Czy banki mają lek na koronawirusa?

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2020-03-05 22:00

Panika idąca w ślad za epidemią paraliżuje kolejne gospodarki. Bankierzy centralni zdecydowali się zastosować główne remedium, jakim dysponują: cięciem stóp procentowych

Od grudnia w Chinach panuje epidemia nowego koronawirusa grypy. Do 5 marca oficjalnie potwierdzono 80,4 tys. zachorowań i ponad 3 tys. zgonów przypisanych wirusowi Covid-19. Władze ChRL zastosowały drakońskie środki w postaci kwarantanny całych miast, co poskutkowało paraliżem drugiej gospodarki świata. Od miesiąca aktywność ekonomiczna w Chinach jest na poziomie przetrwalnikowym: stoją fabryki i transport, zamknięte są galerie handlowe i punkty usługowe. Wskaźniki PMI spadły do poziomów nienotowanych kiedykolwiek i gdziekolwiek na świecie.

BIAŁA FLAGA:
BIAŁA FLAGA:
Fed, kierowany przez Jerome’a Powella, długo nie ulegał presji obniżenia stóp procentowych. Epidemia koronawirusa wymusiła jednak konieczność podjęcia szybkiej decyzji.
Fot. Bloomberg

Finansowa panika

Rynki akcji długu ignorowały powagę sytuacji. Dopiero ostatni tydzień lutego przyniósł gwałtowne spadki giełdowych indeksów. Na Wall Street była to najsilniejsza przecena akcji od października 2008 r., gdy trwała panika wywołana upadkiem banku Lehman Brothers. Rynek akcji poddał się dopiero, gdy koronawirus wydostał się z Chin, infekując Koreę Płd., Japonię i Włochy. A tydzień później nowe ogniska zarazy wykryto w Stanach Zjednoczonych.

Sam koronawirus nie wydaje się aż tak groźny. Owszem, jest to nieznane wcześniej ryzyko, prawdopodobnie cechuje się on wyższą śmiertelnością od sezonowej grypy i jest szczególnie niebezpieczny dla osób starszych lub z osłabioną odpornością. Mimo to lokalnie odnotowano napady paniki ludności objawiające się wykupowaniem podstawowych produktów żywnościowych i higienicznych oraz unikaniem dużych zgromadzeń ludzkich.

Znacznie bardziej niebezpieczne mogą być pochopne i podyktowane strachem działania władz, jak również prywatnych korporacji. Zamykanie całych gmin, wysyłanie pracowników na domową kwarantannę czy odwoływanie konferencji, spotkań i imprez sportowych już teraz negatywnie odbiją się na koniunkturze gospodarczej. O ile jeszcze sektor produkcyjny ma szansę „odrobienia” zaległości, o tyle branży turystycznej, gastronomicznej czy rozrywkowej nikt nie zrekompensuje utraconych przychodów.

Lewatywa i amputacja stóp

Globalna ucieczka do bezpiecznych aktywów (obligacji skarbowych, dolara, franka i złota) zaczęła się już na początku stycznia. Ale dopiero lutowe tąpnięcie na rynkach akcji skłoniło banki centralne do podjęcia działań. Działań zresztą w znacznym stopniu wymuszonych przez tzw. rynki, które same zaczęły się domagać poluzowania polityki pieniężnej. W świecie dobrego wojaka Szwejka medycyna znała jedno lekarstwo na wszystkie choroby — lewatywę. Tak samo teraz bankierzy centralni znają tylko jedno uniwersalne remedium na wszelkie problemy gospodarcze. Jest nim cięcie stóp procentowych, czasami podawane w zestawie z bezpośrednimi zastrzykami gotówki (QE, aukcje repo etc.). Kurację rozpoczęto 3 marca. Jest dość prawdopodobne, że była to skoordynowana interwencja, o czym świadczy zwołana ad hoc konferencja szefów banków centralnych i ministrów finansów państw G7.

„My, ministrowie finansów i prezesi banków centralnych państw G7, uważnie monitorujemy rozprzestrzenianie się koronawirusa COVID-19 i jego wpływ na otoczenie rynkowe i gospodarcze. Zważywszy na potencjalny wpływ COVID-19 na światowy wzrost gospodarczy, chcemy podkreślić nasze zobowiązanie do wykorzystania wszystkich dostępnych środków mających na celu doprowadzenie do silnego, zrównoważonego wzrostu, które stanowić będą ochronę przed negatywnymi czynnikami ryzyka” — napisano w komunikacie.

