Można powiedzieć, że właściwie nic istotnego się na przełomie tygodni nie wydarzyło, bo co prawda w USA rozpoczął się sezon raportów kwartalnych spółek, ale publikowały je przede wszystkim banki, które rozwiązywały rezerwy, co zwiększało znacznie ich zyski. Inwestorzy czekali przede wszystkim na wyniki i prognozy (to nawet ważniejsze) spółek określanych akronimem FAANG. Ona zaczną się pojawiać w tym tygodniu.
W piątek 16.04 w USA, jak to często bywa w piątki, indeksy giełdowe w ostatnich godzinie wypracowały (mikroskopijne) zwyżki. Szukanie uzasadnień mija się z celem. Tak samo jak mija się z celem szukanie pretekstów do poniedziałkowych spadków indeksów.
Dla porządku wymieńmy jednak te preteksty: wypadek auta TESLI przeceniło te akcje o 3,4%, co negatywnie wpłynęło na indeksy, inwestorzy czekając na wyniki FAANG na wszelki wypadek redukowali zaangażowanie w akcje, niedzielna przecena bitcoina (o tym niżej) kazała zastanowić się nad tym, czy przypadkiem na rynku akcji też nie ma bańki. Podkreślam – to wszystko były preteksty. Po prostu rynek czasem musi pozwolić na realizacje części zysków.
Jak wiadomo ja nie zajmuję się rynkiem kryptowalut, bo uważam handel nimi za kasyno i coś na kształt handlu wiatrem. Uważam poza tym, że nie maja one żadnej wewnętrznej wartości, a ich szaleńcze zwyżki wynikają przede wszystkim z olbrzymiego zasięgu medialnych publikacji, co angażuje w obserwowanie tych rynków (niekoniecznie finansowo) miliardy ludzi. Jednak, jeśli mówimy o wielu graczach, analiza techniczna może się na tych rynkach sprawdzać.
W niedzielę na rynku bitcoina nastąpiło coś, co określano mianem „flash crash”, chociaż według mnie ten termin zarezerwowany jest do wydarzeń trwających minuty, a nie cały dzień. Cena bitcoina traciła nawet 15%, a zakończyła niedzielę (tak, wtedy też trwa handel bitcoinem) na poziomie o około 10% niższym niż kończyła w piątek. Powód? Pogłoska mówiąca o tym, ze USA zabierze się za firmy, które używają bitcoina do prania brudnych pieniędzy. To najpewniej była tylko pogłoska, ale pokazuje, że w dowolnym momencie, kiedy władze na przykład USA zakażą używania kryptowalut (co uczyniła już w zeszłym tygodniu Turcja) na tych rynkach dojdzie do potężnej przeceny.
Moim zdaniem banki centralne i rządy przegapiły zasięg i fenomen bitcoina i podobnych wynalazków i tylko dlatego nie podjęły we właściwym czasie odpowiednich kroków. W końcu je jednak zapewne podejmą, choćby po to, żeby uniemożliwić finansowanie działań przestępczych, czy lokowania kapitałów w coś, co nie pomaga gospodarce. To jest potężne i według mnie nieuświadamiane przez wielu zagrożenie. Tyle na ten temat, do którego nie chciałbym już wracać.
Na rynku walutowym też działy się interesujące rzeczy. Spadek rentowności obligacji USA (o tym więcej w komentarzu tygodniowym – patrz link pod tekstem) zmniejszył napór kapitałów na rynek amerykańskich obligacji, a to automatycznie osłabiało dolara. Indeks dolara nurkował, a kurs EUR/USD pokonał górne ograniczenie rozpoczętego w styczniu kanału trendu spadkowego dając wstępny sygnał kupna euro. Wstępny, bo jednak szczepienie przeciwko pandemii w USA nadal znacznie szybciej sprowadzi ten kraj do odporności zbiorowej niż kraje strefy euro, więc trudno może być o kolejne impulsy wzmacniające euro.
Spadek rentowności obligacji USA i osłabienie dolara pomagało oczywiście złotu, którego cena atakowała górne ograniczenie rozpoczętego w sierpniu 2020 kanału trendu spadkowego. Zaatakowała je dwukrotnie – w piątek i w poniedziałek i za każdym razem byki ponosiły porażkę. Do poniedziałku sygnału kupna nie udało się wygenerować, a jeśli rentowności obligacji znowu zaczną rosnąć (czego oczekuję) to złotu znowu zagrożą.
Podobna sytuacja była na GPW. Indeks WIG20 w czwartek, piątek i poniedziałek usiłował pokonać górne ograniczenie ponad trzymiesięcznego trendu bocznego (2.025 pkt) i za każdym razem byki ponosiły porażkę. Indeks wygląda jednak tak jakby ta sztuka mogła się niedługo udać o ile pozwoli na to Wall Street, czyli reakcja graczy na kwartalne wyniki spółek amerykańskich.
Link do komentarza tygodniowego:
https://iwealth.pl/amerykanie-nie-boja-sie-rosnacej-presji-inflacyjnej/