Sprzedać taniej, ale szybko zamknąć transakcję, czy przyjąć wyższą ofertę, narażając się na przepychanki z nadzorem finansowym? Oto pytanie, nad którym głowi się Rabobank International, właściciel BGŻ. Według niepotwierdzonych informacji, na stole leżą cztery oferty: hiszpańskiego Santandera, francuskiego BNP Paribas, Pekao i PZU.



Tydzień temu pojawiła się informacja, że bank już wybrał zwycięzcę — Francuzów. W miniony piątek miał ukazać się komunikat w tej sprawie. Żadnej informacji jednak nie było. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że rzutem na taśmę konkurs chciał rozstrzygnąć Santander, który przelicytował hojną ofertę BNP Paribas. Francuzi, o czym już pisaliśmy, położyli na stole okrągły miliard euro, czyli ponad 4 mld zł (wartość księgowa BGŻ to 3,4 mld zł). Santander podbił stawkę o 100 mln EUR. Choć podobno od przybytku głowa nie boli, to niespodziewany ruch Hiszpanów nieźle namieszał w głowach ludzi z Rabobanku.
— Dla akcjonariuszy liczy się cena za BGŻ, z tym że w tym przypadku najwyższa oferta niekoniecznie jest najlepsza — mówi filozoficznie przedstawiciel sektora bankowego.
Kupcy nieidealni
Cały ambaras w tym, że transakcja musi dostać błogosławieństwo Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), a nadzorcy nie bardzo odpowiada najhojniejszy oferent — Santander. Tak naprawdę, z punktu widzenia KNF, żaden kandydat nie jest odpowiedni. Santander kupił już w Polsce trzy banki (AIG, BZ WBK i Kredyt Bank) i choć w przeprowadzaniu fuzji jest nader sprawny, to porywa się na BGŻ w trakcie porządkowania biznesów w Polsce. Obecnie trwa proces łączenia Santander Consumer Banku z grupą BZ WBK. Nadzór woli najpierw zobaczyć, jak działa uporządkowana grupa. Natomiast fuzja Pekao, drugiego banku w kraju, z BGŻ może doprowadzić do nadmiernej — zdaniem KNF — koncentracji rynku.
Przedstawiciele nadzoru kilkakrotnie wyraźnie mówili, że obecny układ sił na rynku bankowym jest z punktu widzenia bezpieczeństwa sektora bliski optimum. W przypadku BNP Paribas problem koncentracji nie występuje, ale bank ma nie do końca poukładane relacje z nadzorcą związane z odkładanym przez lata zwiększeniem free float na giełdzie. Zobowiązał się do tego wobec KNF, przejmując dawny Fortis, ale słowa nie dotrzymał.
PZU ma jeden feler — jest inwestorem finansowym, a nie branżowym — preferowanym przez komisję.
Testowanie cierpliwości
Teoretycznie KNF nie może zablokować sprzedaży BGŻ ze względu na zastrzeżenia do oferentów. Jednak przeprowadzenie transakcji wbrew nadzorcy to ryzykowne przedsięwzięcie. Na przykładzie szykowanej właśnie fuzji PKO BP z Nordeą widać, że regulator może stanąć okoniem i testować cierpliwość zainteresowanych. Choć transakcja jest czysta, to kupujący wciąż czeka na zgodę na przejęcie aktywów szwedzkiej Nordei w Polsce. Rynek odczytuje zachowanie KNF jako demonstrację siły.
