James Cook Languages (JCL) specjalizuje się w szkoleniach językowych dla korporacji. Od lat działa w Czechach i na Słowacji, a w marcu kupiła polską firmę szkoleniową ACT.

— Polskę wybraliśmy po rocznej analizie europejskiego rynku. Uznaliśmy ją za najbardziej atrakcyjny dla nas kierunek z powodu liczby mieszkańców, poziomu ich umiejętności językowych, porównywalnego zresztą do tego, jaki mamy w Czechach — mówi Jakub Štefeček, jeden z dwóch właścicieli JCL. Ważny był oczywiście czynnik biznesowy: w Polsce funkcjonuje więcej oddziałów i przedstawicielstw międzynarodowychfirm niż w Czechach, a to potencjalni klienci JCL.
Nie bez znaczenia była także bliskość mentalna Polaków i Czechów. Przedstawiciele JCL zbadali 25 polskich szkół językowych i z 15 nawiązali kontakty. Największe wrażenie dzięki profesjonalizmowi usług zrobiła na nich firma ACT, dlatego wybór padł właśnie na nią. Obecnie szkoła ma około 20 klientów korporacyjnych.
— Chcemy zabiegać o rekomendacje z Czech i ze Słowacji, aby obsługiwać duże firmy na trzech rynkach, na których działamy. W 2021 r. chcemy mieć w Polsce bazę klientów liczoną w setkach, podobnie jak w Czechach i na Słowacji, gdzie mamy ich około 400 — informuje współwłaściciel JCL. Zamierza znacznie powiększyć sieć placówek ACT — obecnie szkoła działa w 30 miastach.
Rynek, na którego podbój ruszają Czesi, nie jest pustynią, co oznacza, że będą się musieli zmierzyć z firmami działającymi w Polsce od lat — wśród największych konkurentów Jakub Štefeček wymienia Lang LTC, Worldwide School, Empik czy Future Centre. Jest jednak przekonany, że dzięki kreowaniu nowych trendów i wprowadzaniu innowacji w dziedzinie nauczania języków zdobędzie wysoką pozycję. A ambicje ma spore.
— Chcemy w ciągu kilku lat stać się liderem szkoleń językowych dla firm i mieć w tym rynku 10-15-procentowy udział — deklaruje współwłaściciel JCL. — Polski rynek szkoleń językowych dla firm jest bardzo wymagający i uważnie weryfikuje ich dostawców. Liczy się znajomość rynku i przewaga konkurencyjna — uważa Agata Urbańczyk, menedżer ds. PR i marketingu w Lang LTC.
— Zdobycie takiego udziału w rynku w ciągu kilku lat będzie zadaniem ekstremalnie trudnym — twierdzi Marcin Kiciński, partner w Future Centre. Jest jeden zasadniczy powód: ogromny deficyt lektorów.
— Z tym właśnie problemem od lat borykają się polskie szkoły i będą się też musieli z nim zmierzyć konkurenci z zagranicy — mówi Marcin Kiciński.
Proces kadrowej erozji zaczął się już w okresie kryzysu, a z czasem przybrał na sile. Firmy językowe zmuszone były ciąć koszty i wielu lektorów zrezygnowało z pracy. Tych braków nie udało się uzupełnić m.in. z tego powodu, że klienci nie są skłonni płacić za szkolenia więcej niż kilka lat temu. Przeciwnie — za tę samą cenę żądają coraz więcej. Nic więc dziwnego, że lektorzy często wolą udzielać prywatnych korepetycji.
Inny kłopot to niższy niż kiedyś poziom zawodowy absolwentów filologii. — Aby rozpocząć dla nas pracę, nowi lektorzy sami bardzo często potrzebują szkoleń — mówi partner Future Centre. Jakie są dalsze plany Czechów?
— Koncentrujemy się teraz na Polsce i rozwoju firmy ACT. To, czy będziemy kupować kolejne firmy, czy dokonamy dalszej ekspansji na kolejne rynki, jest pytaniem otwartym. Możliwe są oba scenariusze — podsumowuje Jakub Štefeček.