Czy polski selekcjoner ma pomysł na Niemców?

(Paweł Kubisiak)
opublikowano: 2006-06-12 09:44

To pytanie nurtuje polskich kibiców. Dziś o 13.45 w Barsinghausen odbędzie się konferencja prasowa z udziałem selekcjonera polskiej reprezentacji.

Dziś o 13.45 w Barsinghausen odbędzie się konferencja prasowa z udziałem selekcjonera polskiej reprezentacji, Pawła Janasa. Konferencja zorganizowana przez PZPN odbyła się również w niedzielę, ale była farsą, gdyż zabrakło na niej trenera i piłkarzy.

- Przyjechał do niego ktoś bliski - usprawiedliwiał nieobecność selekcjonera prezes PZPN, Michał Listkiewicz. W niedzielę zaplanowano dzień wolny dla polskiej ekipy i zarówno trener jak i piłkarze zrozumieli to dosłownie. Piłkarze spędzili czas na spotkaniach z bliskimi, zwiedzaniu lub na zakupach. I na rybach...

Tymczasem na niedzielnej konferencji stawili się obok Listkiewicza rzecznik prasowy polskiej reprezentacji, Michał Olszański, były trener Antoni Piechniczek i... kucharz polskiej kadry.

Wieczorem doszło do spotkania 23 zawodników - bez udziału Pawła Janasa. A niemiecki "Bild", jak to brukowiec, od razu puścił plotkę, że w polskiej drużynie jest bunt.

- To żaden bunt - protestował Listkiewicz. - Na niedzielny wieczór zawodnicy rzeczywiście zaplanowali spotkanie między sobą, ale to nic zdrożnego. To podpowiedział piłkarzom Władek Żmuda, który jest tu z nami - przekonywał dziennikarzy szef PZPN.

- Zawodnicy spotkali się w swoim gronie. Przyszedł do nich też trener Janas. Padło wiele cierpkich i mocnych, ale prawdziwych słów. Przedyskutowali sytuacje, w których padły bramki i ma nadzieje, że już w następnych meczach takie się nie powtórzą - powiedział potem o spotkaniu współpracownik Janasa, Edward Klejndinst.

Pytany, czy w kadrze Janasa są w ogóle zawodnicy, którzy mogą wstrząsnąć drużyną, prezes PZPN wymienił Jacka Bąka, Jacka Krzynówka i Michała Żewłakowa. Wszyscy oni byli na mundialu w Korei i wiedzą, jak gorzkie jest rozczarowanie na mistrzostwach

- Może łatwiej bym zniósł ten wynik, gdyby nie zachowanie polskich kibiców. Byli naprawdę fantastyczni. Bolało serce, gdy widziałem ich wychodzących ze stadionu ze łzami w oczach - mówił "Życiu Warszawy" o porażce z Ekwadorem prezes PZPN.

Listkiewicz zapewniał, że piłkarze chcą wygrać mecz z Niemcami. Ale jeśli zremisują po dobrej grze, też będzie usatysfakcjonowany. Ale jeśli polscy piłkarze mają takie podejście, to szanse na zwycięstwo są nikłe. Podobnie jak i szanse na awans w przypadku remisu.

- Powiedziałem piłkarzom wprost, że mecz z Niemcami to dla nich życiowa szansa. Ten, który zdobędzie zwycięską bramkę dla Polski, stanie się natychmiast bohaterem narodowym, a jego zdjęcia obiegną cały świat - mówił Listkiewicz.

Przed środowym pojedynkiem w Dortmundzie wszyscy widzą potrzebę zmian w składzie. - Żeby nie było jak w Korei, że Engel przebudował drużynę dopiero po 0:4 w drugim meczu, gdy mundial był przegrany, i zwycięstwo z USA nic nie dało - podkreśla Piechniczek, który jako trener był na MŚ dwukrotnie, a w 1982 r. przywiózł brązowy medal.

- Wymieniłbym czterech, a co najmniej trzech piłkarzy w drużynie - mówił Antoni Piechniczek.

- Zmiany w zespole powinny być. Uważam, że nie można czekać, jak w Korei, do trzeciego meczu, bo wtedy już było za późno. Będę rozmawiał z Janasem na ten temat - przyznawał "Listek".

Nikt nie chce jednak powiedzieć, których piłkarzy trzeba wymienić. Andrzej Szarmach i Włodzimierz Smolarek, byli świetni napastnicy reprezentacji, wspominają tylko, że Ireneusz Jeleń i Paweł Brożek, którzy weszli w końcówce meczu z Ekwadorem, wypadli lepiej niż gracze podstawowego składu. Piechniczek sugeruje, że Maciej Żurawski na pewno nie powinien być na szpicy, bo w Celticu Glasgow odzwyczaił się od takiej roli.

Co zatem zrobi Janas? Pole manewru nie jest wielkie. Z Ekwadorem drużyna była ustawiona w systemie 4-5-1 z jednym napastnikiem. Teraz powinniśmy zagrać bardziej ofensywnie – być może w ustawieniu 4-4-2 - ze Smolarkiem i Jeleniem w ataku. Być może jednak wcale ustawienia nie zmieni.

W piątek powtórzyła się sytuacja sprzed czterech lat - Polacy przegrali 0:2 swój pierwszy mecz w finałach mistrzostw świata. W Gelsenkirchen ulegli Ekwadorowi i po pierwszej kolejce w grupie A zajmują ostatnie miejsce w tabeli. I na razie – w ocenie komentatorów - są najgorszym zespołem mistrzostw.

Największym mankamentem w meczu z Ekwadorem był brak strzałów w światło bramki. Pierwszy celny strzał na bramkę Ekwadoru padł dopiero w 83 minucie. Nie licząc nieuznanego gola, strzelonego przez Krzynówka. Potem była poprzeczka Jelenia i słupek Brożka. A tymczasem Ekwadorczycy oddali kilka celnych strzałów, w tym dwa skuteczne. Wniosek jest jeden - nie można wygrać meczu nie oddając strzałów bramkę.

Zawiodła i forma i taktyka. Polacy grali w składzie sprawdzonym w meczu z Chorwacją, w ustawieniu 4-5-1. Dopiero zmiana na 4-4-2 i wejście Jelenia oraz Brożka pod koniec meczu zmieniły obraz gry. Najlepszymi polskimi zawodnikami byli Smolarek i Boruc.

Nie zawiedli jedynie polscy kibice, którzy rewelacyjnie dopingowali piłkarzy do ostatniej chwili.

Listkiewicz ocenił, że w pierwszym meczu Polacy zagrali na 50 proc. możliwości, a Ekwadorczycy na 90 proc. Teraz Polacy powinni zagrać na 200 proc. Ale i wówczas zwycięstwo nie będzie pewne. Polska nigdy z Niemcami nie wygrała, a w dziesięciu meczach osiągnęła zaledwie trzy remisy. Ostatnie znane zwycięstwo miało miejsce 600 lat temu pod Grunwaldem. Ale zdarzył się cud nad Wisłą, to może zdarzy się w środę w Dortmundzie.

PK