacyjnych nie było jednak jednogłośne. O równe zasady gry walczyło kilka krajów, w tym najsilniej Polska - podkreśla Paweł Jarczewski.

Najwięksi producenci nawozów, np. Yara, już produkują poza granicami UE.

CO2 bez granic

Jego zdaniem, problem polega na tym, że regulacjami w zakresie obniżenia emisji nie są objęte kraje Bliskiego Wschodu, Chin, Rosji czy USA.

- W Unii już pojawiają się firmy z tych regionów, które inwestują w infrastrukturę umożliwiającą import nawozów do Unii Europejskiej. Kupują koncerny nawozowe oraz magazyny w portach służące do importu surowców. Jest mało prawdopodobne, by kontynuowały produkcję amoniaku w Europie z chwilą, kiedy przestanie to być opłacalne - ocenia Paweł Jarczewski.

Orascom, egipski producent nawozów i melaminy, kupił niedawno koncern DSM oraz magazyny w porcie w Rotterdamie służące do importu amoniaku.

- Dlaczego Unia Europejska chce dokonać tak znaczącej redukcji emisji gazów cieplarnianych oraz dlaczego świadomie chce pozbawić się konkurencyjności? Co będzie z samowystarczalnością żywnościową? - pyta Paweł Jarczewski.

Recepta na przetrwanie

Zdaniem prezesa największej w kraju spółki nawozowej, Unia musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jak widzi przyszłość rolnictwa i przemysłu nawozowego, bo wraz ze wzrostem liczby ludności zapotrzebowanie na żywność będzie rosło. Okazją będzie prezydencja Polski w Unii Europejskiej, która rozpoczyna się w lipcu.

- Według Izby Zbożowo-Paszowej, Polska tylko w 40 proc. wykorzystuje potencjał produkcji zbóż. Mamy szansę stać się eksporterem nadwyżek żywności. Musimy więc postawić na rolnictwo. Rosja już to robi - mówi Paweł Jarczewski.

Dziś, mimo posiadania 10 proc. światowej powierzchni ziem uprawnych, Rosja jest importerem żywności netto. Raport Companies and Markets (CM) prognozuje, że już w 2013 r. Rosja stanie się największym eksporterem pszenicy. Decydenci już to zauważyli. W 2009 r. prezydent Rosji dekretem powołał firmę OJSC United Grain Company zajmującą się obrotem zbożami, która ma prowadzić m.in. działania interwencyjne, rozwijać eksport zbóż, odpowiadać za modernizację i budowę nowych elewatorów oraz terminali portowych.