Czym dzisiaj jest luksus?
Luksus dla każdego oznacza coś innego: zegarek albo po prostu ciszę. Słowem, luksus to coś, o czym marzymy. Co sprawia nam przyjemność i co musimy dawkować. Drogi samochód? Owszem. A jak już go zdobędziemy, to co? Samolot? Wyspa? Góra pieniędzy? Wszystko to może być luksusem.
A dla Pana?
Dla mnie luksusem jest spędzanie czasu z córką. Wydaje mi się jednak, że generalna definicja luksusu się nie zmieniła. Nadal jest to coś wyjątkowego, z czego nie można się cieszyć każdego dnia, co ma na człowieka wpływ emocjonalny, można powiedzieć — dotyka jego duszy. Patrząc z tej perspektywy, luksus oznacza to samo, co kilkanaście lat wcześniej. Gdyby jednak zapytać np. naszych klientów, co dla nich oznacza luksus, mogliby powiedzieć, że to nagroda w myśl zasady: „ciężko pracowałem na swój majątek i po 15 latach przyszedł czas, by to sobie w końcu wynagrodzić”.
Skoro luksus dotyczy bardziej emocji, co decyduje o tym, że jakiś produkt jest luksusowy?
To nabywcy decydują o tym, co jest, a co nie jest dobrem luksusowym.
Czyli granice luksusu nie istnieją?
Raczej nie. W naszym przypadku każdy klient może stworzyć własnego Rolls-Royce’a, który będzie unikatowy jak odcisk palca. Chodzi oczywiście o detale. Na przykład jeden z naszych klientów przyniósł starego resoraka Rolls-Royce’a, którym się bawił w dzieciństwie. Chciał, by jego samochód miał dokładnie taki sam kolor. Dla niego, tak jak dla wielu innych ludzi, to właśnie jest maksymalny poziom luksusu. Słowem, granice luksusu są tak samo trudne do wyznaczenia jak granice ludzkiej wyobraźni.
Dobra luksusowe to trudny rynek?
Pracochłonny. Przy dobrach luksusowych bardzo ważne jest dziedzictwo marki. Nie da się go skopiować, można tylko wypracować. Przez wiele lat zarówno ludzie, którzy prowadzili firmę, jak też ci, którzy pracowali przy tworzeniu naszych samochodów, używali standardów wyznaczonych przez pierwszych właścicieli firmy. Posiadanie w ofercie takiej marki obliguje. Nie jest wcale łatwo sprostać temu zadaniu. Przy projektowaniu nowych rozwiązań nie możemy robić dużych kroków w jedną lub drugą stronę, muszą być małe, bardzo ostrożne i dobrze przemyślane, by zachować to, co klienci uznają za wyjątkowe w naszych samochodach. Aby to osiągnąć, trzeba być świadomym czegoś, co można nazwać DNA marki, i umieć przenieść tę wiedzę do rozwiązań we współczesnych autach. Myślę, że podobnie jest w przypadku innych luksusowych produktów.
Słowem, ewolucja i rozwój w branży dóbr luksusowych to powolny proces?
Nie. Jest tak samo szybki, jak w innych branżach. Korzysta z najnowszych technologii. Ale subtelniej. Nasz zespół, zanim zaprojektował nowego Rolls-Royce’a Phantoma, którego wypuściliśmy na rynek w 2003 r., zamknął się na trzy miesiące. Nie robili nic innego poza identyfikowaniem DNA wzornictwa Rolls-Royce’a. Przeprowadzili mnóstwo rozmów z byłymi projektantami — jeden z nich miał 90 lat — oglądali wiele starych modeli marki i po tym czasie udało się im wyodrębnić charakterystyczne cechy naszych samochodów. Później tę wiedzę wykorzystywano przy tworzeniu kolejnych modeli.
Z jakim skutkiem?
Zanim stworzyliśmy nowy model Phantom serii 2, zapytaliśmy klientów, co by zmienili w poprzednim modelu. Odpowiedzieli, żebyśmy nie zmieniali jego wyglądu, tylko wprowadzili nowszą elektronikę i technologię, system nawigacji itd. I dokładnie to zrobiliśmy. Z zewnątrz samochód poza detalami nie różni się od auta poprzedniej serii.
Rynek dóbr luksusowych to chyba bezpieczne miejsce pracy. Ponoć jest zupełnie odporny na kryzys?
Nie jest odporny. Nabywcy dóbr luksusowych też nie są odporni. Myślę, że różnica między ludźmi bogatymi a zamożnymi — a nasi klienci to głównie ludzie bogaci — polega na tym, że bogaci mają większe zabezpieczenie na trudne czasy. Przy kupnie dobra luksusowego nie pytali: „czy mnie na to stać”, tylko: „czy jestem w odpowiednim nastroju, by zainwestować tyle pieniędzy”. Kryzys psuje nastroje. Ale mieliśmy też kilkunastu klientów, którzy powiedzieli, że mimo kryzysu myśleli o kupnie naszego samochodu od kilku miesięcy. Inni wręcz uznali, że to idealny czas, by zainwestować w Rolls-Royce’a, bo to także inwestycja. 80 proc. naszych samochodów zbudowanych od początku istnienia firmy nadal jeździ po drogach, czyli to długoterminowa lokata. Jeszcze kilka lat temu bardzo popularne było po prostu tworzenie kolejnych dóbr luksusowych pod daną marką i sprzedawanie ich za niewyobrażalne sumy. Kryzys to zmienił. Klienci zdecydowanie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej skupili się na jakości i wartości, jaką uzyskują za swoje pieniądze, dlatego na całym rynku dóbr luksusowych nie ma już miejsca na żadne niedociągnięcia. Moim zdaniem, to bardzo pozytywny efekt załamania gospodarczego.
Spowolnienie oczyściło rynek?
Zmieniło. Coraz więcej ludzi kupuje luksusowe samochody nie po to, żeby woził ich nimi szofer, ale żeby samemu je prowadzić. Wyjątkiem są Chiny. Tam ludzie chcą być wożeni.