Trzy państwa Unii Europejskiej, czyli Polska, Bułgaria i Finlandia, są już odcięte od dostaw gazu z Rosji. Od początku wojny niezależność energetyczna jest pierwszoplanowym tematem dyskusji politycznych, choć mowa głównie o niezależności Europy od Rosji. A czy niezależność pełna, czyli energetyczna samowystarczalność, jest możliwa?
Poradzimy sobie
- Pełna niezależność energetyczna, rozumiana jako samowystarczalność, rzadko jest stuprocentowym celem regionu, państwa, czy firmy. Jest po prostu za droga – uważa Jarosław Wajer z firmy doradczej EY.
Podkreśla, że budowa magazynów i gromadzenie kolosalnych zapasów różnych surowców jest możliwa, ale to kosztuje. Dlatego zwiększanie niezależności powinno być tylko elementem strategii, obok kwestii ekonomicznych związanych z transformacją oraz kwestii związanych z punktem wyjścia danego kraju czy firmy.
Polska, mimo że odcięta od głównego dostawcy gazu, ma – zdaniem menedżera EY – dobrą sytuację. Nowa infrastruktura gazowa i wypełnione magazyny dają dobry punkt wyjścia.
- Europa też jest w stanie sobie poradzić, choć w dłuższej perspektywie niż Polska – uważa Jarosław Wajer.
Zależności złe i dobre
Europa samowystarczalności nie zapowiada. Jerzy Buzek, były polski premier i europarlamentarzysta, pilotujący nowe europejskie regulacje mówiące o obowiązkowym magazynowaniu gazu, zarekomendował w zeszłym tygodniu napełnianie magazynów surowcem pochodzącym od kogoś innego, niż ten jeden, niewiarygodny dostawca (czyli Rosja – red.). Jeśli nie z Rosji, to skąd? Bruksela prowadzi podobno rozmowy z USA, Norwegią, Azerbejdżanem, Algierią, Katarem, Izraelem czy Egiptem.
- Dziś, mówiąc o niezależności energetycznej, myślimy najczęściej o niezależności od paliw kopalnych z Rosji. Nie można jednak zapominać, że surowce energetyczne rozlokowane są często w takich częściach świata, które nie zawsze mają system wartości identyczny z naszym. Zamieniamy więc jedną zależność, „złą”, na inną – komentuje Aleksandra Gawlikowska-Fyk, ekspertka Forum Energii.
Nowe na horyzoncie
Europa planuje transformację energetyki i gospodarki oraz osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 r. Taka dekarbonizacja ma szanse uniezależnić nas od paliw kopalnych, ale jednocześnie niesie nowe zależności.
- Branża odnawialnych źródeł energii jest importerem komponentów czy surowców, które następnie w Europie przetwarza – przypomina Aleksandra Gawlikowska-Fyk.
Europa będzie też w przyszłości importować wodór, lit, kobalt czy metale ziem rzadkich, potrzebne do produkcji baterii. Debat na ten temat nie brakuje.
- Wiadomo, że najlepiej być zależnym od dóbr oferowanych przez wielu konkurujących ze sobą dostawców. Zależnością trzeba zarządzać, a ryzyko minimalizować – podkreśla Aleksandra Gawlikowska-Fyk.
Kobalt podobny do ropy
Daniel Raimi, badacz w Resources for the Future, napisał w marcu artykuł „Czy możemy przestać mówić o niezależności energetycznej?”. Na przykładzie USA przekonuje, że dopóki państwo uczestniczy w globalnej gospodarce i korzysta z dostępu do surowców, metali i paliw produkowanych lub wydobywanych za granicą, dopóty nie może i nie powinno dążyć do niezależności.
„Przyszłość oparta o czystą energię nie będzie przyszłością dającą niezależność energetyczną. Nikiel z Rosji, kobalt z Konga, metale ziem rzadkich z Chin czy lit z Chile, te wszystkie metale i minerały wykorzystywane do produkcji baterii, turbin wiatrowych czy modułów fotowoltaicznych uczestniczą w globalnych łańcuchach dostaw. Są elementem rynku i geopolityki tak samo, jak jest nią ropa” – pisze Daniel Raimi.
Sieci mają znaczenie
Jarosław Wajer z EY uważa, że na niezależność energetyczną coraz większy wpływ ma przesył i dystrybucja energii elektrycznej, które stają się przedsięwzięciem coraz bardziej złożonym.
- Nie mówimy już dziś przecież o przesyłaniu energii jedynie z elektrowni do odbiorców, ale w dwóch kierunkach, bo tę zmianę wprowadza energetyka rozproszona. A to z kolei wprowadza zupełnie nowe wyzwania związane z automatyzacją, IT oraz cyberbezpieczeństwem – mówi Jarosław Wajer.
Widać ryzyko blackoutów
W Polsce po 2025 r. skończy się rynek mocy, czyli specjalny mechanizm wsparcia dla elektrowni węglowych. Według prognoz PSE, czyli operatora systemu elektroenergetycznego, po tej dacie Polska może mieć problemy z produkcją takiej ilości prądu, która zaspokoi zapotrzebowanie, m.in. w szczycie. Jarosław Wajer do prognoz PSE podchodzi z pewnym dystansem.
- PSE oszczędnie dzieli się z rynkiem danymi, a jednocześnie jego misją jest zapewnienie stabilnych dostaw prądu, bez koncentrowania się na jego cenie. Mając to na względzie widzę ryzyko występowania blackoutów po 2025 r. - mówi Jarosław Wajer.