Jak na komendę kilka godzin później Rezerwa Federalna na nieplanowanym posiedzeniu podjęła decyzję o obniżeniu przedziału stopy funduszy federalnych o 50 pkt baz. Była to pierwsza taka nadzwyczajna obniżka od 2008 r. Kilka godzin wcześniej stopy o 25 pkt baz. ściął bank centralny Australii. A dzień później na ruch o 50 pkt baz. w dół zdecydował się Bank Kanady. Spekuluje się, że 12 marca także Europejski Bank Centralny może poluzować i tak już skrajnie luźną politykę monetarną.

Gdzie jest sens

Zwykle inwestorzy z entuzjazmem przyjmują obniżki stóp procentowych. A to dlatego, że tańszy kredyt podbija wyceny aktywów: akcji, obligacji, nieruchomości. Lecz tym razem S&P500 zareagował niemal 3-procentowym spadkiem. Kapitał w dalszym ciągu ewakuował się do bezpiecznych przystani: rentowność 10-letnich obligacji skarbowych USA po raz pierwszy w historii spadła poniżej 1 proc. To przejaw desperacji inwestorów akceptujących groszową rentowność w zamian za iluzję bezpieczeństwa.

Pojawiły się bowiem wątpliwości co do sensowności cięć stóp procentowych w obecnej sytuacji. I to w tzw. głównym nurcie, a nie tylko wśród zwolenników zdrowego pieniądza. Dla wszystkich jest oczywiste, że ciut tańszy kredyt nie uleczy chorych, nie zatrzyma koronawirusa ani nie opanuje paniki konsumentów. Co więcej, niższe stopy nie są też potrzebne władzom, które na przeciwdziałanie epidemii mogą pożyczać pieniądze niemal za darmo i praktycznie w każdych ilościach.

Głównym ryzykiem jest teraz szok podażowy. Pod tym terminem ekonomiści rozumieją sytuację, gdy z jakichś powodów towary nie docierają do sklepów lub nie opuszczają fabryk. Tak teraz dzieje się w Chinach, gdzie gospodarka stanęła, a niedługo to samo może się stać w Europie czy Ameryce, gdzie grożą nam przestoje produkcyjne z powodu braku komponentów wytwarzanych za Murem. W przypadku szoku podażowego polityka monetarna jest bezskuteczna. Ale jest jeszcze coś więcej.

— Jaki poziom stóp procentowych jest potrzebny, aby zachęcić cię do zaryzykowania śmierci twojej i twojej rodziny? (…) W tym momencie niższe stopy nic nie pomogą. Jeśli popyt ulegnie zniszczeniu przez ludzi bunkrujących się w domach przez tygodnie, a łańcuchy dostaw zostaną przerwane, to całe obniżenie kosztów kredytu może jedynie pomóc związać biznes z bankami, jeśli te ostatnie zgodzą się wydłużyć kredyty i terminy spłat kart kredytowych. A to tylko zapędzi nas głębiej w ślepy zaułek, w którym obecnie tkwimy, ponieważ stopy te nie będą mogły być podniesione — utrafił w sedno Micheal Every, szef działu analiz rynkowych Rabobanku w regionie Azji i Pacyfiku.

Wirus nie jest przyczyną

Przed lutym 2020 r. światowa gospodarka stała na krawędzi recesji. Przemysł leżał, globalny handel się kurczył, sektor surowcowy ledwo zipał, zadłużony po uszy (i statystycznie coraz starszy) konsument w krajach Zachodu nie był w stanie już bardziej się zadłużyć. Gospodarka Eurolandu robiła bokami, podobnie jak Japonia. Stany Zjednoczone minęły szczyt koniunktury i powoli zbliżały się co cyklicznej recesji.

Epidemia koronawirusa nie jest więc przyczyną, a tylko katalizatorem panicznych decyzji bankierów centralnych. Obniżając i tak już bardzo niskie stopy procentowe, próbują oni raz jeszcze opóźnić nieuniknioną recesję. „Byleby tylko nie na mojej wachcie” — to motto wszystkich bankierów centralnych tego świata. „Byleby tylko nie przed wyborami” — tak natomiast myślą politycy — i w Ameryce, i w Europie.

Pospieszne luzowanie polityki monetarnej jest więc desperacką próbą uniknięcia albo złagodzenia nadchodzącej recesji, którą koronawirus może przyspieszyć i zaostrzyć. Nie da się tu uciec od jednego pytania. A co, jeśli tym razem się nie uda? Jeśli pomimo tych wszystkich interwencji świat i tak wpadnie w recesję? Banki centralne ryzykują wtedy utratę wiary w swoją domniemaną omnipotencję. Tak, wśród inwestorów wciąż panuje przekonanie, że bankierzy centralni znają lekarstwa na wszystkie choroby. Załamanie tego kultu może być ostatnim gwoździem do trumny współczesnego ładu monetarnego opartego na nielimitowanej kreacji długu.