Czy twoje geny głosowały za ciebie

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2025-06-06 12:30

Myślisz, że twój głos to wynik racjonalnej analizy programów i życiorysów kandydatów – być może. Ale co, jeśli za wyborem Rafała Trzaskowskiego lub Karola Nawrockiego stoi nie tylko rozum – lecz także geny? Dr Julia Kołodko, ekonomistka behawioralna, dowodzi, że nasze polityczne przekonania mogą mieć głębsze, biologiczne źródła.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: Nasze polityczne preferencje zapisane są w genach, twierdzą psycholodzy społeczni, w tym Jonathan Haidt, autor bestsellerowego „Prawego umysłu”. Brzmi jak science fiction?

Dr Julia Kołodko: Niekoniecznie. Badania wskazują, że takie decyzje, jak poparcie dla Trzaskowskiego czy Nawrockiego, nie wynikają tylko z analizy programów politycznych, ale mają głębsze podłoże – w biologii i strukturze mózgu. Weźmy dwie osoby. Jedna ceni porządek i stabilność, planuje z wyprzedzeniem, jest zapobiegliwa. Druga żyje z dnia na dzień, kupuje nowinki cyfrowe bez zastanowienia, pakuje się na wakacje w ostatniej chwili. Różnią się nie tylko stylem życia, ale też emocjami, reakcjami poznawczymi, a nawet genami. Miłośnikowi porządku zwykle bliżej do konserwatyzmu, podczas gdy spontaniczny duch zwykle popiera liberalne idee.

To oznacza, że rodzimy się z kartą wyborczą w ręku?

Nie do końca. Nasze preferencje polityczne są w 30-60 proc. uzależnione od genów, reszta to wpływ czynników społecznych: kultury, religii, wychowania, edukacji, mediów. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że dziedziczymy określony profil temperamentu: stosunek do ryzyka, porządku, hierarchii, a także poziom otwartości na nowość i lojalności wobec grupy. To z kolei może przekładać się na światopogląd.

Podobno światopogląd może ujawniać się w zaskakujących szczegółach – choćby w wyborze psa. Zwolennicy prawicy częściej decydują się na czworonogi rasowe, lewicowcy na te ze schroniska. Gdzie jeszcze widać różnice między obiema grupami?

Choć to może trąci stereotypem, nauka potwierdza, że upodobania estetyczne i życiowe często idą w parze z poglądami politycznymi. Tradycjonaliści chętniej słuchają muzyki klasycznej – takiej z wyraźnym rytmem, powtarzalnymi motywami, przewidywalną strukturą. Progresiści natomiast skłaniają się ku awangardowemu jazzowi, improwizacji i nieoczywistym dźwiękom. Podobne podziały widać na talerzu i w kierunkach wakacyjnych wojaży. Konserwatyści lubią znane smaki i sprawdzone miejsca – swojskość, bezpieczeństwo, powtarzalność. Postępowcy są miłośnikami egzotyki: nowych kuchni, nieznanych kultur, nieprzetartych szlaków.

A gdy rozmowa schodzi na tematy społeczne, np. migrację?

U postępowców dominuje ciekawość i otwartość na innego, u konserwatystów – obawy przed obcym i potrzeba kontroli. To różnice zapisane w strukturze i chemii mózgu. Badania neurobiologiczne pokazują, że u konserwatystów silniej aktywuje się ciało migdałowate – obszar odpowiedzialny za lęk i reakcje obronne. U liberałów mocniej pracuje wyspa – centrum empatii i świadomości emocjonalnej. Następny przejaw odmienności mogący określać sposób reagowania na świat. Osoby o poglądach prawicowych są bardziej wrażliwe na bodźce negatywne – zdjęcia katastrof, twarze pełne gniewu, sceny przemocy. Lewicowcy z kolei silniej reagują na obrazy radości: uśmiechnięte dzieci, krajobrazy, wyrazy czułości. Takie osobliwości naprawdę mają znaczenie. Pokazują, że polityczne spory to nie tylko kwestia ideologii. To zderzenie dwóch wersji ludzkiej percepcji.

Czy zatem jesteśmy ideowo zdeterminowani?

Nie. Genetyka nie oznacza przeznaczenia, raczej otwiera lub ogranicza pewne możliwości. Człowiek z genetyczną predyspozycją do ostrożności może dorastać w środowisku, które promuje eksplorację i ta inklinacja ostatecznie weźmie górę. Albo odwrotnie – ktoś biologicznie skłonny do otwartości i buntu może znaleźć się w konserwatywnym kontekście, który uczy szacunku dla reguł, hierarchii i autorytetów. Podobnie działa tzw. efekt wyspy kulturowej – jeśli jednostka dorasta w społeczeństwie homogenicznym, rzadziej będzie miała okazję rozwijać empatię wobec obcych. Natomiast osoby wystawione na różnorodność etniczną, narodową czy językową, choćby z natury ostrożne, mogą z czasem zbudować większą elastyczność poznawczą. Ale to też zależy od struktury ich układu nerwowego.