— Przypadek Nordei jest przestrogą dla innych sprzedających. Przekaz jest jasny: nadzór, jeśli zechce, może opóźnić transakcję i uprzykrzyć życie kupującemu — mówi przedstawiciel jednego z banków. Rabobank nie może pójść na udry z KNF także z innego powodu. Po pierwsze, już ma z nią na pieńku, ponieważ, pozbywając się BGŻ, łamie wcześniejsze zobowiązania inwestorskie. Po drugie, po sprzedaży BGŻ nie zamierza, jak AIB, były właściciel BZ WBK, czy KBC, były inwestor Kredyt Banku, zwijać manatków i wynosić się z Polski. Holendrzy chcieliby zostać na rynku, zatrzymując korporacyjny Rabobank Polska. Sęk w tym, że przejmując BGŻ, zobowiązali się wobec KNF do połączenia obu banków. Proces jest w toku i przed miesiącem zarządy obu spółek podpisały plan połączenia, którego realizacja rozpisana jest na przyszły rok. Przeprowadzenie fuzji wymaga standardowo zgody KNF. Zarządy już o nią wystąpiły. I czekają, bo komisja jeszcze nie zabrała głosu w tej sprawie.
— Postępowanie administracyjne jest w toku — mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.
Wąż w kieszeni
Według naszych ustaleń, w grze cały czas jest PZU, które konsekwentnie realizuje plan (opisany kilka tygodni temu na łamach „PB”) inwestycji w dwa banki równocześnie: w BGŻ i Alior Bank. Ubezpieczeniowy gigant ma jednak zasadniczy problem: węża w kieszeni. Licytuje niżej niż konkurenci, jednak nie dlatego, że nie ma pieniędzy. Po pierwsze, traktuje bankowe zakupy jak inwestycję finansową, a po drugie…
— PZU nie może dać więcej, niż skarb państwa wziął przed rokiem za sprzedaż pakietu akcji w BGŻ. Od razu podniosłyby się głosy, że spółka kontrolowana przez państwo odkupiła bank po wyższej cenie, niż wcześniej to samo państwo bank sprzedało, niektórzy interpretowaliby to tak, że skarb sprzedał zbyt tanio i pozwolił zarobić Holendrom — mówi osoba zbliżona do transakcji, zastrzegająca anonimowość. Jeśli trzymać się tej kalkulacji, to pułapem, którego PZU nie może przeskoczyć, jest 3,7 mld zł. To około 72,5 zł za walor. Tyle przed rokiem Rabobank płacił w wezwaniu za jedną akcję. To więcej niż wartość księgowa BGŻ, ale — jak wynika z nieoficjalnych informacji — mniej, niż zadeklarowali Hiszpanie i Francuzi.
PZU ma też jednak asa w rękawie. Jest nim obietnica szybkiego przeprowadzenia transakcji. Nadzór, co prawda, nie kocha inwestorów finansowych w branży bankowej, ale w tym przypadku nie chodzi o fundusz z centralą w londyńskim City, ale spółkę z siedzibą w Warszawie. Andrzej Jakubiak, przewodniczący KNF, przed miesiącem powiedział w wywiadzie dla „Bloomberg Businessweek Polska”, że na rynku polskim są trzy instytucje, które mogą zaangażować się w proces „udomowienia banków”: „PKO BP, PZU i OFE jako całość”. To pozwoliłoby Holendrom sprzedać BGŻ, a jednocześnie zostać na rynku z Rabobankiem Polska. Jeśli transakcja będzie się przeciągać, Holendrzy będą musieli połączyć Rabobank Polska z BGŻ i po sprzedaży znikną znad Wisły.
Salomonowe wyjście
Z naszych informacji wynika, że Rabobank już zdecydował, komu sprzedać BGŻ. Według jednego źródła bank oceniając oferty, posłużył się systemem stosowanym w konkursach skoków narciarskich: odrzucił dwie skrajne propozycje, czyli najwyższą i najsłabszą, i wskazał na BNP Paribas. W ten sposób bank może zainkasować bardzo przyzwoite pieniądze, nie drażniąc przy tym zanadto KNF, dla którego francuski inwestor jest bardziej strawny niż Santander. Według naszego rozmówcy, transakcja jest finalizowana i komunikat o sprzedaży BGŻ może ukazać się przed świętami. Byłoby to zgodne za wcześniejszymi informacjami, że transakcja zostanie zamknięta na przełomie tego i przyszłego roku.