
30 października po południu premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że przez kolejne trzy dni cmentarze w całej Polsce będą zamknięte. Celem miało być uniknięcie tłumów na samych nekropoliach oraz w transporcie publicznym. Szef rządu wyjaśnił, że tak długo zwlekał z decyzją, ponieważ do końca miał nadzieję, że liczba zakażeń zacznie spadać. Tak się jednak ostatecznie nie stało.
Następnego dnia premier napisał na Twitterze, że państwo odkupi od przedsiębiorców kwiaty, które mieli w tych dniach sprzedawać. I kilka dni później faktycznie ukazało się rządowe rozporządzenie dotyczącego tego skupu. Zadanie powierzono Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR). Sam skup rozpoczęto szybko (trwał do 6 listopada), jednak jego podsumowanie możliwe było dopiero po 30 listopada, ponieważ tego dnia upływał termin składania potwierdzeń odbioru kwiatów.
„Szacunkowa kwota na wypłatę pomocy wynosi 85 mln zł” - napisało w odpowiedzi na pytania „PB” biuro prasowe ARiMR. Z informacji Agencji wynika też, że większość, bo około 74,3 mln zł, ma pokryć koszty skupu chryzantem doniczkowych, zaś na chryzantem ciętych przeznaczone jest 10,7 mln zł.
ARiMR dodaje, że pomoc zostanie wypłacona do końca grudnia 2020 r. po uprzedniej weryfikacji złożonych potwierdzeń odbioru chryzantem. Pracownicy Agencji właśnie sprawdzają te dokumenty.
Na początku listopada instytucja podawała, że „pomoc będzie wypłacona ze środków budżetowych ARiMR przewidzianych na 2020 r.”. Teraz jednak informuje, że „wsparcie zostanie sfinansowane ze środków Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 i nie wiąże się z potrzebą przesunięć środków w obrębie budżetu ARiMR”.
Ceny od sztancy
Przypomnijmy, że zgodnie z rozporządzeniem płacono po 20 zł za donicę (warunkiem była sprzedaż co najmniej 50 chryzantem doniczkowych), za kwiaty cięte – po 3 zł za sztukę (tu minimum wynosiło 200 kwiatów). M.in. z tego powodu rozporządzenie krytykowali plantatorzy, z którymi rozmawialiśmy.
- To ceny wzięte z powietrza – ocenia Włodzimierz Perek, plantator z Rogoźna pod Łodzią.
Nie jest odosobniony w tej opinii.
- Ceny były bez sensu. Nie wiem, kto je ustalał, ale na pewno nie była to osoba, która cokolwiek wie o ogrodnictwie – mówi Jadwiga Ledwoń, która wraz z mężem i synem prowadzi plantację chryzantem w Oświęcimiu.
Według niej oferowanie jednakowej ceny za wszystkie rodzaje chryzantem: wielkokwiatowe, drobnokwiatowe, mniejsze i większe donice jest nieporozumieniem.
Powrót spekulanta
Skup wywołał niespotykane wcześniej zainteresowanie więdnącymi kwiatami.
- Gdy okazało się, że będzie interwencyjny skup, zgłosiło się do mnie bardzo wielu nabywców, którzy kupili prawie cały towar, jaki mi został. Były to chryzantemy trzeciej klasy, w zasadzie odpad, ale do skupu się nadawały. W tym roku sprzedałem 99 proc. towaru, czyli więcej, niż w poprzednich latach – mówi Krzysztof Walas, producent chryzantem z województwa małopolskiego.
Państwo Ledwoniowie większość chryzantem sprzedali w październiku hurtownikom, a pozostałą część wystawili na stoisku pod cmentarzem.
- Tych około 300 donic musieliśmy spakować i przywieźć z powrotem do szklarni – mówi Jadwiga Ledwoń.
Dzięki pomocy znajomych oraz obniżeniu ceny kwiaty udało się sprzedać. Jednak inni oświęcimscy producenci chryzantem skazani byli na rządowy skup.
- Mam nadzieję, że przed końcem roku dostaną obiecane pieniądze, nie tak, jak rolnicy, którzy wciąż czekają na wypłaty za zeszłoroczną suszę – mówi Jadwiga Ledwoń.