Czarne chmury nad Australijczykiem

Przemysław Kwiecień
opublikowano: 2015-04-03 00:00

W ostatnim czasie na rynku walutowym większość uwagi poświęca się dolarowi i euro, frank szwajcarski na rynkach globalnych budzi już mniej emocji.

W zasadzie to nie dziwi, w USA po wielu latach może dojść do podwyżek stóp procentowych, zaś w strefie euro EBC właśnie rozpoczął skup obligacji.

Są jednak rynki, na których jest ciekawiej, i takim rynkiem jest dolar australijski. Nazywany on jest często walutą surowcową, dlatego że koniunktura w tamtejszej gospodarce w niemałymstopniu zależy właśnie od cen towarów. AUD nie jest jedyną taką walutą w gronie G10 — dolar kanadyjski i korona norweska zależą od cen ropy, zaś dolar nowozelandzki od cen produktów mlecznych — ale daje inwestorom dużą płynność i nietypową ekspozycję na ceny metali przemysłowych.

To, co obecnie jest kulą u nogi dolara australijskiego, przez wiele lat było dla tamtejszej gospodarki błogosławieństwem. Mowa o niezwykłej ekspansji Chin, które rozwijając się w tempie zbliżonym do 10 proc. rocznie, potrzebowały coraz większej ilości surowców. Widać to w danych o PKB. W ciągu ostatnich 20 lat średni wzrost w Australii wyniósł 3,3 proc. wobec 2,5 proc. dla USA i tylko 2,1 proc. dla Wielkiej Brytanii.

Nawet w kryzysowym 2009 r. Australia zanotowała wzrost na poziomie przyzwoitych 1,6 proc. Paradoksalnie to, co jest największym kłopotem, wynika z decyzji chińskich władz, które w 2009 r. ratowały koniunkturę gospodarczą za pomocą ogromnego pakietu stymulacyjnego. W rezultacie ceny wielu metali przemysłowych poszybowały ku historycznym maksimom, mimo że ogólnie na świecie wzrost gospodarczy był słaby. Zachęcone tak wysokimi cenami koncerny górnicze rozpoczęły wielkie projekty inwestycyjne, które miały dostarczyć jeszcze więcej surowców w kolejnych latach.

Problem w tym, że boom w Chinach dobiegł końca i choć władze próbują ratować wzrost, rozluźniając warunki na rynku nieruchomości, wydaje się jasne, że najlepszą koniunkturę mamy za sobą. W tej sytuacji nie wszystkie projekty są rentowne. Jeszcze w 2011 r. cena tony rudy żelaza dotarła do 190 USD, teraz jest to zaledwie 50 USD. Relacja pomiędzy ceną tego surowca a notowaniami AUD/USD wskazuje, że para powinna jeszcze zniżkować. A mówi się o tym, że najwięksi producenci mają koszty krańcowe na poziomie zaledwie 25 USD i nie zależy im na ratowaniu słabszych. Ma to wpływ na koniunkturę w Australii i może sprawić, że w przyszłym tygodniu bank centralny Australii obniży stopy procentowe po raz drugi w tym roku. Być może na przełomie 2016 i 2017 r. stopy w Australii i USA się zrównają po raz pierwszy od początku 2001 r. Wtedy kurs AUD/USD wynosił 0,56. © Ⓟ