Dolar krwawi, ale to nie problem polskiej gospodarki

Marek ChądzyńskiMarek Chądzyński
opublikowano: 2025-05-27 16:01

Amerykańska waluta osłabiła się tak bardzo, że jej kurs w złotych zbliżył się do bariery opłacalności polskiego eksportu. Ale nie ma powodu, by bić na alarm — większość sprzedaży za granicę rozliczamy w euro, dolarami płacimy za import, w tym za paliwa.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • czy obecny kurs dolara jest opłacalny dla eksporterów
  • ile wynosi próg opłacalności eksportu w dolarach
  • jaki odsetek polskiego eksportu rozliczany jest w dolarach, a jaki w euro
  • jakie miejsce zajmują USA na liście najważniejszych polskich rynków eksportowych
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

We wtorek rano dolar kosztował nawet 3,73 zł. To dokładnie tyle, ile wynosi próg opłacalności polskiego eksportu wskazywany przez firmy biorące udział w badaniach prowadzonych przez NBP.

Rynkowy kurs dolara już od pewnego czasu zbliża się do progu bólu polskich eksporterów, co jest pośrednim skutkiem polityki gospodarczej USA, a właściwie nieprzewidywalności tej polityki.

Dolara osłabiają chaotyczne wojny handlowe, w których orężem są zapowiedzi wprowadzania wysokich stawek celnych (bardziej niż same stawki, których stosowanie na ogół jest zawieszane). Niepewność, jaką wywołują, widać w wycenach amerykańskich obligacji skarbowych i właśnie w kursie dolara.

Według danych przytaczanych przez agencję Reuters od początku kwietnia, gdy prezydent Donald Trump ogłosił wprowadzenie ceł na większość krajów, z którymi USA prowadzą wymianę handlową, dolar stracił 5 proc. w stosunku do koszyka głównych walut, a od styczniowego szczytu nawet 10 proc.

Ucieczka z bezpiecznej przystani

To, że dolar słabnie, raczej nie martwi amerykańskiej administracji. Osłabienie własnej waluty w sytuacji, gdy chce się odbudować krajową produkcję i jednocześnie poprawić jej konkurencyjność na świecie, to okoliczność sprzyjająca. Słaby dolar jest potrzebny choćby po to, by poprawiać saldo handlu zagranicznego. Dziś USA mają duży deficyt, a mówiąc krócej — więcej kupują z zewnątrz, niż sprzedają za granicę. Osłabienie dolara może pomóc przemalować ten obraz.

Rynek zdaje sobie sprawę z tego, że Biały Dom nie będzie zapobiegał deprecjacji dolara, stąd odwrót od amerykańskich aktywów. Według danych opublikowanych przez Bank of America w połowie maja zaangażowanie inwestorów w dolara spadło do poziomu najniższego od 19 lat. Badanie przeprowadzone przez bank wśród zarządzających funduszami wskazuje również, że 40 proc. inwestorów chce zwiększyć ochronę przed dalszą deprecjacją dolara. Odsetek tych, którzy uważali, że jest on przewartościowany, wynosił 57 proc., o 12 pkt proc. mniej w porównaniu z badaniem z kwietnia.

Dolar krwawi, a z nim eksport

Co osłabienie dolara może oznaczać dla polskiej gospodarki? Pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa, to oczywiście kłopoty eksporterów. Skoro kurs oscyluje wokół progu opłacalności, to jest jasne, że sprzedaż towarów z Polski do USA będzie mało rentowna. Zwłaszcza gdy USA zdecydują się jeszcze dodatkowo nałożyć jakieś cła na Unię Europejską, co uderzyłoby również w Polskę. Zapowiedź 50-procentowych ceł już zresztą padła, choć na razie ich wprowadzenie zostało zawieszone do 9 lipca.

Tani dolar więc to kłopot dla eksporterów, ale nie w skali makro. Co prawda USA są w pierwszej dziesiątce najważniejszych polskich rynków eksportowych, ale odbierają zaledwie 3,6 proc. z całego eksportu towarów. Nieopłacalność sprzedaży to zatem problem dla producentów z sektora maszynowego (do USA sprzedajemy bowiem m.in. silniki odrzutowe i turbośmigłowe), ale nie dla całej gospodarki.

Ponadto w handlu towarami z USA mamy niemały deficyt — po trzech miesiącach tego roku sięgnął 1,7 mld USD. Stany Zjednoczone są trzecim co do wielkości dostawcą towarów na polski rynek, po Niemczech i Chinach. Na koniec marca udział importu z USA w imporcie ogółem wynosił 5,3 proc.

Co ważne, z USA sprowadzamy towary o kluczowym znaczeniu. To przede wszystkim paliwa, jak gaz i ropa, oraz maszyny i urządzenia. Według danych zebranych przez Polski Instytut Ekonomiczny w 2024 r. import paliw i olejów mineralnych z USA wzrósł o 83 proc., a bezpośredni import z USA odpowiadał za 12 proc. polskiego importu paliw.

Tani dolar, dobry dolar

Zatem w kontekście kłopotów z wysokimi cenami energii osłabienie dolara to raczej dobra wiadomość. Tańszy dolar to tańsza benzyna, a w drugiej kolejności niższa inflacja. Przynajmniej w teorii.

— To jeden z najszybciej działających kanałów transmisji. Przesunięcie w dół kursu dolar/złoty i do tego niższe ceny gazu i ropy na światowych rynkach spowodowały rewizję prognoz inflacji na resztę tego roku. To jeden z głównych czynników — mówi Piotr Bielski, ekonomista Santander Banku Polska.

Dodaje, że taka konfiguracja, w której euro jest stosunkowo mocne względem złotego, a dolar słaby, jest dobra dla gospodarki.

— W euro rozliczamy eksport, natomiast importujemy za dolary. Mocne euro daje oddech eksporterom, słaby dolar działa dezinflacyjnie — mówi Piotr Bielski.

Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, przytacza dane na potwierdzenie tej tezy — około 53 proc. polskiego eksportu rozliczane jest w euro, w dolarze około 28 proc. Natomiast w przypadku importu relacja jest odwrotna — za 63 proc. zakupów za granicą Polska płaci w dolarach, w euro rozliczanych jest 26 proc.

— Nie powinniśmy więc zbytnio martwić się słabym dolarem z punktu widzenia opłacalności eksportu. Dolar byłby zmartwieniem, gdyby był zbyt mocny, bo to podniosłoby ceny importu — mówi ekonomista.

Według niego amerykańska waluta nie powinna dalej się osłabiać, sytuacja będzie się stopniowo stabilizować równolegle do postępu negocjacji handlowych i porozumień, jakie USA będą zawierać z partnerami. Paradoksalnie dolarowi może też pomóc obniżka stóp procentowych przez Fed, która przez rynek będzie postrzegana jako dowód na normalizację sytuacji w amerykańskiej gospodarce.