Krzyżanowski w piątek w rozmowie z PAP pytany o to, czy ta eskalacja oznacza pełnowymiarowy konflikt odpowiedział, że "jeszcze nie możemy mówić, że mamy do czynienia z wojną". "Na pewno czeka nas kilka nerwowych dni" - dodał.
Jak zauważył, choć brzmi to surrealistycznie, to jednak skomplikowana mozaika bliskowschodniej polityki, kwestie historyczne, geograficzne oraz stan izraelsko-irańskich relacji sprawiają, że daleko idące ataki, które w przypadku innych krajów byłyby nazywane wojną - w tym konkretnym wypadku wojną jeszcze nie są.
"Iran nie pozostawi tego ataku bez odpowiedzi i będzie się starał uderzyć w Izrael bardzo boleśnie. Pytanie, czy po izraelskim ataku ma jeszcze czym" - powiedział Krzyżanowski, odnosząc się do informacji o izraelskich atakach na stricte wojskowe obiekty, jak radary i centra dowodzenia. Dodał, że w wyniku izraelskich działań wyeliminowano "najwyższych oficerów irańskich sił zbrojnych".
Ekspert podkreślił, że o ile atak na obiekty nuklearne jest bez precedensu, to nadal nie jest pewne, czy Izrael jednocześnie zniszczył też irański arsenał rakietowy, bądź poraził możliwości jego wystrzelenia. Jeśli tak - jego zdaniem Iran przez najbliższe miesiące będzie odbudowywał swój arsenał, by "uderzyć w odpowiednim czasie". "Natomiast jeśli Iran zachował zdolności odwetowe, to najdalej za kilka godzin zobaczymy odpowiedź" - dodał.
Pytany o wypowiedź prezydenta USA Donalda Trumpa, który już po ataku mówił że "ma nadzieję na powrót do negocjacji z Iranem" ws. zaprzestania rozwijania przez niego programu nuklearnego Krzyżanowski odpowiedział, że nie spodziewałby się, by irański rząd zasiadł teraz z powrotem do rozmów.
"Nie twierdzę, że jakiekolwiek rozmowy między Islamską Republiką Iranu a Stanami Zjednoczonymi są już całkowicie na zawsze wykluczone, ale tą bieżącą odsłonę negocjacji już można spisać na straty" - powiedział.
Izrael rozpoczął w piątek nad ranem ataki na Iran, deklarując, że ich celem są obiekty nuklearne i wojskowe. Według irańskich mediów i urzędników, operacja była wymierzona m.in. w kluczowy zakład wzbogacania uranu w Natanz w środkowej części Iranu oraz obiekt w Parczin, gdzie, w ocenie ekspertów, prowadzone są badania nad bronią jądrową. Premier Izraela Benjamin Netanjahu w piątkowym orędziu mówił, że Iran jest w stanie zbudować dziewięć bomb atomowych, co stanowi zagrożenie dla istnienia Izraela. Ostrzegł, że operacja może potrwać "wiele dni".
Również w piątek rano armia izraelska powiadomiła, że z Iranu w stronę Izraela wystrzelono ponad 100 dronów i że zaczęła je przechwytywać poza izraelską przestrzenią powietrzną. Izraelski atak na Iran ostro potępiła Arabia Saudyjska oświadczając, że stanowił on naruszenie prawa międzynarodowego. Podobnie zareagowały inne arabskie państwa Bliskiego Wschodu.
W niedzielę miało dojść do kolejnej, szóstej rundy amerykańsko-irańskich rozmów o porozumieniu nuklearnym. Główną osią niezgody były żądania Waszyngtonu, by Iran zlikwidował swój program wzbogacania uranu, czego reżim w Teheranie konsekwentnie odmawiał.
Jak napisał w czwartek portal Axios, wysłannik USA ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff miał powiedzieć republikańskim senatorom w zeszłym tygodniu, że jeżeli Waszyngton i Teheran nie osiągną porozumienia w sprawie umowy nuklearnej, Izrael może zaatakować Iran. Ostrzegł, że jeżeli dojdzie do ataku Izraela na irańskie instalacje nuklearne, odwet Teheranu może przytłoczyć izraelską obronę powietrzną i spowodować masowe ofiary i duże straty.