Potężne sankcje nakładane na Rosję i ucieczka zachodnich firm z rosyjskiego rynku są wyrazem oburzenia zachodniego świata skalą okrucieństw Rosjan i próbą wymuszenia zmiany zachowania rządu w Moskwie. Może to być jednak również początek znacznie szerszego trendu i zjawiska: końca wiary w to, że przez handel i rozwój gospodarczy promuje się demokrację, modernizację i pokój. Teza, że rozwój ekonomiczny przynosi postęp społeczny, jest owiana coraz większymi wątpliwościami, a agresja Rosji na Ukrainę może być dla niej gwoździem do trumny. Czy będzie? Nie traciłbym jeszcze całkiem nadziei.

Wiara, że rozwój gospodarczy i handel przynoszą demokratyzację i odwrotnie – demokratyzacja przynosi rozwój, była fundamentem postzimnowojennego świata. Była solidnie wspierana przez kilka istotnych procesów. Po pierwsze, rósł odsetek krajów, które zmniejszają dystans do Zachodu pod względem PKB per capita (globalna konwergencja). Po drugie, rósł odsetek krajów, które są demokratyczne. Po trzecie, spadała liczba konfliktów zbrojnych i ich ofiar. Wszystko układało się w sielankową triadę – rozwój, demokracja, pokój. Byli badacze, jak Adam Przeworski, amerykański politolog polskiego pochodzenia, którzy ostrzegali, że nie ma dobrych dowodów na wpływ postępu ekonomicznego na demokratyzację. Ich głos był jednak w mniejszości.
Pierwszy duży wyłom w tej optymistycznej wierze przyniosły zamachy terrorystyczne w USA w 2001 r., oraz ich wszystkie konsekwencje polityczne i społeczne. Było to tylko preludium. Jeszcze mocniejszym ciosem okazał się kryzys finansowy, który zachodnie gospodarki przeszły znacznie poważniej niż duże rynki wschodzące – z Chinami na czele. Po kryzysie zaczęły się odwracać lub przynajmniej zatrzymywać pozytywne tendencje polityczne, rosła grupa krajów niedemokratycznych.
Inwazja Rosji na Ukrainę jest kolejnym potężnym ciosem dla globalizacyjnego optymizmu z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, pokazuje całkowitą porażkę polityki wciągania Rosji do europejskiej współpracy poprzez rozwijanie relacji handlowych. Po drugie, sugeruje, że podobną porażką może zakończyć się polityka otwartości handlowej na Chiny, które wspierają Rosję i same przechodzą proces wzmacniania restrykcyjności systemu politycznego.
Wiara, że otwarty handel i rozwój gospodarczy będą promowały pokój i demokrację, dostała tyle ciosów, że leży nieprzytomna na deskach. Czy to knock-out? Niekoniecznie. Fakt, że optymizm ostatnich 30 lat był przesadzony, nie musi prowadzić do odchylenia wahadła w totalnie drugim kierunku.
Nie warto tracić z oczu kilku istotnych faktów, które wciąż stanowią powód do optymizmu. Odsetek krajów wolnych na świecie jest wciąż dużo, dużo wyższy niż 50 czy 100 lat temu. Trend rozwoju demokracji zatrzymał się mniej więcej w podobnym momencie, w którym kryzys finansowy zatrzymał wiele procesów rozwojowych, co sugeruje, że to kryzys i jego konsekwencje mogły utrudnić rozwój demokracji – a nie jakaś wrodzona nieatrakcyjność tego systemu. Może gdy uda się nadać kapitalizmowi nowy dynamizm i naprawić jego wady, wpływ rozwoju gospodarczego na demokratyzację ujawni się ponownie?
Myślę, że zanim skreślimy modernizacyjny potencjał tkwiący w rozwoju gospodarczym, powinniśmy więcej wysiłku włożyć w odpowiedź na pytanie, czy przypadkiem nie ma problemów po stronie procesów rozwojowych. Możliwe, że fakt, iż obserwujemy coraz mniejsze przełożenie rozwoju gospodarczego na modernizację polityczną, mówi coś o słabości procesów rozwojowych. Nieprzypadkowo największym wstrząsem społeczno-politycznym ostatnich 30 lat był właśnie kryzys finansowy, który trwale podniósł bezrobocie w krajach rozwiniętych, zwiększył nierówności dochodowe, ujawnił skandaliczną skalę powiązań elit finansowych i politycznych oraz podważył atrakcyjność modelu społecznego krajów zachodnich w oczach ludzi z rynków wschodzących. Świat jeszcze funkcjonuje w cieniu tego kryzysu.
Bardzo ciekawą próbą pokazania, w jaki sposób choroby zachodniego modelu kapitalizmu promieniują na świat, jest dość głośnia książka „Trade Wars are Class Wars” Michaela Pettisa i Matthiew Kleina. Autorzy tłumaczą, że nierówności dochodowe wewnątrz krajów są źródłem konfliktów między krajami, ponieważ zmuszają do zażartej walki o zagraniczne rynki zbytu – w społeczeństwach z wysoką produktywnością, ale słabym potencjałem zakupowym mas pracowników dużą część produkcji trzeba sprzedawać na świat. Wszyscy chcą więcej sprzedawać, niż mogą kupować, co prowadzi do konfliktu. Jest to jedna z prób wyjaśnienia, w jaki sposób model kapitalizmu może mieć przełożenie na jego zdolność do promowania pokoju.
Natomiast bez względu na to, czy przyjmiemy optymistyczną, czy pesymistyczną wersję historii, staniemy przed wyzwaniem, jak utrzymywać relacje handlowe z krajami autorytarnymi, łamiącymi prawa człowieka i dopuszczającymi się okrucieństw. Wątpię, czy masowe wychodzenie zachodnich firm z Rosji to jednorazowy przypadek.