Czyli konserwatysta może przygarnąć bezpańskiego psa, a progresista sprzeciwić się unijnej polityce migracyjnej?

Oczywiście. Życie nie przypomina internetowego testu z możliwością postawiania znaku X tylko przy jednej z dwóch opcji, jak w drugiej turze wyborów prezydenckich. Jesteśmy bardziej złożeni, niż chcielibyśmy przyznać. W każdym z nas można odnaleźć rysy przypisywane zarówno sympatykom prawicy, jak i lewicy. Nasze wybory polityczne nie są prostą kalką wychowania, DNA ani owocem chłodnej analizy programów wyborczych. To raczej suma setek drobnych impulsów – emocji, doświadczeń, wrażeń czy presji otoczenia.

Co daje wiedza o źródłach naszych politycznych zapatrywań?

Po pierwsze – zrozumienie. Jeśli wiemy, że różnice polityczne mogą być w części zapisane w naszej biologii, łatwiej nam zaakceptować adwersarzy. To nie znaczy, że mamy się z nimi zgadzać. Ale może warto powściągnąć osąd moralny wobec tych, którzy widzą świat inaczej. Po drugie – szansa na lepszą rozmowę. Zamiast zarzucać komuś brak empatii, wystarczy zapytać, czego się boi. Odpowiedź często nie ma nic wspólnego z ideologią, tylko z emocją. Po trzecie – dystans do siebie. Nikt z nas nie jest wolny od wpływu środowiska, historii rodzinnej, struktury mózgu. I to wcale nie znaczy, że jesteśmy bezwolni. Przeciwnie – świadomość ograniczeń to pierwszy krok do wolności.

A może też do pokory?

Owszem, bo jeśli moje racje nie wynikają wyłącznie z logiki i wiedzy, ale także z reaktywności ciała migdałowatego, chyba powinnam wysłuchać kogoś, kto z tym samym zaangażowaniem broni przeciwnych poglądów, prawda? W świecie, który każdą różnicę zamienia się w konflikt, a każdą debatę w plemienną wojnę, taka wiedza to nie ciekawostka. To kompas. Nie prowadzi nas do zgodności, ale może nas ochronić przed pogardą. Geny mogą ustawić nasz wewnętrzny kompas, ale to kultura, historia, środowisko – i nasza własna samoświadomość, jeśli zdecydujemy się jej słuchać – wskazują kierunek, w którym naprawdę podążymy.

Czy zachodnie badania nad związkiem genów ze światopoglądem mają zastosowanie w Polsce mimo różnic kulturowych?
Nie w pełni. Choć badania – głównie z USA – sugerują, że polityczne preferencje mają biologiczne podłoże – obejmujące skłonność do ryzyka, potrzebę porządku czy poziom empatii – to ich przeniesienie na polski grunt nie byłoby dobrym pomysłem. Owszem, pewne mechanizmy wydają się uniwersalne: genetyczne predyspozycje wpływają na nasz temperament i sposób reagowania na świat. Jednak to, jak te cechy przekładają się na konkretne wybory polityczne, zależy w ogromnym stopniu od kultury, wychowania, doświadczeń społecznych i lokalnych realiów.

W Polsce oś podziałów ideologicznych wygląda inaczej niż na Zachodzie?

To taki polski paradoks. Nasze partie polityczne często łączą elementy liberalne i konserwatywne w konfiguracjach, które nie mieszczą się w zachodnich schematach. Prawica – na czele z PiS – kojarzy się z patriotyzmem i religią, ale zarazem z silnie rozbudowaną polityką socjalną. Lewica natomiast, choć obyczajowo progresywna jak na Zachodzie, raz po raz zaskakująco chętnie wspiera wolnorynkowe rozwiązania. W tak zagmatwanym pejzażu ideowym trudno o jednoznaczne wnioski. Genetyczne predyspozycje mogą wpływać na nasz temperament, ale przełożenie ich na wybory polityczne w Polsce to już zupełnie inna – i znacznie bardziej złożona – opowieść.

Jonathan Haidt cieszy się, że lewicowcy, konserwatyści i libertarianie kierują się różnymi intuicjami ideowymi i moralnymi. Czy podziela pani ten punkt widzenia?

Zdecydowanie tak – bo każda z tych perspektyw wnosi coś istotnego. Żadna nie ma monopolu na prawdę, ale razem tworzą pełniejszy obraz rzeczywistości. To właśnie w napięciu między nimi rodzi się społeczna równowaga. Jeśli chcemy jako wspólnota iść naprzód, potrzebujemy całej tej – czasem niewygodnej – różnorodności.