Deficyt obrotów na razie nie zagraża gospodarce

Marek Matusiak
opublikowano: 2000-04-14 00:00

Deficyt obrotów na razie nie zagraża gospodarce

GWAŁTOWNY PRZYROST: W ciągu dwóch pierwszych miesięcy 2000 r. deficyt obrotów bieżących zwiększył się — w stosunku do anologicznego okresu ub. roku — o 53 proc.

Czy deficyt obrotów bieżących może zagrozić gospodarce? Odpowiedź na to pytanie nie jest — bo nie może być — jednoznaczna. Przede wszystkim dlatego, że w dużej mierze chodzi o teoretyczne rozważania co do bariery, której przekroczenie może spowodować gospodarcze perturbacje. W ujęciu akademickim nigdy nie zostało to jednoznacznie sformułowane.

SPÓJRZMY na dysputy ekspertów. Nie tak dawno temu analitycy twierdzili, iż deficyt obrotów bieżących przekraczający 6 proc. wartości produktu krajowego brutto grozi załamaniem gospodarczym. Tymczasem dziś, gdy po dwóch pierwszych miesiącach roku deficyt ten osiągnął poziom 8,0-8,1 PKB, zdania są podzielone — spora grupa ekspertów bije na alarm, ale równie liczne jest gremium ekonomistów, którzy twierdzą, iż może on nawet jeszcze wzrosnąć bez szkody dla realizacji długofalowych celów naszej gospodarki.

TA ZDECYDOWANA różnica zdań, występująca przecież w zamkniętym kręgu znanych, i uznanych, ekspertów gospodarczych, jest na pierwszy rzut oka wręcz szokująca. Ale — gdyby się zastanowić — nie może być inaczej. Po pierwsze trzeba uwzględnić fakt, iż eksperci ci reprezentują różne opcje polityczne — toteż nie od rzeczy jest przypomnieć, iż rzadko zdarza się, by analityk zaangażowany w działalność ugrupowania opozycyjnego mógł oficjalnie mieć poglądy zbieżne z doradcą ekipy rządzącej.

KILKA LICZB. W lutym deficyt obrotów wyniósł 949 mln USD, co oznacza iż po dwu pierwszych miesiącach roku osiągnął on poziom 2156 mln USD. To aż o ponad 53 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Gdyby zaś porównywać wysokość deficytu w relacji luty do lutego — wskaźnik ten przekroczy 85 proc.!

CZY TO OZNACZA jednak, że tak znaczny przyrost deficytu obrotów bieżących bilansu płatniczego zaczął już realnie zagrażać gospodarce? I czy w ogóle można się ustrzec przed jego występowaniem? Odpowiedź na drugie pytanie jest zdecydowanie łatwiejsza. Deficyt oznacza de facto korzystanie z oszczędności zagranicznych, uzupełniających niewystarczające oszczędności krajowe. W naszej gospodarce jest on zjawiskiem wręcz nieuniknionym — rzecz w tym, że Polska, podobnie jak inne kraje wschodzące, uważana jest przez zagranicznych inwestorów za atrakcyjne miejsce do lokowania własnych kapitałów. Wysoki napływ takich kapitałów, na co kraj przyjmujący ma tylko ograniczony wpływ, automatycznie generuje deficyt obrotów bieżących.

NATOMIAST na pierwsze pytanie nie ma w zasadzie jednoznacznej praktycznej odpowiedzi. Dopóki bowiem istnieją możliwości pokrywania deficytu obrotów bieżących, bezpośrednie zagrożenie gospodarcze nie istnieje. Aktualnie — w sytuacji gdy bank centralny dysponuje poważnymi rezerwami dewizowymi — nie trzeba obawiać się o brak źródeł pokrywania tego deficytu. Zwłaszcza że nie skończył się proces prywatyzacji, pozostało jeszcze wiele atrakcyjnych przedsiębiorstw, którymi interesuje się kapitał zagraniczny, więc i z tej strony można spodziewać się poważnych wpływów.

WYNIKA z tego, iż w najbliższych miesiącach — nawet gdyby utrzymał się tak wysoki, jak w dwóch pierwszych miesiącach roku, przyrost — deficyt nie jest zagrożeniem. Z drugiej jednak strony, łatwo wyobrazić sobie scenariusz prowadzący do gospodarczej klęski. Wystarczy gwałtowny odpływ kapitału zagranicznego — a trzeba pamiętać, iż niezależnie od inwestycji produkcyjnych obecny jest w Polsce także kapitał czysto spekulacyjny, który błyskawicznie można wycofać — by spowodować zdecydowane osłabienie złotego i wręcz kryzys walutowy, co z kolei oznaczałoby spadek zaufania potencjalnych inwestorów i ponowne wycofywanie się ich z naszego kraju.

WÓWCZAS, niezależnie od teoretycznych rozważań, polska gospodarka rzeczywiście mogłaby się znaleźć na krawędzi bardzo poważnego kryzysu, o nie dających się wręcz przewidzieć skutkach. Do tego oczywiście nie można dopuścić. Recepta jest prosta: trzeba w odczuwalny sposób zwiększyć eksport lub drastycznie ograniczyć import, zwłaszcza konsumpcyjny. Wniosek ten bardzo łatwo można wyartykułować, znacznie jednak trudniej zrealizować w praktyce.