W maju polsko-norweska firma F4F rozpocznie hodowlę zwierząt wodnych i uprawę roślin w obiegu zamkniętym. Od razu chce zarabiać.
800 lat temu kilkadziesiąt kilometrów na północ od Wrocławia cystersi założyli Stawy Milickie. Dziś znajduje się tu największy w Europie ośrodek hodowli karpi oraz rezerwat ptactwa wodnego.
— Marzy nam się, by nasz region wykonał skok w XXI w. i stał się klastrem, w którym w obiegach zamkniętych będą hodowane zwierzęta i rośliny wodne. Jako prezydent Wrocławia zajmowałem się industrializacją Dolnego Śląska. To się powiodło. Za kilkanaście lat biedniejsza część województwa może być kwitnąca w innym sensie. Chcemy stworzyć koncept, który przyciągnie kolejne firmy i pozwoli stworzyć ekosystem producentów spożywczych w zgodzie z obecnymi megatrendami, do których należą zmiany klimatyczne i bezpieczeństwo żywności — mówi Rafał Dutkiewicz, były prezydent Wrocławia, obecnie współudziałowiec firmy Food 4 Future Technologies (F4F).
Zmiany klimatyczne powodują, że woda staje się coraz cenniejsza, a zanieczyszczenia oceanów sprawiają, że hodowane w obiegu zamkniętym ryby mają mniej szkodliwych substancji niż dzikie.
Badawcza i komercyjna
Zespół związany z F4F stworzył projekt badawczy m.in. z NIVA, norweskim instytutem zajmującym się zwierzętami wodnymi, Politechniką Krakowską, Politechniką Warszawską, FNI (norweski instytut badań społecznych) i CASE. Firma we współpracy z wrocławskim Miejskim Przedsiębiorstwem Wodociągów zbuduje na jego terenie farmę akwaponiczną, czyli hodowlę ryb lub skorupiaków oraz roślin wodnych w obiegu zamkniętym. Druga powstanie w Norwegii przy szkole w Oslo i ma mieć aspekt edukacyjny. Partnerzy wygrali 9,5 mln zł w konkursie NCBR dotyczącym rozwiązań dla miast przyszłości, finansowanym z funduszy polsko-norweskich. Instalacja badawczej farmy w Polsce, która ma ruszyć na przełomie czerwca i lipca, będzie kosztować ponad 1 mln zł.

Wcześniej, na przełomie kwietnia i maja, wystartuje farma komercyjna F4F. W spółkę zainwestowała grupa norweskich właścicieli farm rybnych i centrum badawczo-rozwojowego oraz Polacy: Rafał Dutkiewicz, Katarzyna Pala, Tomasz Gondek i przedsiębiorcy z Wrocławia i Warszawy. Wycena spółki wynosi ponad 20 mln zł.
— Chcemy zbudować akwaponiczną hodowlę skorupiaków i mikroalg. Zależy nam na algach produkujących astaksantynę, kwas omega-3 i omega-6, ważny dodatek do diety wegan. Chcemy początkowo produkować 500 kg biomasy tygodniowo. Skorupiaki będziemy hodować w zbiornikach po 2 tys. litrów, a algi w reaktorach workowych po 20 worków, które pomieszczą po 90 litrów biomasy, czyli roztworu z mikroalgami. Całość będzie funkcjonowała w dwóch połączonych ze sobą obiegach zamkniętych, dzięki czemu produkty przemiany materii ryb posłużą jako naturalny nawóz w produkcji alg — mówi Katarzyna Pala, prezeska F4F.
Wobec ryzyka niedoboru żywności i rosnących cen rozwój każdej formy produkcji jest dobrym pomysłem, podobnie jak dywersyfikacja źródeł produktów spożywczych. Dlatego takie inicjatywy są krokiem w dobrym kierunku. Szczególnie wartościowe są te, które pozwalają na produkcję żywności wysokiej jakości przy jak najbardziej ograniczonym wpływie na środowisko. Zaletą akwaponiki jest z pewnością zamknięty obieg, pozwalający na kontrolę procesu produkcji i jakości żywności. Przy odpowiedniej trosce o czystość zbiorników i mogą powstać wartościowe produkty, które z pewnością znajdą miejsce na rynku.
Modułowy projekt czeka na pieniądze
F4F dzierżawi halę pod Wrocławiem. W instalację zainwestuje 3-4 mln zł. Cykl produkcji alg trwa 3-4 tygodnie. To przedsięwzięcie pilotażowe, ale powinno być rentowne.
— W trzecim kwartale planujemy drugą rundę inwestycyjną, z której oczekujemy 5-10 mln zł. Jeśli zainteresowanie inwestorów będzie bardzo duże, jesteśmy w stanie bardzo szybko multiplikować projekt, bo to systemy modułowe. Takie farmy kosztują 2,5-10 mln EUR — mówi Rafał Dutkiewicz.
F4F to nowa nazwa Fish Farm Solutions - firmy, która wyrosła na bazie technologii na licencji SensDx i produkuje testy do precyzyjnej diagnostyki ryb. Korzystając z tych kompetencji, spółka realizuje działalność związaną z precyzyjną hodowlą w obiegu zamkniętym.
— Nadal zajmujemy się diagnostyką, pracujemy nad testami chorób łososi i krewetek, otrzymaliśmy na nie granty w wysokości 3 mln EUR. Testy dla łososi są na bardziej zaawansowanym etapie, ale z powodu pandemii przez dwa lata nie mogliśmy zrobić ich walidacji na farmie w Norwegii. Po otwarciu granic udało się i na tysiącu próbek osiągnęliśmy bardzo dobre wyniki: ponad 80 proc. czułości i swoistości. Kolejna walidacja odbędzie się latem i do końca roku produkt będzie gotowy do sprzedaży. Testy dla krewetek są w fazie laboratoryjnej — mówi Katarzyna Pala.