Inflacja utrzymuje się na poziomie 4,5 proc., ale równocześnie spadają realne zarobki, zatrudnienie i podaż pieniądza.
Wczorajsze dane makroekonomiczne nie zaskakują i wskazują na stabilizację w polskiej gospodarce. Niepokoju nie budzi nawet podwyższona inflacja, która w listopadzie wyniosła 4,5 proc. — tyle, co miesiąc wcześniej. Katarzyna Zajdel-Kurowska, szefowa analityków Banku Handlowego, uspokaja, że takiego tempa wzrostu cen można oczekiwać jeszcze w najbliższych miesiącach. Jej zdaniem, na koniec roku inflacja wyniesie 4,4 proc. W I kwartale 2005 r. może jednak wzrosnąć nawet do 5 proc.
Bez inwestycji
Podwyższona inflacja nie martwi analityków.
— Negatywny wydźwięk tych danych równoważą informacje o płacach — twierdzi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku.
Średnia płaca w przedsiębiorstwach wzrosła w listopadzie zaledwie o 2,7 proc. w ujęciu rocznym. Równocześnie liczba zatrudnionych nie zwiększa się. W stosunku do listopada 2003 r. zmniejszyła się nawet o 0,3 proc., — do 4,7 mln osób.
Lars Christensen, analityk Danske Bank, dodaje, że także podaż pieniądza pozostaje pod kontrolą. W danych NBP uwagę zwraca przyrost depozytów przedsiębiorstw przy stałym poziomie, a nawet lekkim spadku, wartości zaciąganych przez firmy kredytów. Świadczy to, że firmy nadal wstrzymują się z inwestycjami.
Widoki na obniżkę
Opublikowane we wtorek dane utwierdziły ekonomistów w przekonaniu, że Rada Polityki Pieniężnej nie zmieni dziś stóp procentowych. Coraz bardziej prawdopodobna staje się natomiast redukcja.
— Te dane utrwalają oczekiwania obniżki stóp — twierdzi Mateusz Szczurek.
— Coraz więcej argumentów przemawia za tym, że cykl zacieśniania polityki pieniężnej zakończył się — potwierdza Lars Christensen.