Czy do spotkania doszło w tajemniczym miejscu? Nie, w Sejmie. Czy temat był groźny? Nie, firma zaprezentowała argumenty, dlaczego regulacje w Polsce są gorsze niż w innych krajach Europy. Tak, raport korzystny dla niej, szok i niespodzianka. Czy reporter ustalił, że firma zyskała nieuzasadnione przywileje? Nie. Że doszło do choćby próby korupcji? Nie. Na czym więc polega owa „kontrowersja”? Głównie na tym, że polityk spotkał się z… przedstawicielem biznesu. Być może z powodu braku tematów w czasie wakacji lub osobistej traumy reakcja prezesa Jarosława Kaczyńskiego była błyskawiczna. Wydał „zakaz odbywania przez parlamentarzystów PiS udziału w spotkaniach o charakterze lobbystycznym lub co do których można sformułować domniemanie, że mają taki charakter”. Ten zakaz w praktyce oznacza, że posłowie PiS mają zakaz spotykania się z przedsiębiorcami, bo każde takie spotkanie może być objęte owym „domniemaniem”.
Pomysł absurdalny i bardzo szkodliwy dla gospodarki i rozwoju kraju. Politycy powinni mieć obowiązek, a nie zakaz spotykania się z ludźmi biznesu. To bowiem przedsiębiorcy — ich firmy i pracownicy — a nie politycy wypracowują wzrost gospodarczy. Posłowie powinni robić wszystko, żeby ułatwiać prowadzenie biznesu. To oczywiste, że każda firma ma swoje interesy, czasem sprzeczne z interesem innej. Polityk jest od tego, by je zważyć i wprowadzić regulacje możliwie najlepsze dla wszystkich. Nie będzie w stanie, jeśli nie będzie słuchał przedsiębiorców.
Warto też przypomnieć, że posłowie są utrzymywani z naszych podatków. Zostali wybrani głosami pracowników różnych firm, więc zakaz sprowadza się w praktyce do zamknięcia drzwi przed częścią wyborców. Od tego już tylko krok, by zakazać spotkań ze wszystkimi wyborcami i wtedy polityk będzie miał pełen komfort rządzenia, przecież wszystko wie najlepiej. Problem w tym, że z Sejmu co i rusz wychodzi prawo, które okazuje się szkodliwe i trzeba je naprawiać. Wielu błędów można byłoby uniknąć, gdyby konsultacje prowadzone były lepiej, a do tego spotkania są niezbędne.
Od kilku lat „Puls Biznesu” organizuje wiele spotkań przedstawicieli administracji publicznej z przedsiębiorcami.
W 2013 r. zorganizowaliśmy pierwszą debatę z cyklu „Czas na patriotyzm gospodarczy” z udziałem ministrów, szefów największych firm i czołowych przedsiębiorców. Jednym z uczestników był Mateusz Morawiecki, wówczas prezes banku. Najlepiej więc wie, jak dużo dobrego wychodzi z dialogu administracji i gospodarki. Normalną praktyką na Zachodzie jest angażowanie się administracji we wspieranie ekspansji międzynarodowej krajowych i prywatnych firm, a tego nie da się robić bez takich spotkań.
Napiętnowanie tego spotkania sprawiło także, że odżyły najgorsze demony: styk biznesu z polityką oznacza korupcję i przekręty. Wiele lat komunizmu wypracowało schemat, w którym przedsiębiorca jest złym „prywaciarzem”. Niestety, wciąż zdarzają się wypowiedzi polityków uderzające w ich reputację. Tymczasem ludzie biznesu zasługują na najwyższy szacunek, podejmują ryzyko, inwestują oszczędności, tworzą miejsca pracy i płacą podatki. Co jakiś czas trafia się nieuczciwy przedsiębiorca i wówczas należy go karać, tak jak każdego nieuczciwego obywatela, ale nie można piętnować całej grupy. Nie szczujmy na przedsiębiorców i wymagajmy, by państwo im pomagało, a nie przeszkadzało. Tylko wtedy Polska będzie się rozwijała, a obywatele — bogacili.